Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Już mi do dalszych badań cierpliwości trochę brakło, gdym napotkał historją arcy ciekawą, a dotąd nie wydaną, pod tytułem — Ach! Ze też nikt dziś, w XIX wieku, nikt tyle nie wzdycha, co szyby karczemne! Dalej było: — "Kochałem cię długo, wiernie, stale, ty mnie troszkę, od niechcenia — Kochasz mnie teraz (?) ale ja już nie. F. D." Otóż masz! Proszę jednak, czy w tych dwóch wierszach, niema całego romansu, półtora wodewila, czterech piosnek i piętnastu Epigrammatów! Nigdzie, tyle materjałów dla belletrystów, literatów, poetów, co na szybach karczemnych — A jakie materjały! Nie tknięte, nie zużyte! Ci co ciągle wąchają tylko kogoby naśladować i przedrzeźniać, nie umiejąc sami sobie materjałów znaleść, powinniby się do szyb obrócić — czeka ich plan niespodziany i pole sierpem nie tknięte. Następna szyba dolna, wielka, czysta, zapisana była charakterem wyraźnym, pochyłym i wprawnym. Spójrzałem na nią, przeczytałem napis, nie wierzyłem oczom moim, przetarłem i czytałem znowu, powtóre, potrzecie, poczwarte. To Imie! w Drohiczynie, i gdzież?? Na szybie karczemnej! To imie!! Pozwalam wam zgadywać do stu razy, ręczę, że nie zgadniecie imienia. W powiecie Kobryńskim, miasteczku Drohiczynie, w karczmie, na szybie napisano było: Victor Hugo! I jakże nie mają dowodzić, ze slachta nasza, pokrewna jest Galiom? Ze wszystkich dowodów na stronę tego przypuszczenia, moralne sympatje, są podobno największym, najmocniejszym! Pokaż mi drugi kraj, w którego odludnym kącie, stałoby to imię?? IX. DOMY I LUDZIE. WĘDRÓWKA 1836 ROKU. Czy uważał z was kto kiedy, że jak i żółwia po skorupie, człowieka poznać można po jego mieszkaniu? ze (wyjąwszy tylko niektóre przypadki) człowiek zawsze kącik w którym żyje, takim czyni jak jest sam, sobie podobnym? Kto się o tem przekonał, dla tego najmniej zajmująca podróż jest wiele znaczącą, bo wszystkie symbola charakterów przed jego oczyma w niej się rozwijają, byle nie jechał stepami lub pustynią. Nie potrzeba nawet do środka domów zaglądać, tam tylko szczególowie rozwija się myśl główna, widoczna już samej powierzchowności. Zabudowania, dziedzińce, samo obranie miejsca na siedzibę, (jeśli je kto sam sobie obierał) dostatecznie mówią. Chwalą nam z porządnych mieszkań niemieckie kraje, lecz tam jeśli jedno obejrzysz, już prawie znasz wszystkie i resztę drogi spać możesz; zmieniają się położenia, ale domki zawsze tez same, czyste, białe, z zielonemi okiennicami, z wymiecionym dziedzińcem, jednakowe jak bliźnięta, czyste jak Niemeczki, ciche jak praca, a zimne jak rozum Germanów; tam chcąc lepiej poznać charaktery mieszkańców, trzeba być w środku — U nas! u nas! to zupełnie co innego. Naprzód — spostrzegasz dom wielki, drewniany, z wysokim dachem, z gankiem o kulawych, wyszczerbionych wschodkach, długie stodoły, obory, gumna wysokie, kilka wiśniowych drzew, zwieszających się na drogę, przez splecioną wartę wirginjowych gałęzi. Na dziedzińcu kury, gęsi, kaczki, stado indyków, gosposia w brudnym szlafroczku, ekonom z batogiem, namiestnik w słomianym kapeluszu, żyd z rękami w kieszeniach, (bo żyd trzyma zawsze ręce w kieszeniach; jak astronom oczy w niebie) wózek albo dobrze nazwana bieda (z biedy się nią tylko jeździ) przywiązana u wrót połamanych, przez środek podwórza przewieszony malowniczo sznur długi, na którym używają świeżego powietrza, różnego wieku, kształtu i barwy, koszule, chustki, prześcieradła. Znajdziesz w tej ciekawej kollekcij, godnej nie jednego prowincjonalnego muzeum; zabytki odległej starożytności, obok świeżych wcale utworów, szarą jeszcze bieliznę domową i dziurawą hollenderską, dziecinne stroiki i kobiece fartuszki i męzkie — (nie lękajcie się państwo) kamizelki z wyżółkłej piki. Wiecie kto tu mieszka? Nieochybnie dzierżawca, nie właściciel. Jest to majątek skarbowy lub wielkiego jakiegoś pana, który z niego ciągnąc soki pożywne, nie raczy w nim. mieszkać, ani tu nawet zajrzeć! Jedźmy dalej — Domek maleńki skurczony, zgarbiony; przez jedynak komin słup się dymu wysuwa, ławeczki na ganku, pies na dziedzińcu zarosłym murawą, ogród zasiany konopiami, wśród których powiewa fantastyczne godło krytyki — straszydło na wróble — Dalej stara grusza, pod nią sielankowa altanka z fasoli. Na oknach widać geranjum i kornaliny, w sieniach wiszą wianki dożynkowe i kapelusz słomiany, zielonym alepinem podszyty. — Cicho — tylko kogut pieje na płocie, i w stodółce słychać bicie cepów i śmiechy. Przy stajni chłopak, tłusty, rumiany a brudny, naprawia siodło. Jest to mieszkanie ubogiego szlachcica