Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Dla Augustyna i Moniki ów stan "vita beata" nie był żadną utopijną przestrzenią istnienia, lecz w sensie całkiem dosłownym i konkretnym było nim życie świętych: "niebo". Niebo - to wewnętrzna dynamika każdej przyjaźni. W każdej przyjaźni, może w odbiciu nieco skrzywionym, ale mimo to rzeczywistym, istnieje przeczucie nieba. Rezygnacja z całkowitego spełnienia przyjaźni byłaby nie tylko rezygnacją z tęgo, co w przyjaźni istotne, lecz także zniszczeniem jej w zarodku. Po co dążyć do pełnej wzajemnej afirmacji, jeśli nigdy nie można osiągnąć stanu "zupełności". Bez współafirmacji nieba - czy człowiek uświadamia sobie to wyraźnie czy nie - nie ma prawdziwie przeżywanej przyjaźni. W istocie oznacza to, że bez nieba trudno żyć na ziemi. Przez przyjaźń dowodzimy światu i samym sobie, że musi istnieć wiekuiste spełnienie. Przyjaźń może więc być interpretowana jako wstępne poznanie nieba. Niebo to niezbędna istotna część składowa każdej przyjaźni, nawet jeśli przyjaciele często w ogóle albo niezupełnie wyraźnie zdają sobie z tego sprawę. W tym miejscu można by się powołać na przyjaźń uczniów z drogi do Emaus. Pozostali razem. Wprawdzie porzucili wszystko i uciekli, ale siebie wzajemnie nie opuścili. Gdzie wiernie dochowuje się ludzkiej przyjaźni aż do końca, aż do zaprzepaszczenia wszelkich marzeń i nadziei, tam Bóg, tak pozornie daleki, jest już bardzo blisko. Obaj uczniowie nie przestali ze sobą rozmawiać, nie stracili ze sobą kontaktu i w ten sposób umożliwili Chrystusowi "włączenie się" do ich rozmowy. Oto, co za pomocą tego osobliwego zdarzenia Chrystus zdaje się nam dawać do zrozumienia: z całej siły dochowuj przyjaźni, szanuj los swego bliźniego, bo jeśli potrafisz jeszcze wymawiać słowo "Ty", nie jesteś zgubiony. Wszak zawsze jest możliwe, że kiedy wymawiać będziesz to słowo, nagle ja będę właśnie tym, z kim rozmawiasz. Największą szansą dzisiejszego człowieka - uczniowie z drogi do Emaus są symbolem naszej dzisiejszej sytuacji w świecie - jest autentycznie przeżywana przyjaźń. Jeśli nawet nie jest ona sakramentem w ścisłym tego słowa znaczeniu, to przecież i tak możemy być przekonani, że jest konkretnym znakiem obecności w świecie tego, co absolutne, tzn. urzeczywistnia wszystko, czego wolno nam się spodziewać po sakramencie. To, co sakramentalne, co przepojone Chrystusem, w naszym odkupionym świecie nie ogranicza się do siedmiu sakramentów. Są one tylko jakby "punktami koncentracji" obecności Zmartwychwstałego. Istnieją jeszcze inne możliwości spotkania z Panem, które mogą być równie skuteczne, a nawet skuteczniejsze od właściwych sakramentów. Tak więc niebo, to, co należy do istoty bytu, gdzie wszystko osiąga swoją właściwość, już w przyjaźni staje się bliskie. Przyjaciele doznają go wszędzie, choć być może jedynie podświadomie. Tak przyjaźń budzi tęsknotę. W ŻARLIWEJ TĘSKNOCIE Wynikająca z doznania Absolutu tęsknota przyjaźni jest jednocześnie doświadczeniem zasadniczego zagrożenia. W świetle przyjaźni czujemy, że świat, w którym przebywamy, nie jest jeszcze światem zdrowym, że nie jesteśmy jeszcze na naszym właściwym miejscu, że drzwi naszego bytu w pewien osobliwy sposób jeszcze są zamknięte. Pobudzeni przyjaźnią do światła bytu, zdobywamy bolesne doświadczenie: przeczuwamy zawsze więcej, niż potrafimy zrozumieć; więcej wyczuwamy, niż naprawdę posiadamy. Co osiągnięte, co już zrealizowane, przez to i dlatego, że zostało osiągnięte, stało się dla nas wewnętrznie puste. To egzystencjalne rozczarowanie należy do istoty przyjaźni. Rozczarowanie w przyjaźni, które polega głównie na tym, że nigdy nie jesteśmy dla naszych przyjaciół przyjaciółmi do końca, że gdy chodzi o uczciwość i prawdę w przyjaźni ciągle zawodzimy, odciska się bardzo poważnie na naszym istnieniu. Jest jakby wynikiem rozczarowania całym światem. Zdarza się to, kiedy jakiemuś człowiekowi w intymnej rozmowie z przyjacielem wydaje się, iż dotarł do światła bytu, kiedy jest przekonany, że oto wreszcie trzyma w ręku coś ostatecznego, coś uszczęśliwiającego. A następnego dnia spostrzega, że wszystko się rozpłynęło, rozpadło, nie istnieje. Wtedy czuje się jak człowiek, który we śnie wyciąga rękę po widoczny przedmiot i nie dosięga go. Albo jak bohater opowiadania, który spogląda w lustro i nie widzi w nim żadnej twarzy. W Sonetach do Orfeusza Rilke mówi: "Odprawiono nas w momencie, kiedy sądziliśmy, że to dopiero powitanie". W jednej z najbardziej znaczących rozpraw nowożytnej filozofii, w L'action, jej autor, Maurice Blondel, rozpatruje ów dla każdego doświadczenia a także dla każdej przyjaźni typowy "niedosyt" pod kątem jego dynamicznych składników: przyczyną naszego egzystencjalnego rozczarowania jest to, co w naszej tęsknocie absolutne, właśnie to, co ową tęsknotę budzi. Nas, istoty bezmierne, zadowoli może jedynie Bóg, i to Bóg nadprzyrodzonego spełnienia. W gruncie rzeczy nie wystarcza nam żadna ludzka przyjaźń. Przyjaciel z istoty swej jedynie rozbudza w nas absolutną tęsknotę; jest więc jakby tylko zwiastunem. Jego skończenie-niespełniony byt otwiera transcendentne Więcej. Nasza przyjaźń - to zawsze tylko zapowiedź i symbol; góra z wieloma niewidocznymi szczytami; drzwi, które jak we śnie otwierają się tylko po to, żeby ukazać następny skrawek dywanu i kolejne drzwi. Może jesteśmy dla siebie nawzajem jedynie "pierwowzorami", a smutek, który niekiedy ogarnia przyjaciół, wynika z pewnego głębokiego rozczarowania przeżywanego podczas naszego poszukiwania Absolutu. Ulec wrażeniu przeświecającego przez przyjaciela Absolutu, dać się przenieść w bezgraniczność, a jednocześnie uświadomić sobie, że ta druga osoba, którą całkowicie afirmujemy, mimo wszystko nie jest spełnieniem: oto wyraz wielkiej melancholii, ale zarazem uszczęśliwienie płynące z przyjaźni. W skończonym przeczuwać nieskończone: oto istota przyjaźni. DOTKNĘLIŚMY JEJ NA KRÓTKIE MGNIENIE CAŁYM PORYWEM SERCA Posługując się symbolem "wzlotu", Augustyn opisuje dokonujący się w przyjaźni przełom ku temu, co absolutne. Platonizm, któremu Augustyn w całym swoim myśleniu pozostał w zasadzie wierny, z doświadczenia tego, co wzniosłe, stworzył wręcz system myślenia
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Moglibyście pomyśleć, że były bardziej oczywiste powody: mój mąż mnie ignorował albo dzieci były nieznośne, albo moja praca była jak kierat, albo że chciałam sobie...
- Opowiadano sobie z niemałą grozą, jakoby gdzieś na dalekim Wschodzie spadł temi czasy z nieba olbrzymi potwór mający trzy wiorsty długości a pół wiorsty szerokości...
- Nie powiedziałem sobie: „Teraz go już nigdy nie zobaczę”, albo „Teraz już nigdy nie uścisnę mu ręki”, ale: „Teraz go już nigdy nie usłyszę”...
- Mimo że ojciec i rodzeństwo troszczyli się o mnie jeszcze bardziej, mimo że staliśmy się sobie jeszcze bliżsi, wszystko się zmieniło...
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Och, potrafię sobie wyobrazić, jaką masz teraz minę! Nie przejmuj się, nie zamierzam się poddać! W gruncie rzeczy, mogę Ci udzielić innej odpowiedzi na pytanie, jakie zawsze...
- Ma swój świat w sobie i jasnowidzenia nieziemskie, i szczęście, którego mu nikt nie odbierze i które ni czasu, ni ziemskich zmian się nie boi...
- O ile dotąd w państwach cywilizowanych wymiar spra- wiedliwości nie mógł sobie stawiać innych celów poza sądzeniem, o tyle obecnie "przestępstwo" miało być zagrożone nie...
- Marek, który już tego nie robił, zaproponował radzie gminnej, aby tę kwotę przeznaczyła na inny cel, oświadczając, że jeżeli ksiądz chce mieć dzwonnika, może go sobie...
- Isser przesłał wiadomość, że chce jak najszybciej wi dzieć się ze mną i Uzim, zanim więc zdążyliśmy odsapnąć, Dawid już miał na sobie fedorę i wełniany płaszcz...