Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Nikt nie do- wie się nigdy, jak wyglądałby Marek, gdyby dorósł, czy miałby dzieci takie pyzate jak on, z kim by się ożenił? Tutaj aż mi się zrobiło głupio, pomyślałam, że może Marek Piecek miał być kiedyś moim mężem? Nie był przystojny, a gdyby dorósł, byłby chyba wielkim tłuścio- chem, z brzuchem jak pan Jagódka mieszkający przy na- szej szkole. Pan Jagódka robi małe kroczki, sapie, ale wszyscy mówią, że jest silny jak słoń i nikt się z niego nie 61 śmieje. No nie, na pewno bym Marka tak nie tuczyła jak pani Jagódkowa swojego małżonka. Całe boisko pachnie skwarkami i cebulką, gdy ona gotuje obiad. Ja nie jestem żarłokiem, ale też dostaję wtedy smaku na coś pysznego. Wyobrażam sobie, co by czul Marek Piecek, gdyby jesz- cze żył i chodził do szkoły, a tutaj pani Jagódkowa gotuje dla swojej wielkiej Jagódki! Bo Marek był niezłym obżar- tuchem! Nikt już nigdy się nie dowie, co byłoby z Markiem, gdy- by wciąż żył. A może jego przyszłości nigdzie nie było? Człowiek żyje, to wszystko, co go czeka, staje się po ko- lei, a kiedy się skończy, przychodzi śmierć i nic już dalej nie ma. Wielka, pusta dziura? Wtedy, gdy narysowałam Marka, pokazałam mu portret, a on zeskoczył z belki i patrzył, patrzył, oddalał i zbliżał kartkę. - Ale jaja, sam bym się siebie przestraszył! Widzę, że to moja gęba, ale wyglądam w tym stroju jak duch. Umiesz rysować. Jeden człowiek nic nie umie, inny za to cóś umie - mówił Marek po swojemu. - Ja to już chyba jestem z samego końca. Nic nie umiem i wy- glądam jak potwór albo jak kupa gnoju. No i patrzcie! Ludzie zawsze się chwalą, udają, że są bo- gatsi niż są, że mają gdzieś w świecie zamożną rodzinę, że to i tamto, a tutaj trafiłam na kogoś, kto sam siebie tak oskarża! I to Marek Piecek, taki siłacz i taki wesoły, a na- wet ładny w tej swojej wesołości i pyzatości chłopak. Więc co, narysowałam na drugiej kartce kupę gnoju, tak sobie - z głowy, i pokazałam Markowi. - Co to jest? - zapytał. - Kupa gnoju - wytłumaczyłam. - Ale jaja! Nie jestem do niej za bardzo podobny. Ale może jestem nawet i od niej gorszy? Ona co, leży sobie, 62 śmierdzi, kury grzebią, robaki łażą, roztrząśnie się pod kartofle - pożytek, a ja? Myślałam, że tylko ja czasem myślę, że jestem nieuży- teczna, ale Marek Piecek był dla siebie dużo gorszy. Od- wrócony, w tym plecionym kapturze wyglądał jak czubek kościoła, który zszedł z wieży i oparł się o belkę. Powiem wam, że zawsze mnie śmieszyło patrzenie na coś, co Ma- rek robi. Gdy to była prosta rzecz, na przykład kopanie dołków pod ogrodzenie, pracował szybko i na koniec był zadowolony, jakby wykonał coś naprawdę trudnego. Ka- mulce z pola wujka też znosił na wóz szybko, nie narze- kał, tylko pracował. No, ale gdy na lekcji fizyki miał pod- łączyć baterię do drucików, nic a nic mu nie wychodziło. Kiedyś trzeba było powynosić krzesła z klasy, bo zmie- niano linoleum. Pan dyrektor powiedział: ustawcie krze- sła, żeby jak najmniej zajęły miejsca. Marek znosił, znosił i stawiał je jedno na drugim, aż pod sufit. Cały korytarz był pusty, a na środku stał ten słupek z krzeseł. Oczywiś- cie, przewalił się i stłukł gablotkę. A Markowi do głowy nie przyszło, żeby je postawić inaczej. Lubiłam podglą- dać, jak coś robi. Pracował szybko, starał się, ale zawsze mogło z tego wyniknąć coś śmiesznego. Gdy wtedy mówił o sobie tak źle, powiedziałam, żeby go pocieszyć, to, co naprawdę myślę: - Każdy człowiek jest po coś potrzebny, choćby dla rodziny. - Jak byś się o mnie wszystkiego dowiedziała, nawet nie chciałabyś ze mną rozmawiać - odpowiedział Ma- rek i plunął do kanałku. Gdy ktoś powie coś takiego, każdy człowiek zaczyna się zastanawiać nad tym, co takiego ukrywa. Nawet naj- większy święty, nawet papież, pomyśli: dobrze, ale co takiego przeskrobałeś? Ja nie jestem lepsza, też mnie 63 to zainteresowało, chociaż oczywiście udawałam, że tak nie jest. - Każdy człowiek coś ukrywa - powiedziałam. - Jeżeli coś przeskrobałeś, na pewno da się to naprawić. Poza tym, na pewno tylko ci się wydaje, wyolbrzymiasz - powiedziałam słowo, które często mówi wujek Darek, gdy siedzą sobie z moim tatą w pokoju i po cichu rozma- wiają. Tylko to jedno słowo - „wyolbrzymiasz", mówi wujek tak głośno, że słychać w całym domu, jak gdyby to słowo było jakieś za duże. No i ja pierwszy raz w życiu po- wiedziałam je do Marka, na mostku. - Jesteś gówniarą, co ty wiesz?! - odpowiedział mi Wulkan. Tak go wtedy ze złości przezwałam, w myślach, tylko jeden, jedyny raz, i to właśnie wtedy nazwałam go Wulkanem