Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

W genialnych tego rodzaju pomysłach, sędzia był niewyczerpanym, a co dziwniejsza, że wielokrotne nawet powtarzanie tych samych sposobów, zawsze jednak pomyślny odnosiło skutek. Tak naprzykład, gdy przychodziła potrzeba oczyszczenia studni, sędzia rok rocznie ogłaszał, że do niej przypadkowo rubla srebrnego upuścił, a óto z wylewających wodę znajdzie, zabrać go sobie może. Chociaż jednak od lat trzydziestu, oprócz kamyków a czasem żabki niewinnej, nic więcej w studni nie znaleziono, lubo ją ludzie do dna sumiennie skrobali, mimo to wszakże, co roku za ogłoszeniem na nowo o zgubionym rublu, zbiegało się ochotnej czeladzi co nie miara, i studnię wylewano do czysta. Gospodarz wreszcie po raz piętnasty każdemu z podwładnych z osobna i wszystkim razem powtórzywszy swoje rozkazy, gdy już do podróży wszystko było gotowe, ucałował zaspaną Joasię, pożegnał domowników solennie, jak gdyby się co najmniej do Pekinu wybierał, i przeżegnawszy się pobożnie, powoli, sapiąc a stękając, wgramolił się na brykę; tu, mając już ruszyć, zwrócił się do stojących w kornej postawie oficyalistów i pachciarza. — Tylko moi kochani — rzekł — proszę bardzo, przestańcie tych kłótni, bo to tylko obraza Boska... i tyle! o! uważacie; no, jazda — dodał, zwracając się do furmana. Major, mimo serdecznego zapraszania sędziego, aby z nim razem jechał, zawczasu oświadczył był kategorycznie, że pojedzie na wozie, gdyż młodych koni odstąpić nie chce; w czem też rzecz pożyteczną z przyjemną połączyć umiał; bo i koni mógł dopilnować i nieskończenie wygodniej jechał. Sędzia bowiem miał ten zwyczaj chwalebny, że siadając na bryczkę, bez względu czy sam czy z kim drugim jechał, ciężarem całej swojej potężnej osoby spuszczał się od razu na sam środek siedzenia, które sprasowawszy się w tem miejscu, czyniły odpowiednie dla figury wgłębienie; usadowiony zaś w ten sposób, petardami chyba mógłby być z miejsca ruszonym; w tym rzeczy porządku zostawało z jednej strony siedzenia tyle przestrzeni ile jej było ściśle potrzeba na umieszczenie cybucha laski, z drugiej zaś, szarego parusinowego parasola. Dodać jeszcze należy, iż sędzia miał tak szczęśliwą naturę, że byle się tylko na bryczce znalazł a konie ruszyły, ledwie do wrót własnego dziedzińca dojechał, już mu się oczy kleić zaczynały, a o półćwierci mili za domem kiwając się na wszystkie strony, spał już najdoskonalej. Jazda przeto z sędzią na jednej bryczce, jak widzimy, wcale zachęcającą nie była, ktoby się bowiem znalazł w tej konieczności, musiałby chyba jak wróbel na płocie, siedzieć na bocznym drążku bryki, zostając jeszcze co chwila pod zagrożeniem karambolu od całej osoby sędziego, której siła inercyi, zostając w stosunku prostym do potężnej masy, wcale lekceważoną być nie mogła. Jarmarki w Łęcznej przed trzydziestu laty wcale do teraźniejszych podobne nie były; kardynalną zaś różnicę stanowiło to, że na on czas wszędzie były pieniądze, gdy dziś nie ma ich nigdzie; a co więcej, były pieniądze brzączące, a nie jak dziś szeleszczące. I to rzecz najosobliwsza, że z wnętrza ziemi ciągle wydobywają przecie drogie metale, a zatem coraz ich więcej przybywać powinno, mimo to jednak dzieje się wprost przeciwnie, gdyż ich coraz mniej widać — fizycy zaś do tej pory nie zauważali, żeby srebro lub złoto miało własności kamfory. Bądź co bądź, na każdym w owe czasy jarmarku łęczniańskim, które jeszcze od Zygmuntowskich czasów datują, miliony się obracały, a kupcy z towarami lub po towary nie tylko z Prus, Austryi i cesarstwa, ale z Mołdawii, Włoch i Turcyi nawet, przybywali; Ormianie, Wołochy, Niemcy, Żydzi; Tatarzy zaś z turbanami po kilkaset koni stali pod gołem niebem na przedmieściach; szlachta ze wszystkich stron kraju roiła się jak w mrowisku. W roku 1776 księżna Elżbieta Sapieżyna, wo-jewodzicowa mścisławska, będąc już dziedziczką Łęcznej, którą niedługo trzymał brat jej Ksawery Branicki, kupiwszy od Szeptyckich, jako gospodyni zabiegła, wystawić kazała ratusz ze sklepami; budową tego gmachu kierował (jak o tem z listów i raportów do księżnej doczytać się można) jmpan Stefan Kunaszowski, gubernator czyli rządca ówczesny łęczniańskiego klucza, ze staraniem wielkiem urządziwszy na piętrze obszerną do assamblów salę; ochotnie tęż z niej korzystano póki w kraju i fantazyi i pieniędzy nie brakło — i póki stał gmach który dziś jako wymowny obraz przeszłości i teraźniejszości, gruzami tylko świeci. Na milę i więcej przed miastem dojeżdżając w przeddzień jarmarku, już się spotkało bryki, wózki, pojazdy i kałamaszki, prowadzone konie pędzone woły; stada owiec tumany kurzu podnosiły na gościńcu, ciągnęły ładowne wozy z towarami łokciowemi, wyrobami rzemieślniczemi różnego rodzaju, ze skórami, kożuchami, słoniną itp. W całem mieście zapełniały się sklepy, w rynku stawały budy kramarskie, zajazdy zaś na ulicy Ruskiej i przyległych do niej, głównie przez szlachtę zajmowane, przemieniały się w najpiękniej urządzone stajnie, gdzie u wrót przy samem wejściu misternie ułożone worki, pokryte dywanami i kilimkami, stanowiły przewyborne sofy i kanapy. Tu siedział zwykle gospodarz, mając oko i na konie swoje zaraz obok stojące, i otwarty widok na ulicę; tu odbywały się targi, kupna i sprzedaże i ciągnęły wesołe gawędy. Tłum, hałas, gwar, brzęk, tentent, kurz i ciasnota nie do opisania; drobni handlarze z lekkim towarem roznoszonym po mieście, zachwalając doskonałość wyrobu, napastują przechodniów; kieszonkowi złodzieje czyhają na gapiów; ciągną się fury z beczkami wody od rzeki na dalsze przedmieścia; jeźdźcy na dzielnych bachmatach przebiegają ulice; defilują tam i sam czwórki i pary dobranych koni rozmaitej miary, budowy i maści. Kupcy i faktory, szwargocząc między sobą językiem jakiego żaden kraj na kuli ziemskiej nie posiada, kręcą się i biegają po stajniach — szukając tak zwanego geszeftu czyli właściwie obłowu; wszędzie gwar i ruch żywy, nie ustający na chwilę. Sędzia z majorem w przeddzień jarmarku późno wieczorem przybywszy, zaledwie zdołali wynaleźć sobie jakie takie pomieszczenie, a przespawszy się na świerzem sianie, antiquo more, nazajutrz rano udali się do kościoła. Stara ta kilkowiekowa i dość okazała świątynia stoi na wysokiem wzgórzu, w szerokim zaś, roztaczającym się przed nią rozdole, główne jest targowisko na woły, których tu na przedaż mniej wprawdzie niż koni, zawsze jednak znaczną ilość przypędzają