Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Żyd - milczał w izbach zawartych jak trumny; Chrześćjanin znikał, lecz jawnie i w czynie, Jako - przy świetle kagańca - kolumny Też same zawsze, czy je olśnisz, czy nie - - A jako bywa wśród ległych ogromów Myśli lub ciała, że w proch się trą nikły - Tak już rozgłośnie systemy-atomów Brzmiały: te zawsze jedno znaczyć zwykły! - Quidam 85 Cyprian Norwid Znaczyć - co znaczy na zimnej miednicy Popiół, gdy mirry braknie w kadzielnicy. * Ci, co wchodzili do Mistrza Jazona, Ujrzeli rękę jego wyciągniętą Na znak, by siedli. - Lampa zapalona Przeciw fontannie płomień niosła kreto, A blaski onej, rosą odkroplane, Drżącymi światły wbiegały na ścianę. Mistrz siedział, nogi mając wzdłuż podane, Jak się na niskim spoczywa siedzeniu, Lecz nie odmienił nic w swym zamyśleniu, Tylko niekiedy dłoń podnosił k'czołu, Szerokim łokciem przypartą do stołu, Jak człek na pierścień gdy patrzy - lub mniema, Że czas już powstać, ale woli nie ma. Po chwili w stronę gościa wzruszył głowę, Lecz do Barchoba wraz zatoczył lice, Mówiąc: "Co zaszło?" Quidam 86 Cyprian Norwid "Zdarzenie mniej nowe Niż smutne" - odrzekł, patrząc, jak na świecę, Na wzrok Jazona, który nań promieni!. "Chrześćjanin Gwido mówił - to i tyle" - Tu zmilkł i blade lica zarumienił. "Cóż oni mówią?" - Jazon rzekł powoli, Bez pytajnego akcentu, ni soli. "Cóż?" - odrzekł Barchob, jak echo gasnące - I była chwila ciszy, która boli Jak głośne kłamstwo, lub prawdy ginące W czasie, gdy wszystko mają, oprócz woli – "Mówił - gość rzecze po niejakiej chwili - Że bogi więcej od Cesarza czczone, Jako Apollin i Bach, ludźmi byli - Że są prawdziwe rzeczy i zmyślone -" Kiedy to zdawał gość głosem nierównym, Quidam 87 Cyprian Norwid Mistrz Jazon, głowę uchyliwszy w stronę, Słuchał, lecz widno sens mu nie był głównym Przedmiotem treści tak wypowiedzianej - Lecz słuchał, jakby kto? mówi sens znany. I znów fontanny tylko łzy perione Brzękły - czy Barchob cofnął się do ściany. "Że są prawdziwe rzeczy i zmyślone, Jest fałsz - i prawda" - Jazon zimno doda, Patrząc, jak kropli się w fontannę woda. "Skąd rodem jesteś?" "Z górnego Epiru." "Szkoły? - "Różnego zażywałem steru I oto pismo mam Artemidora." Wziął je i, patrząc dookoła sali, Quidam 88 Cyprian Norwid Wyciągnął rękę ku bazie Kastora Z Polluksem - rzucił - i pojrzał, azali Legło? - jak człowiek lekarstwo ważący, Niby roztropnie i niby niechcący - Potem rzekł: "Cesarz! - jędrnym głosem wcale - Panuje mądrze nad szerokim krajem, W którym są ludy jednym zjęte losem, Różne i różnym żywe obyczajem - - Obyczaj jeden - trwa lat sześćset, trzysta; Inny znów ośmset lat - człowiek nawzajem Obyczajowi służy, jako może, By przecie robił coś! acz jest chwilowy" - To zaś litośnie poparł ruchem głowy - "Więc trzeba cenić, gdy dziecię, po wzorze Pisząc, dokłada i swój trud jałowy!" - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Tu przetarł włosy i sprysnął palcami, I rzekł: "Innego dnia będziemy sami - Quidam 89 Cyprian Norwid Teraz już późno." - Wstał. - Barchob na strome Ku lampie miał się. "Zrodzona w Sycjonie Czy w Knidos? - jest tu poetessa pewna: Grecja do siebie ma, że była śpiewna." Mówiąc to tonem żegnalnego słowa, Mistrz Jazon ginął w mroku wielkiej sali. Syn Aleksandra czekał, aż ta głowa Siwa, od lampy oświecona w dali, Zmierzchnie i jako meteor się schowa; Potem - stał jeszcze, jakby słuchał nieco, Co zmówi powieść wody różańcowa, Skoro ją blaski księżyca oświecą, Już nie łamane od ognia płomieni; A potem westchnął i wyszedł. - Noc była Widna; podwórzec usłany z kamieni Bielał, lecz w każdym pierwsza myśl odżyła, Skąd był? do czego złamkiem swym należał? I każdy z głazów tych, zdało się oku, Quidam 90 Cyprian Norwid Że przypominał się znajdować w tłoku Wstrzymany, ale nie ówdzie, gdzie bieżał - Stąd niemy lament między tymi bruki Czułeś i różnych wytężeń splątanie: Co Aleksandra syn baczył, jak wnuki, Gdy legend poczną skwapliwe czytanie, Słysząc chód znany, szelesty i stuki, I nieuważne mieczów potrącanie, Takie, że - rzekłbyś - dziady szli ku tobie W miarę twojego zaczytania w treści, Lecz wstrzymywali się, chowając w grobie, Ilekroć brałeś rzecz ich za powieści, Lub zmianą ruchu wypocząłeś sobie. Szedł więc ostrożnie, jak wśród rzeczy żywych, Przez on podwórzec ku parowu jamie, Plamami cieniów pstrej od sosen krzywych, Wiodącej ścieżką swą ku znanej bramie; Tu - ówdzie - bacząc leżącego w ciszy Męża, co w śnie się przewraca lub dyszy, Albo półsennej modlitwy domawia, Quidam 91 Cyprian Norwid Płaszcz strząsa, kamień pod skronią poprawia. Ci wszakże goście senni - byli jemu Bynajmniej dziwem; każdy ich widywał I mijał - myśleń aby nie przerywał Lub snu, lub mowa ich że cale inna Od rzymskiej, albo że postawa gminna! Syn Aleksandra, owszem, myślił raczej: "Oto tu Zofię spotkałem - tą drogą Szła - cóż pomyśli, skoro mię zobaczy? - Co mi odpowie i z jak wielką trwogą - O pamiętniku gdy wspomnę zgubionym?" Dalej - "Jak wspomnę?" - myślał jeszcze dalej Chwilę: "co było w pamiętniku onym, Że rad by przejrzeć go, że potem spali - Acz wiele mógłby dopełnić miejscami." I tu mu Gwido stanął przed oczami I Mag