Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Jakieś olbrzymie widma pochylały się nad nim. W zamroczonym umyśle rzeczywistość plątała się ze wspomnie- niami z Australii. Oto buszrendżer40 grozi Tomkowi długim, ostrym jak brzytwa nożem. Smuga zasłania sobą chłopca, chwyta kosmatą łapę bandyty, lecz w tej chwili przewod- nik, Australijczyk Tony, woła wysokim głosem: „Stój! Nie tutaj! Anglicy spalą wioskę i powieszą nas na drzewach!" Smuga spostrzega, że Tomek krzyczy narzeczem afrykańskich Murzynów. Na uła- mek sekundy na tyle odzyskuje przytomność, by uchwycić okiem błysk stali. Ponowne uderzenie w głowę i piekący ból w lewym ramieniu zamroczyły go na nowo. Zdawało mu się, że spada w otchłań. Ciało jego wyprężyło się, potem znieruchomiało. 40Nazwa australijskich rozbójników grasujących po gościńcach. 87 — Tatusiu, dlaczego pan Smuga tak długo nie wraca? — niecierpliwił się Tomek, spoglądając w kierunku góry Elgon. — Przecież minęło już kilka godzin, odkąd wy- szedł z obozu. — Mnie to również niepokoi. Czyżby odkrył coś podejrzanego? — szeptem odparł Wilmowski. — Pan Hunter i bosman też przepadli jak kamień w wodę — cicho ciągnął Tomek. — Tatusiu, przyjrzyj się tylko tragarzom. Wydaje mi się, że ogarnęło ich jakieś podnie- cenie. Czemu nasi towarzysze tak długo nie wracają? Wilmowski zmarszczył brwi. Nieobecność Smugi, Huntera i bosmana przedłużała się, a tymczasem Kawirondo byli coraz bardziej podnieceni. Pochylali się ku sobie, szep- tali i zerkali na białych łowców. — Gdzież to się Sambo podział? — naraz zapytał Wilmowski. — Nie mogę go utrzymać na miejscu. Stale się kręci między Kawirondo — wyjaśnił Tomek z niezadowoleniem. Wilmowski przywołał dowódcę masajskiej eskorty. — Mescherje, czy twoi ludzie dobrze pilnują, aby tragarze nie oddalali się od obozu? — zapytał, gdy Masaj przykucnął przy nim. — My dobrze pilnujemy — stanowczo odparł Mescherje. — Czy jesteś pewny, że nikt nie wyszedł z obozu? — Oni chodzą za własną potrzebą, ale tylko pojedynczo. My dobrze pilnujemy. — Zwracajcie na nich baczną uwagę. Dlaczego Kawirondo są tak ożywieni? Przed- tem byli ponurzy i milczący, a teraz szepczą bez przerwy. — Murzyni zawsze lubią dużo mówić. Cichną, gdy Masaj do nich podchodzi. Podczas gdy Wilmowski rozmawiał z Mescherje, mały Sambo przykucnął przy Tom- ku. Pociągnął Dinga za ogon. Cofnął się szybko, ponieważ pies warknął szczerząc kły. Tomek uspokoił Dinga. Przez chwilę obydwaj chłopcy szeptali z ożywieniem, po czym Tomek przybliżył się z Sambem do ojca i rzekł przyciszonym głosem: — Tatusiu, posłuchaj! Sambo twierdzi, że wśród naszych tragarzy znajduje się jakiś obcy Kawirondo. Wilmowski, aby ukryć zmieszanie, roześmiał się, jakby usłyszał jakiś dobry dowcip. Nabił fajkę tytoniem i dopiero wypuściwszy kilka kłębów dymu zapytał: — Sambo, czy jesteś tego pewny? — Tak, tak, wielki buana! Sambo jest pewny — potwierdził Murzyn. — Jakiś obcy Kawirondo powiedział coś tragarzom. Oni zaraz zgłoszą się do białego buany i powie- dzą, że chcą iść dalej. — Skąd ty to wiesz? — Sambo biega wśród nich i podsłuchał wszystko. Sambo kocha bardzo wielkiego białego buanę i małego buanę. 88 — Co ty na to, Mescherje? — zagadnął Wilmowski. — My dobrze pilnujemy. Tu nie mógł przyjść nikt obcy. Może Sambo się myli? — Nie, Sambo się nie myli. Tu przyszedł obcy Kawirondo — zapewnił Murzyn. — Zaraz sprawdzę, ilu tragarzy jest w obozie — powiedział Wilmowski. Na rozkaz Mescherje Kawirondo ochoczo stanęli w szeregu. Wilmowski przeli- czył ich dwukrotnie, przyglądając się każdemu badawczo. Liczba Kawirondo nie ule- gła zmianie. Wilmowski polecił Tomkowi wydać tragarzom po porcji tytoniu i żegnany pochwalnym szmerem wrócił z trójką towarzyszy przed namiot. — Chyba się pomyliłeś, Sambo — mruknął niechętnie zapalając ponownie fajkę. — Nikt nowy nie przybył do obozu. Liczba tragarzy nie uległa zmianie. — To znaczy, że jeden odszedł, a drugi przyszedł — odrzekł Sambo. — O, do licha! To jest zupełnie prawdopodobne! — zawołał Wilmowski. — Przecież mówiłeś, Mescherje, że oni wychodzili pojedynczo z obozu. — Sambo twierdzi, że Kawirondo się zamienili — zastanowił się dowódca masajskiej eskorty. — Tak, być może. Krótko są z nami, jeszcze ich nie znamy wszystkich. — Hm, gdyby Smuga był tutaj, może by rozpoznał obcego. On zawsze doskonale pa- mięta każdego Murzyna — zafrasował się Wilmowski. — Dlaczego ten biały buana tak długo poluje? — zapytał Mescherje. — Widzisz, pan Smuga nie poszedł na polowanie. Miał zamiar rozejrzeć się po oko- licy — wyjaśnił Wilmowski. — Źle zrobił, że poszedł bez psa — szepnął Mescherje. — Trzeba szukać białego bu- anę, póki dzień. Potem nie widać już śladów. W nocy może być deszcz. Tu często wie- czorem pada. — Co robić? Przecież nie mogę zostawić obozu na łasce Kawirondo. Żeby choć bos- man i Hunter wrócili jak najszybciej — z niepokojem powiedział Wilmowski. Jakby w odpowiedzi rozległ się tętent koni. — Jadą! Jadą! — ucieszył się Tomek. Niebawem obydwaj łowcy wpadli do obozu na spienionych wierzchowcach. Bosman ociężale zeskoczył z konia i rzucił cugle jednemu z Murzynów. Hunter również oddał swego konia pod opiekę Kawirondo, po czym razem z bosmanem zbliżył się do Wil- mowskiego. — A niech wieloryb połknie tę waszą Afrykę! — wysapał bosman. — Byliśmy w pię- ciu okolicznych wioskach i poza babami kurzącymi długie gliniane faje oraz starcami nie zastaliśmy ani jednego chłopca zdolnego do dźwigania ładunku na plecach. — Oni po prostu schowali się przed nami w dżunglę — dodał Hunter. — Wmawia- no w nas, że wszyscy mężczyźni pojechali na jezioro łowić ryby. — Żeby im te ryby wyzdychały! — mruknął bosman. — Gdzie są Masajowie, którzy poszli z wami? — zaniepokoił się Wilmowski. 89 — Zaraz tu będą. Wyprzedziliśmy ich na koniach — odrzekł Hunter. — Całe szczęście, że już wróciliście, bo niepokoimy się o Smugę — zaczął Wilmow- ski i natychmiast poinformował towarzyszy o sytuacji w obozie. Hunter zasępił się, natomiast bosman zapomniał natychmiast o zmęczeniu. — Coś mi brzydko cuchnie ta cała sprawa, szanowni panowie! — zawołał stanow- czo. — Tu nie ma co się namyślać, tylko trzeba drałować na poszukiwanie
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Powoli wracali do stajni, w której trzymano tylko konie Calhenny’ego, a później Morris szedł do swojego wielkiego domu, a Beau do swojej chaty, gdzie czekała na niego...
- Gospodarz atoli, długą praktyką nauczony, trzymając się pewnych, politycznych w rządzeniu zasad, wielce dowcipnemi sposobami umiał zawsze między nimi utrzymywać tak...
- Noszenie pończoch jest dla facetów łatwiejsze, bo pończochy lepiej się trzymają na owłosionych i muskularnych udach...
- W swych dłoniach trzymali pergaminowe zwoje z wersetami z wyznaniami wiary Piotr z Jeremiaszem, Jan z Dawidem, Andrzej z Izajaszem, Jakub z Zachariaszem...
- Reporterzy nie mieli wstępu na konferencję, tłoczyli się jednak na korytarzu, trzymając w pogotowiu jaskrawe reflektory i miniaturowe kamery, wyczekując na właściwe słowo...
- Potwierdzające II i III zasadę dynamiki zjawisko odrzutu można zademonstrować za pomocą trzymanego w ręce prysznica zamocowanego na elastycznym wężu...
- Śmieszna ta nasza znajomość, myślałem, i to, że ja tak jak starzec, mędrzec czuję się wobec niego, ale coś z prawdy w tym było, najważniejsze już to, że on zawsze trzymał z...
- Siedzi gdzieś w okolicach Bielańskiej, mieli już kilka ciężkich starć, ale jest zdania, że fason trzeba trzymać...
- Mała porcelanowa waza, którą trzymała, wysunęła się z jej dłoni i roztrzaskała w kawałki na płytkach przed kominkiem...
- Jej pracodawczyni rozmawiała ze szczupłym mężczyzną o wyglądzie intelektualisty, trzymającym tabliczkę do klapsów...