Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

.. A potem to uczynię, nim wyzionę ducha. To moje ostatnie życzenie i dlatego poprosiłam cię, byś tu przybyła. - Ooo! - szepnęła zachwycona Elektra. Następne trzy lata były cudowne. Elektra miała jedynie nosić miedziany krążek przy sobie, na rzemyczku na szyi i nikogo nie porażać. Zawieszono go w woreczku wypełnionym magicznymi składnikami, które dzięki magii dziewczyny mieszały się ze sobą i powlekały cent cienką powłoką. Magini określała to trudnym do zapamiętania słowem, a mianowicie elektrogalwanizacją. Właściwie była to „Elektra - galwanizacja”, lecz Elektrze nie wypadało jej poprawiać, choć źle wymawiała jej imię. W tym czasie dziewczynce żyło się łatwo i przyjemnie. Służąca Millie i starzec stanowili doskonałą kompanię, a Magini była zawsze miła. Elektra zjadała tyle malinowego ciasta i piła tyle czekoladowego mleka, ile tylko chciała. Gdyby nie rosła, pewnie by przytyła. Zawsze było jej wolno przenikać gobelin, wpadać do domu czy zwiedzać najprzeróżniejsze zakątki Xanth, które w dany dzień na nim widniały. Brała wtedy z sobą tkaninę powrotną. Jednak większość czasu spędzała spacerując po Wyspie Widoków. Nazwano ją tak, gdyż jej obraz na gobelinie ukazywał najprzeróżniejsze, piękne krajobrazy. Było tam bezpiecznie, gdyż wygnano z niej wszelkie złe potwory. Elektra mogła je oglądać za zatoką, na lądzie, lub w morskich głębinach. Na wyspę jednak nigdy się nie zapuszczały. Gawędziła też z Maginią, która lubiła rozmawiać, podczas gdy stare ręce niestrudzenie tkały kolejne tkaniny. Tapis miała specjalne drzewo. Rozpinała na nim osnowę i tam i z powrotem przewlekała przezeń czółenko ciągnące zaczarowaną nić, tworząc wątek. Powoli wyłaniał się z tego obraz. Było to fascynujące widowisko. A potem nagle pojawiła się Księżniczka. Miała około dwudziestu lat i była urzekająco piękna. Przyniosła ze sobą jabłko, zamknięte w niewielkiej, rzeźbionej kasetce i ładną, wyłożoną jedwabnym aksamitem trumienkę z miękką poduszeczką, na której bez obaw mogła złożyć głowę. Twierdziła, iż zgodnie z wyrocznią ma ugryźć owoc i zasnąć na tysiąc lat. Po upływie tego czasu miał odnaleźć ją i obudzić pocałunkiem przystojny, młody Książę. Potem mieli się pobrać i żyć długo i szczęśliwie. Nie mogła się doczekać, kiedy to nastąpi. Nigdy dotąd nie spotkała bowiem żadnego przystojnego Księcia. Przyszła do Magini, gdyż potrzebowała odpowiedniego okrycia. Bała się, że w ciągu tego tysiąca lat strasznie zmarznie, więc szukała ładnej, ciepłej kołderki. A ponieważ była Księżniczką, nie mógł to być zwykły kawałek materii. Musiała dbać o takie szczegóły. Cóż by pomyślał Książę, gdyby znalazł ją nakrytą jakąś starą szmatą? Postanowiła zdobyć coś wspaniałego, coś takiego, co mogła utkać tylko Tapis. W tym czasie Magini właśnie skończyła ostatni z gobelinów, a Niebiański Cent jeszcze nie był gotów, więc z radością zabrała się do tkania królewskiej narzuty. Księżniczka była ciekawą i dość mądrą osóbką. Znała różne przydatne zwroty grzecznościowe i najnowsze ploteczki z Królestwa. Doniosła im, że Król Roogna, który buduje potężny zamek, przejął władzę i oznajmił, że będą to rządy silne i prawe. I że harpie i gobliny są tym wielce poruszone. Mówiła, że wojna wisi na włosku. Uważała, iż mogą one narobić wielkiego bałaganu. Marzyła, by zasnąć, zanim wybuchną zamieszki. Była Księżniczką z tytułu pokrewieństwa z byłym Królem, którego zastąpił Roogna. A ponieważ posiadała tylko jeden zwykły talent, dzięki któremu zakwitały rzadkie, magiczne kwiaty amarantu, w tej konfiguracji nie było dla niej miejsca. Postanowiła więc wdzięcznie i niepostrzeżenie usunąć się ze sceny. Elektrze strasznie się to spodobało. Miała jedenaście lat, lecz wyglądała młodziej, gdyż była mała jak na swój wiek. Wiedziała, że upłynie jeszcze wiele lat, nim wyrośnie na panienkę. Do tego czasu chciała jak najlepiej opanować zasady dobrego wychowania. A Księżniczka była ich znawczynią. Z radością zaznajamiała Elektrę z najdrobniejszymi szczegółami owej sztuki. Zaciekawiło to również służącą Millie. Utworzyły małą klasę. Zgodnie trzepały włosami, kopały się z niebywałym wdziękiem i wrzeszczały we właściwy panienkom sposób. Szczególnie dobrze szły owe lekcje gracji Millie, która miała teraz siedemnaście lat i była tak cudownie zbudowana, że usuwała Księżniczkę w cień. I choć Księżniczki nie powinny się otaczać osobami, na których z zainteresowaniem mogłoby spocząć oko Księcia, ta Księżniczka była Millie przychylna. Służąca była bowiem nadzwyczaj miła. Magini przypatrywała się temu z pobłażliwym uśmiechem. Kiedyś, dawno temu była piękna niczym nimfa. Nie zapomniała, jak bardzo młodej kobiecie zależy na tym, by mężczyzna za nią szalał. Można to było osiągnąć, stawiając coraz to wyższe wymagania i jednocześnie udając słodkie, nie zdające sobie z niczego sprawy niewiniątko. Takie zachowanie jednak wymagało niezwykłej finezji. Dlatego trzeba było je dobrze wyćwiczyć. Doprowadzenie niewinnej gry do perfekcji nigdy nie przychodziło samo. Poprzedzała je ciężka praca. Gdy Magini kończyła piękną kołderkę, a Niebiański Cent też był prawie gotowy, odwiedził ich jeszcze jeden gość. Mężczyzna w średnim wieku, przystojny, acz złowrogi. Na jego twarzy gościł krzywy uśmiech. - Och, na igły do cerowania - mruknęła Magini, gdy tylko go zauważyła. Najwidoczniej wiedziała, kto to taki. Elektra chciała spytać o niego, ale mężczyzna już do nich podszedł. - Witaj, Tapis - rzekł z poważną miną, dając dowód doskonałego wychowania. - Jakie przekleństwo cię tu sprowadza, Murphy? - spytała grzecznie Magini, choć było widać, że nie jest zadowolona z tej l wizyty