Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Tak bardzo chciała zachować ten ogród takim, jaki jest! I gdy tak stoi pod konarami uginającymi się od jabłek, jej twarz nabiera zdecydowania. Zatrzyma ten ogród dla Donalda, dla dzieci, dla siebie. Nie da go sobie wydrzeć! Podchodzi Donald i mówi, że zetnie trawę i usłyszawszy o jabłeczniku przy- gotowanym na obiad, składa na policzku żony figlarny pocałunek. Może jej obawy są nieuzasadnione? W południe wołowina i placek są już w piekarniku, a Sheila przygotowuje sa- łatkę warzywną i obserwuje męża ścinającego trawnik. Tym razem połacie ściętej trawy nie są tak równe jak poprzednio i nagle Sheila zaczyna walić pięściami w szybę, krzycząc histerycznie: — Donald, na miłość... Niewiele brakowało, a najechałby kosiarką na przewód elektryczny! Czytała o chłopcu, który w ten sposób zabił się zaledwie tydzień temu. * * * Tego samego ranka do Lonsdale College przybyła wysłanniczka kuratora. Zro- biła to bez entuzjazmu, bowiem uważała, że odbywa się zdecydowanie za dużo konferencji, i nie wierzyła, aby zebranie na temat reformy nauczania francuskie- go w szkołach średnich miało tak poprawić obecną sytuację, by angielskie dzieci zaczęły uczyć się obcych języków. Tyle konferencji przed listopadową sesją sądo- wą! Jest jednak kobietą obowiązkową i wszystko przygotowała na wieczór: listę uczestników, program dwu następnych dni, listy obecności oraz menu na wieczo- rowy bankiet. Pozostało tylko wypisać wizytówki uczestników, dlatego wzięła ar- kusz jasnej tektury, czarny flamaster i zaczęta kaligrafować nazwiska oraz nazwy macierzystych szkół delegatów. Zajęło jej to niewiele czasu. Teraz należało wy- ciąć równe prostokąty z nazwiskami i wsunąć każdy z nich do małej, celuloidowej wkładki: pan J. Abbott z Królewskiego Liceum Ogólnokształcącego w Chelms- ford, panna P. Ackroyd z collegu technicznego w High Wycombe, pan D. Acum z Miejskiej Szkoły w Caernarfon... i tak dalej, aż do końca listy. Skończyła pracę przed południem, zebrała wizytówki, przybory do pisania i przeszła do sali konferencyjnej, gdzie o wpół do siódmej zasiądzie za stołem konferencyjnym, by przywitać delegatów. To akurat lubiła; do czasu rozpoczęcia sesji zdąży się pięknie uczesać, a na piersi u dumą zawiesi wizytówkę z imieniem własnej szkoły: „Lonsdale College". * * * Dzięki nowej odnodze trasy M40, przeprowadzonej przez centrum Chiltems, podróż do Londynu i z powrotem zabierała znacznie mniej czasu. Morse był za- dowolony z podróży, gdy parę minut po szesnastej wrócił do Oxfordu. Lewis miał rację: kilka szczegółów należało sprawdzić w Londynie i Morse czuł, że dobrze wywiązał się z zadania. Od razu skierował się do komendy policji i na biurku znalazł zaadresowaną do siebie kopertę, szczelnie zaklejoną taśmą klejącą. Roz- sypane elementy mozaiki powoli zaczynały się układać. Wykręcił numer domowy Acuma. Po chwili usłyszał głos kobiecy: — Słucham? — Pani Acum? — Tak, słucham. — Mógłbym rozmawiać z pani mężem? — Przykro mi, nie ma go w domu. — Będzie później? — Niestety nie. Jest na konferencji. — Rozumiem. Kiedy ma przyjechać? — Powiedział, że wróci we wtorek wieczorem. — Ach, tak. — Może mu coś przekazać? — E... nie. To nic ważnego. Zatelefonuję później. — Może jednak? — Nie, dam sobie radę. Do widzenia i przepraszani za kłopot. — Nie szkodzi. Morse usiadł wygodnie i zamyślił się. Jak właśnie powiedział, nie była to bardzo ważna sprawa. * * * Baines nie miał stałych nawyków ani ustalonego smaku. Raz pił piwo, innym razem Guinessa. Zdarzała się też whisky, szczególnie, gdy miał jakiś kłopot. Cza- sami w sali klubowej, innym razem w zwykłym barze. W Station Hotel, a niekiedy w Royal Oxford, bo oba były blisko. Czasami nie pił w ogóle. Tego wieczoru zamówił whisky z sodą w bufecie Station Hotel. To miejsce miało dla niego specjalne znaczenie. Łatwo można tu podsłuchiwać rozmowy. Ale tym razem nie podsłuchiwał. Miał za sobą męczący dzień