Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Pod skraj tarczy czołgu potoczył się granat wypaczeniowy, lecz nic się nie stało. Obie strony miały włączone tłumiki niweczące działanie małego generatora hiperprzestrzeni. W innej sytuacji skorzystałaby na tym obrona, lecz teraz obserwował, jak przez bramę wjeżdża drugi czołg, potem trzeci... Nic ich nie mogło powstrzymać, jedynie bezpośrednie trafienie bombą atomową lub głowicą wypaczeniową albo jakiś okręt, który mógłby udzielić wsparcia. Tymczasem Anu dysponował tylko jednym działającym okrętem, a reszta załogi jeszcze nie zjawiła się na miejscu. To wyścig, pomyślał ponuro. Wyścig między personelem „Osira” i koszmarem, który im zgotuje załoga „Nergala”. * * Ganhar zeskoczył lekko ze śluzy numer sześć na pokładzie „Cardoha”; jego sprzęt osłabił skutki skoku z wysokości dwunastu metrów. Tędy do „Osira”, pomyślał, wciąż dziwnie spokojny, jakby go tu w ogóle nie było. Tam powinien być Anu. - Tam! - krzyknął Colin, wskazując w stronę „Osira”. - Czujesz, Tanni? Systemy działają, Anu musi być na pokładzie! - Taaa - zgodziła się Jiltanith, po czym szybkim strzałem z karabinu energetycznego przygwoździła jakiegoś uciekającego południowca. Dzięki pancerzowi dorównywała siłą w pełni wyposażonym Imperialnym, a jej refleks... To trzeba było zobaczyć. - Taaa - powtórzyła - ale nieprosto tam dotrzeć, Colin! - Nie, ale jeśli zdołamy... - Nikt naszych pleców nie strzeże - ostrzegła. - Wiem. - Colin rozejrzał się po zadymionym pobojowisku; w okolicy było zaledwie kilku południowców, ale podejście utrudniały automaty przeczesujące teren. - Spójrz na lewo - powiedział nagle. Kilka automatycznych karabinów nie działało, tworząc szczelinę w osłonie. - Sądzisz, że przedrzemy się przez nią, nim nas usmażą? - Nie wiem - odparła Jiltanith - ale spróbować możem. - Wiedziałem, że to ci się spodoba - wysapał, po czym ruszyli biegiem. * * * Hector MacMahan zrobił unik, a następnie strasznie zaklął, gdy karabin grawitacyjny przeciwnika cisnął w szaleńczym wirze poszarpanym pancerzem Darnu. Imperialny padł, a Hector posłał strumień strzałek w miejsce, skąd mógł paść strzał. Opancerzony południowiec wychylił się i upadł. To nie była dobra wymiana, pomyślał wściekły MacMahan, prowadząc ocalałych członków drużyny. Darnu był wart setki południowców i nie był pierwszym Imperialnym, którego „Nergal” tej nocy stracił. Może uda się odepchnąć tych drani dzięki czołgom i drużynom, które dostały się na pokład pozostałych transportowców i przeszkodziły w uruchomieniu kolejnych pojazdów. Mają szansę, nawet sporą, byleby tylko się ruszali... Ostatni z kutrów „Nergala” wyleciał z tunelu i natychmiast eksplodował w powietrzu. MacMahan znów zaklął, a jego ludzie zaczęli biec, mocno pochyleni do przodu. * * * Ganhar rzucił okiem za siebie. Nie mógł rozpoznać implantów, które miały te dwie opancerzone postacie. Na Niszczyciela, za nimi pojawiła się trzecia! Gdyby wiedzieli, że to on ich tutaj wpuścił, powitaliby go jak sojusznika, ale przecież nie mogą tego wiedzieć, prawda? Poza tym on był bliżej „Osira” niż oni. Dotarł do rampy i pognał pod górę, szukając osłony za kadłubem ze wzmacnianej stali, podczas gdy wiązki energii i strzałki z karabinów grawitacyjnych uderzały tuż za nim. Wskoczył do środka i przy wtórze klekotu zbroi wykonał przewrót, po czym płynnie zerwał się na nogi i pobiegł do szybu transportowego. Anu będzie na mostku. * * * Jiltanith i Colin dotarli na główną rampę w huraganowym ogniu z automatów; na szczęście ocalała broń nie mogła nachylić się pod takim kątem, aby ich trafić. Właz był otwarty i Colin przecisnął się pierwszy, Jiltanith podążyła za nim. Okazało się, że śluza jest pusta, a wewnętrzny właz także otwarty. Ruszyli ostrożnie do przodu. Było tu znacznie ciszej, więc stuk opancerzonych stóp za ich plecami rozległ się głośnym echem. Obrócili się szybko, lecz był to jeden z nich - Geb. Jego pancerz był tak samo osmalony jak ich pancerze. Coś go trafiło w pierś tak mocno, że przebiło nawet biowzmacniane żebra, lecz pancerz wytrzymał, ale Colinowi nie podobał się sposób, w jaki stary obywatel Imperium osłaniał lewy bok. - Miło cię widzieć, Geb - powiedział, tłumiąc histeryczny chichot. Czuł, jak głupio brzmią jego słowa. - Naszła cię ochota na spacerek? - Póki nie idziemy pod górę - wy sapał Geb. - Jasne