Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Calhoun stał pośrodku pokoju, starając się, jak tylko mógł, być przydatny. Na prośbę Nikki przyniósł z piwnicy drewno i rozpalił ogień w kominku. Ponieważ długie milczenie było czymś całkowicie sprzecznym z jego naturą, wkrótce zaczął spierać się z Davidem na temat motywów zabójstwa Hodgesa. Twierdził z uporem, że zbrodni dokonał gwałciciel z parkingu, podczas gdy David obstawał przy hipotezie, że mordercą jest prawdopodobnie panicznie obawiający się zdemaskowania "Anioł Miłosierdzia". - Do diabła! - wybuchnął Calhoun. - Wszystkie pańskie wnioski opierają się jedynie na domysłach. Pana córka czuje się, dzięki Bogu, dobrze, nie ma pan zatem żadnych dowodów na potwierdzenie swoich podejrzeń. Jeśli zaś chodzi o moją hipotezę, że morderca i gwałciciel to jedna osoba, trzeba pamiętać, że Hodges w obecności wielu ludzi sugerował, iż wie, kto napada na kobiety na szpitalnym parkingu. Co więcej, mówił o tym dokładnie tego dnia, kiedy zginął. Poza tym Clara uważa, iż Hodges chciał najpierw osobiście porozmawiać z tym człowiekiem. Jestem całkowicie pewien, że to właśnie ów gwałciciel go zamordował. Dam głowę, że mam rację. Może się założymy? - Nigdy się nie zakładam - odparł David. - I będę obstawał przy swoim zdaniu. Przy zabitym znaleziono karty chorobowe jego zmarłych pacjentów. To nie mógł być zbieg okoliczności. - A jeśli to wszystko jest dziełem tego samego człowieka? - powiedziała nagle Angela. - Jeśli gwałciciel, "Anioł Miłosierdzia" i morderca Hodgesa to jedna i ta sama osoba? Ten pomysł zrobił na Davidzie i Calhounie tak wielkie wrażenie, że obaj zamilkli. - To możliwe - odezwał się w końcu David. - Twoja koncepcja wydaje się wprawdzie nieco szalona, ale ostatnie odkrycia sprawiły, że jestem już gotów uwierzyć we wszystko. - Ja także bym tego nie wykluczał - powiedział Calhoun. - Tak czy owak, będę szukał człowieka z uszkodzonym tatuażem. Uważam, że to klucz do całej sprawy. - Ja natomiast mam zamiar przestudiować historię chorób zmarłych pacjentów Hodgesa - oświadczył David. - Być może złożę też wizytę doktorowi Holsterowi. Niewykluczone, że Hodges wyjawił mu jakieś swoje podejrzenia. - W porządku - zgodził się Calhoun. - Każdy z nas będzie wobec tego prowadził śledztwo na własną rękę. Czy pozwolą państwo, że wpadnę tu dzisiaj jeszcze raz, byśmy mogli porównać efekty naszych działań? - Ależ proszę bardzo - powiedział David, zerkając na Angelę. - Nie mamy nic przeciwko temu - poparła go żona. - Zje pan z nami kolację. - Nigdy nie odmawiam, jeśli ktoś zaprasza mnie na kolację - uśmiechnął się Calhoun. - Zatem czekamy na pana o siódmej - powiedziała Angela. Kiedy detektyw wyszedł, David wziął strzelbę i nabiwszy ją tyloma pociskami, ile tylko zmieściło się w komorze nabojowej, oparł broń o podest schodów. - Czyżbyś zmienił zdanie na temat strzelby? - spytała Angela. - Powiedzmy, że cieszę się, że ją mamy - uśmiechnął się w odpowiedzi David. - Czy rozmawiałaś na ten temat z Nikki? - Oczywiście - potwierdziła Angela. - Nawet z niej strzelała. Niezbyt jej się to podobało, ponieważ kolba uderzyła ją w ramię. - Nie wpuszczaj nikogo do domu podczas mojej nieobecności - poprosił David. - I zamknij starannie wszystkie drzwi. - Ejże! Myślałam, że to tylko ja jestem w tym domu zwolenniczką zamykania drzwi - roześmiała się Angela. Nie chcąc zostawiać żony bez samochodu, David postanowił udać się do szpitala na rowerze. Jechał szybko, przejęty myślą, że ktoś mógł mordować jego pacjentów. Świadomość ta jednocześnie przerażała go i wprawiała we wściekłość. Ale, jak słusznie zauważył Calhoun, nie miał żadnych dowodów na poparcie tej teorii. Dojechał do szpitala akurat w porze, kiedy dzienna zmiana przekazywała pieczę nad chorymi wieczornej. Było przy tym tyle zamieszania, że nikt nie zwrócił nań uwagi, kiedy przemykał się do szpitalnego archiwum. Usiadł przy terminalu i wyciągnął kopie dokumentów Hodgesa, których po wizycie u wdowy po lekarzu nie oddał już Calhounowi