Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Zwa|ywszy, jak niewielka byBa moja wiedza 193 o wypychaniu zwierzt, nietoperz ten niezwykle przypominaB nietoperza, zwBaszcza je[li si patrzyBo na niego przez caB szeroko[ pokoju. MiaB rozpostarte skrzydBa i wznosiB si groznie na kawaBku korka. Ale kiedy przyszBo lato, odczuB upaBy: troszk jakby obwisnB, sier[ mu zmatowiaBa, a ponad zapach eteru i spirytusu przebiBa si jaka[ inna tajemnicza woD. Z pocztku podejrzenie padBo mylnie na biednego Rogera i dopiero pózniej, kiedy zapach dotarB ju| do pokoju Larry'ego, zrobiono szczegóBowe dochodzenie, które doprowadziBo wreszcie do mojego nietoperza. Bardzo si zdziwiBem i zmartwiBem. Pod naciskiem rodziny zmuszony byBem go wyrzuci. Peter tBumaczyB, |e wida nie wysuszyBem go nale|ycie i obiecaB pokaza, jak to si robi, je[li tylko zdobd nastpny okaz nietoperza. PodzikowaBem mu gorco, ale zaproponowaBem taktownie, by[my caB spraw zachowali w sekrecie. Wyja[niBem, |e moja rodzina do[ podejrzliwie traktuje sztuk wypychania zwierzt i trzeba by dBugich i nudnych perswazji, by ich nastawi do sprawy |yczliwie. Wszystkie moje wysiBki, by zdoby nastpnego nietoperza, speBzBy na niczym. Godzinami wyczekiwaBem, uzbrojony w dBugi bambus, na zalanych ksi|ycem korytarzach gajów oliwnych, ale nietoperze [migaBy koBo mnie jak |ywe srebro i znikaBy, nim zd|yBem u|y broni. Czekajc jednak daremnie na okazj ubicia nietoperza, zobaczyBem wiele innych stworzeD nocnych, których inaczej nigdy bym nie ogldaB. ObserwowaBem mBodego lisa, szukajcego na zboczu 194 chrzszczy; drapaB cienkimi Bapkami ziemi i chrupaB Bapczywie wydobyte owady. Raz spomidzy krzewów mirtowych wychynBo pi szakali, zatrzymaBo si na mój widok ze zdumienia, a potem jak cienie wtopiBo si w mrok w[ród drzew