Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
– Wspomniałeś o zbożu, Kaptahu – przerwałem mu. – Wiedz zatem, że obiecałem połowę naszego zboża Horemhebowi, żeby mógł prowadzić wojnę z Hetytami, i zboże to masz bez zwłoki wysłać morzem do Tanis. Natomiast drugą połowę każ zemleć na mąkę i wypiec z niej chleb i rozdziel między głodnych we wszystkich miastach i wsiach, gdzie zboże to jest zmagazynowane. A gdy słudzy twoi będą rozdawać chleb, nie wolno im brać zapłaty, lecz niech mówią: “To chleb Atona, jedzcie w imię Atona, błogosławiąc faraona Echnatona i jego boga". Usłyszawszy to Kaptah porwał na sobie odzież, bo była to tylko odzież niewolnika i rozdarcie jej nie przyniosło mu wielkiej szkody. Rwał też włosy, tak, że zaschłe na nich błoto unosiło się tumanem pyłu, i wołał gorzko: – To cię doprowadzi do nędzy, mój panie, i skąd ja potem wezmę mój zarobek? Zaraziłeś się szaleństwem faraona, stoisz na głowie i chodzisz tyłem! Biada mnie nieszczęsnemu, że muszę przeżyć ten dzień! Nawet skarabeusz nic nam już nie pomoże, bo za rozdawanie chleba nikt cię nie będzie błogosławił, a ten przeklęty Horemheb odpowiada bezczelnie na moje listy z upomnieniami i wzywa mnie, żebym sam sobie odebrał od niego złoto, które mu pożyczyłem w twoim imieniu. Jest gorszy od rozbójnika ten twój przyjaciel Horemheb, bo rozbójnik zabiera tylko to, co zabiera, on zaś obiecuje płacić odsetki od tego, co zabiera, i dręczy w ten sposób swoich wierzycieli próżną nadzieją, tak że wątroba pęka im w końcu z oburzenia. Ale po twoich oczach widzę, że mówisz poważnie, i dlatego nic tu nie pomogą moje skargi, lecz muszę spełnić twoją wolę, choć zrobi to z ciebie biedaka. Opuściliśmy Kaptaha, żeby mógł dalej przymilać się niewolnikom i w tylnych izdebkach winiarni dobijać targu o święte naczynia i inne drogocenności zrabowane w świątyniach przez tragarzy. Ulice były puste. Porządni ludzie pozamykali się w swoich domach i zabili na głucho drzwi. Kilka świątyń, w których zabarykadowali się kapłani, podpalono i wciąż jeszcze płonęły. Wchodziliśmy do splądrowanych świątyń, by usuwać imiona bogów ze świętych napisów, i spotkaliśmy tam innych zwolenników faraona przy tej samej robocie, i pracowaliśmy naszymi toporami i młotami z takim zapałem, że aż iskry leciały z kamienia. Tak to usiłowaliśmy przekonać siebie samych, że wykonujemy wielce ważną robotę i że nasze młoty torują drogę nowej epoce w Egipcie. I kuliśmy, aż drętwiały nam przeguby, a pięści bolały od rękojeści młota. Robiliśmy to dzień po dniu, nie mając chwili wytchnienia na jedzenie czy sen, bo pole naszej pracy było niezmierzone. Niekiedy wdzierały się tłumy pobożnych prowadzone przez kapłanów, by nam przeszkadzać, obrzucały nas kamieniami i groziły kijami, my jednak przepędzaliśmy ich młotami. A raz w podnieceniu Totmes rozłupał głowę staremu kapłanowi, który chciał osłonić swego boga. Gdyż z dnia na dzień ogarniał nas coraz gorętszy zapał i pracowaliśmy, żeby móc zamknąć oczy na wszystko, co działo się dokoła. Lud bowiem cierpiał głód i nędzę. A gdy niewolnicy i tragarze nacieszyli się już przez czas jakiś wolnością, postawili w porcie niebieskie i czerwone słupy, przy których się zbierali, i stworzyli własne oddziały strażnicze, które chodziły plądrować domy “rogów" i możnych i dzielić ich zboże, oliwę i bogactwa między lud. Kaptah najął wprawdzie ludzi, by męłli zboże i piekli chleb, ale tłum zabierał chleb jego sługom mówiąc: – Ten chleb został zrabowany biedakom, toteż słuszne jest, by dzielić go między biedaków. – I nikt nie błogosławił mego imienia z powodu zboża, które rozdzieliłem, choć doprowadziłem się tym do ubóstwa w ciągu jednego miesiąca. Gdy w taki sposób minęło czterdzieści dni i czterdzieści nocy, a zamęt w Tebach przybierał tylko na sile, i gdy mężczyźni, którzy dawniej ważyli złoto, stali teraz żebrząc na rogach ulic, a ich żony sprzedawały niewolnikom swoje klejnoty, by kupić chleb dla dzieci, pod osłoną nocy przyszedł do mojego domu Kaptah i powiedział: – Panie mój, czas, żebyś uciekał, bo już bardzo niedługo upadnie królestwo Atona i nie przypuszczam, by któryś uczciwy człowiek żałował jego upadku. Powróci prawo i porządek, powrócą starzy bogowie, zanim to jednak nastąpi, będzie się karmić krokodyle. I tym razem będą one karmione jeszcze obficiej niż poprzednio, bo kapłani chcą uwolnić Egipt od złej krwi
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Anu zaryczał z wściekłości, kiedy zniszczono czołg z „Transhara”, lecz jego gniew wzmógł się jeszcze, kiedy czołg wroga zajął pozycję, która obejmowała także rampę...
- Miał witać dygnitarzy z innych światów, otwierać wszystkie posiedzenia Legislatury, przewodniczyć posiedzeniom i głosować jedynie w razie równej liczby głosów za i przeciw...
- Czyż nie widzieliśmy tego okrętu na własne oczy? A co się tyczy radży Hassima i jego siostry, Mas Immady, jedni mówią tak, drudzy inaczej, ale Bóg jeden zna prawdę...
- Gdy Rikki przybył do domu, wyszedł na jego spotkanie Teodorek wraz ze swym tatusiem i mamusią (wciąż jeszcze bladą, bo niedawno dopiero ocucono ją z omdlenia) i wszyscy troje...
- Mimo że ojciec i rodzeństwo troszczyli się o mnie jeszcze bardziej, mimo że staliśmy się sobie jeszcze bliżsi, wszystko się zmieniło...
- Skrajny genetyzm, jaki ujawnia Tynecki omawiając na marginesie swych wywodów twórczość Micińskiego, może raczej zaszkodzić pisarzowi, to znaczy przenieść jego dzieło ze...
- Oczy błyszczały mu bardzo, bardzo mocno, szczególnie to zza monokla, a Baudelaire'owie ze zgrozą rozpoznali jego straszliwą minę...
- Wykrzykn\'ea\'b3a jego imi\'ea, czuj\'b9c,\par \'bfe ogarnia j\'b9 gor\'b9ca fala rozkoszy...
- Przemieszczając się z miejsca na miejsce, dotarliśmy do małego strumienia i postanowiliśmy iść jego brzegiem, uznawszy, że musi nas gdzieś w końcu doprowadzić...