Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Gunter uśmiechnął się tak, jakby przed chwilą opowiedział świetny dowcip. Taką minę miewał zawsze wówczas, gdy jego zdradziecki mózg pracował na najwyższych obrotach. - Sieroty w modzie - powiedział, wciąż udając, że nie zna płynnie języka. - Sieroty jak najbardziej być tutaj, proszę. - Esmeralda spojrzała pytająco na Guntera, lecz po chwili wzruszyła ramionami i gestem dłoni z długimi pazurami dała portierowi znak, że wszystko w porządku. Portier na to też wzruszył ramionami i z dziwnym uśmieszkiem pod adresem Baudelaire'ów oddalił się z sali przez nagrodzone drzwi. -Obiekt nr 49 opuszczony, proszę - ciągnął Gun- * 248 * * WINDA WIDMO * ter. - Licytujemy Obiekt nr 50, proszę, a potem, proszę, koniec aukcji, proszę. - A co z pozostałymi obiektami? - krzyknął ktoś z sali. - Rezygnujemy z ich licytacji - machnęła ręką Esmeralda. - Dosyć już dzisiaj zarobiłam. - Nigdy bym nie pomyślał, że Esmeralda coś takiego powie - mruknął Jeremi. - Obiekt nr 50, proszę! - zaanonsował Gunter, wypychając na scenę olbrzymie pudło, równie wielkie jak posąg ryby - wprost idealne do przechowywania w środku dwójki małych dzieci. Pudło opatrzone było wielkim, czarnym napisem „WZS", a w jego pokrywie, co Baudelaire'owie dostrzegli nawet z daleka, porobione były liczne dziurki do oddychania. Oczami wyobraźni sieroty Baudelaire widziały swoich przyjaciół, ściśniętych w środku i drżących ze strachu, że za chwilę przeszmuglowani zostaną poza miasto. -WZS, proszę! - krzyknął Gunter. - Kto pierwszy? - Stawiam dwadzieścia - zgłosił się Jeremi i mrugnął do dzieci. ¦ ¦ * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZEŃ * * WINDA WIDMO * - A cóż to takiego WZS? - zdumiał się pan Poe. Wioletka, wiedząc, że nie ma czasu na wyjaśnianie wszystkiego panu Poe, odparła krótko: - To niespodzianka. Proszę poczekać, to sam pan się dowie. - Pięćdziesiąt! - odezwał się inny głos. Baude-laire'owie odwrócili się i stwierdzili, że stawkę podbił pan w ciemnych okularach. - Ten nie wygląda na żadnego z asystentów Guntera - szepnął Klaus do sióstr. - Nigdy nic nie wiadomo - odszepnęła Wioletka. - Trudno ich rozpoznać. - Pięćdziesiąt pięć! - krzyknął Jeremi. Esme-ralda popatrzyła na niego z groźną miną, a Bau-delaire'ów spiorunowała spojrzeniem. - Stoi - krzyknął pan w ciemnych okularach. - Do licha, dzieci - mruknął Jeremi. - To się robi strasznie kosztowne. Na pewno tak wam bardzo zależy na tym WZS? - Pan chce to kupić dla sierot? - spytał pan Poe. - Błagam pana, panie Szpetny, niech pan nie psuje tych dzieci. - On nas wcale nie psuje! - zaprotestowała gwałtownie Wioletka, obawiając się, że Gunter zakończy licytację. - Błagam cię, Jeremi, błagam cię, kup nam Obiekt nr 50! Wyjaśnimy ci wszystko później. - No dobrze - westchnął Jeremi. - To chyba nic dziwnego, że zapragnęliście czegoś, co jest w modzie, spędziwszy tyle czasu z Esmeraldą. Daję sto osiem! - Dwieście! - krzyknął natychmiast pan w ciemnych okularach. Baudelaire'owie wyciągnęli szyje, aby lepiej mu się przyjrzeć, ale pan w ciemnych okularach w dalszym ciągu nie wyglądał znajomo. - Dwieście cztery! - przelicytował go Jeremi, po czym spojrzał z góry na sieroty Baudelaire. -Więcej nie dam, dzieci. I tak już przepłaciłem, a sama licytacja za bardzo przypomina mi kłótnię, żebym miał z niej czerpać jakąkolwiek przyjemność. - Trzysta! - zawołał pan w ciemnych okularach. * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZEŃ * Baudelaire'owie spojrzeli po sobie z przerażeniem. Co robić? Przyjaciele za chwilę wymkną im się z garści. - Błagam cię, Jeremi - jęknęła Wioletka. -Błagam cię, błagam, kup to dla nas! Jeremi pokręcił głową. - Kiedyś zrozumiesz - powiedział - że nie warto wydawać pieniędzy na głupstwa. Klaus odwrócił się do pana Poe. - Panie Poe - zapytał - czy mógłby pan wziąć dla nas pożyczkę z banku? - Na zakup kartonowego pudła? - prychnął pan Poe. - Na pewno nie. Dekoracje oceaniczne to co innego. Nie zgodzę się, abyście wy, dzieci, wyrzucały pieniądze na pudło, w którym jest nie wiadomo co. - Trzysta po raz ostatni! - obwieścił Gunter, puszczając perskie oko zza monokla do Esmeral-dy. - Proszę, ten pan... - Tysiąc! Gunter zamilkł, słysząc ofertę nowego amatora Obiektu nr 50. Esmeralda zaś zrobiła wiel- * 2 5 2 -*¦ * WINDA WIDMO * kie oczy i uśmiechnęła się ukradkiem na myśl o umieszczeniu tak ogromnej sumy w swojej prążkowanej torebce. Modny tłum obejrzał się jak jeden mąż, ciekaw, skąd dobiegł nieznany głos, lecz nikt z obecnych nie podejrzewał, że takie długie i cenne słowo padło z ust niemowlęcia niewiele większego od salami. - Tysiąc! - pisnęło powtórnie Słoneczko, a Wioletka i Klaus wstrzymali oddech. Wiedzieli, oczywiście, że ich siostrzyczka nie dysponuje taką sumą pieniędzy, lecz mieli nadzieję, że Gunter nie zorientuje się, kto ostatni licytował, a chciwość nawet nie każe mu tego dociekać. Licytator widmo zerknął na Esmeraldę, a potem znów spojrzał w tłum. - Skąd u licha Słoneczko ma taką forsę? -spytał Jeremi pana Poe. - Wie pan, gdy dzieci przebywały w szkole z internatem - wyjaśnił pan Poe - Słoneczko pracowało tam jako sekretarka. Nie miałem jednak pojęcia, że otrzymywało aż tak wysoką pensję. - Tysiąc! - powtórzyło z uporem Słoneczko. * SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZEŃ * Baudelaire'owie spojrzeli po sobie z przerażeniem. Co robić? Przyjaciele za chwilę wymkną im się z garści. - Błagam cię, Jeremi - jęknęła Wioletka. -Błagam cię, błagam, kup to dla nas! Jeremi pokręcił głową. - Kiedyś zrozumiesz - powiedział - że nie warto wydawać pieniędzy na głupstwa. Klaus odwrócił się do pana Poe. - Panie Poe - zapytał - czy mógłby pan wziąć dla nas pożyczkę z banku? - Na zakup kartonowego pudła? - prychnął pan Poe. - Na pewno nie. Dekoracje oceaniczne to co innego. Nie zgodzę się, abyście wy, dzieci, wyrzucały pieniądze na pudło, w którym jest nie wiadomo co. - Trzysta po raz ostatni! - obwieścił Gunter, puszczając perskie oko zza monokla do Esmeral-dy. - Proszę, ten pan... - Tysiąc! Gunter zamilkł, słysząc ofertę nowego amatora Obiektu nr 50. Esmeralda zaś zrobiła wiel- 252* * WINDA WIDMO * kie oczy i uśmiechnęła się ukradkiem na myśl o umieszczeniu tak ogromnej sumy w swojej prążkowanej torebce. Modny tłum obejrzał się jak jeden mąż, ciekaw, skąd dobiegł nieznany głos, lecz nikt z obecnych nie podejrzewał, że takie długie i cenne słowo padło z ust niemowlęcia niewiele większego od salami. - Tysiąc! - pisnęło powtórnie Słoneczko, a Wioletka i Klaus wstrzymali oddech. Wiedzieli, oczywiście, że ich siostrzyczka nie dysponuje taką sumą pieniędzy, lecz mieli nadzieję, że Gunter nie zorientuje się, kto ostatni licytował, a chciwość nawet nie każe mu tego dociekać. Licytator widmo zerknął na Esmeraldę, a potem znów spojrzał w tłum