Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Niebo na wschodzie miało barwę głębokiego przedświtowego błę- kitu z odcieniem zieleni; wysoko położone pierzaste chmury chwytały już światło i wyglądały jak ogony różowych klaczy. Nierówne pofałdowania Wielkiej Skarpy, szare na czarnym tle w świetle gwiazd, pokryte były rzę- dami czarnych cieni. I ten wiatr w oczy! Ludzie rozmawiali bez interkomów, ich głosy były piskliwe i oderwa- ne od niewidocznych za maskami ust. Nie słychać było żadnych mecha- nicznych odgłosów: żadnego buczenia, syku ani szumu; po ponad stuleciu takiego hałasu wymowne milczenie na zewnątrz było dziwne, wydając się jakimś rodzajem słuchowej pustki. Nazik wyglądała w masce jak za bedu- ińskim czarczafem. - Jest zimno - powiedziała do Nadii. - Uszy mi płoną. Czuję wiatr na oczach. I na twarzy. - Jak długo podziała filtr? - spytała Nadia Saxa, mówiąc głośno, aby mieć pewność, że zostanie usłyszana. - Sto godzin. - Ale ludzie będą musieli przez nie oddychać. - To doda do filtra du- żo więcej dwutlenku węgla, pomyślała. - Tak. Jednak nie widzę prostego sposobu obejścia tego problemu. Stali z gołymi głowami na powierzchni Marsa. Oddychali powie- trzem jedynie za pomocą masek filtracyjnych. Nadia oceniła, że powie- trze jest rzadkie, ale wcale nie kręciło jej się w głowie, ponieważ wysoki procent tlenu kompensował niskie ciśnienie atmosferyczne. Liczyło się częściowe ciśnienie tlenu, a więc przy tak wysokim procencie tlenu w at- mosferze... - Czy jesteśmy pierwszymi, którzy to robią? - spytał Zeyk. - Nie - odparł Sax. - Podczas pracy w Da Vincim wiele razy odby- waliśmy takie wędrówki w maskach. - Czuję się świetnie! I wcale nie jest aż tak zimno, jak się obawiałem! - A jeśli będziesz szedł szybko - zauważył Sax - to się dodatkowo rozgrzejesz. Chodzili trochę po okolicy, ostrożnie bacząc, gdzie w ciemnościach stawiają stopy. - Powinniśmy wrócić do środka - oświadczyła Nadia. - Nie, powinniśmy zostać na zewnątrz i obejrzeć świt - spierał się z nią Sax. - Bez hełmów jest tak przyjemnie. Choć Nadię zaskoczyło, że usłyszała od niego takie zdanie, nie dała za wygraną: - Możemy zobaczyć wiele innych świtów. Teraz mamy sporo do omówienia. Poza tym jest zimno. - Ja się czuję dobrze - nalegał Sax. - Patrz, tam rośnie kapusta ker- gueleńska. I piaskowiec macierzankowy. - Ukląkł i odsunął na bok włocha- ty liść, aby pokazać wszystkim ukryty za nim biały kwiat, ledwie widocz- ny w świetle przed świtem. Nadia popatrzyła na niego. - Wracajmy do środka - powtórzyła. Więc wrócili. Wewnątrz śluzy powietrznej zdjęli maski, a potem znaleźli się z po- wrotem w przebieralni kryjówki. Pocierali oczy i chuchali w ręce, nie zdej- mując rękawiczek. - Nie było aż tak zimno! - Ależ to powietrze słodko pachniało! Nadia zdjęła rękawice i dotknęła ręką nosa. Był zziębnięty, ale nie czuła ostrej lodowatości zaczątkowego odmrożenia. Popatrzyła na Sa- xa, którego oczy połyskiwały dziko; pomyślała, że to bardzo niepodob- ne do niego - taki dziwny i osobliwie ruchliwy wzrok. Spacer ożywił ich wszystkich, z trudem powstrzymywali śmiech i czuli szczególne pod- niecenie, wyostrzone niebezpieczną sytuacją na dole stoku, w Burro- ughs. - Od lat próbowałem podnieść poziom tlenu - oznajmił Sax Nazik, Spencerowi i Steve'owi. - Wydawało mi się, że ogień w Kasei Yallis płonął wystarczająco mocno - odpowiedział mu Spencer. - Och, nie. Jeśli chodzi o ogień, gdy masz odpowiednią ilość tlenu, bardziej jest to kwestia jałowości tutejszej gleby i tego, jakie pożar ma do strawienia materiały. Nie, to miało podnieść częściowo ciśnienie tlenu, tak żeby ludzie i zwierzęta mogli nim oddychać. Gdyby tylko został zreduko- wany poziom dwutlenku węgla... - Więc teraz robisz maski dla zwierząt? Roześmiali się i poszli na górę, do jadalni kryjówki. Zeyk zabrał się za przyrządzenie kawy, podczas gdy pozostali omawiali spacer i dotykali policzków przyjaciół, aby porównać zziębnięcie. - Omówmy problem wyprowadzenia ludzi z miasta - zaproponowa- ła nagle Nadia Śaxowi. - Co się stanie, jeśli jednostki sił bezpieczeństwa będą pilnowały zamkniętych bram? - Przetniemy namiot - odparł. - Tak czy owak, powinniśmy to zro- bić, aby wydostać ludzi jak najszybciej
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Miał witać dygnitarzy z innych światów, otwierać wszystkie posiedzenia Legislatury, przewodniczyć posiedzeniom i głosować jedynie w razie równej liczby głosów za i przeciw...
- Mimo że ojciec i rodzeństwo troszczyli się o mnie jeszcze bardziej, mimo że staliśmy się sobie jeszcze bliżsi, wszystko się zmieniło...
- Na wydaniu zasmażkę pozostałą od zrazików zaprawić trochą mąki, rozprowadzić bulionem, dodać szampinionów, wszystko razem zagotować i wyłożywszy zraziki na półmisek, oblać...
- Biorąc to wszystko pod uwagę, wielbię ogromnie faraona Echnatona za jego mądrość i sądzę, że i inni będą go wielbić, gdy zdążą zastanowić się nad tą sprawą i zrozumieją, jakie...
- A im bardziej to podziwia, tym bardziej się boi wszystko stracić...
- Lidka |aliBa si prawie z pBaczem, |e nie chc jej za ojca" przyj do komsomoBu i nie ma prawa uczszcza po szkole na gry i zabawy sportowe, ale za dwa lata kiedy wróci papieDka", wszystko si odmieni
- Będąc już przy sprawach finansowych,które z pewnością wszystkich zaciekawią,muszę zdecydowanie stwierdzić,że korzyści z tych pieniędzy miała zaledwie nieliczna grupa...
- Mimo to w momencie, gdy rodów powstała, prezydent Wilson odczuwał przede wszyst-dowolenie i miał poczucie dobrze spełnionej misji wobec °«ynentu europejskiego...
- Cała bliższa i dalsza rodzina poruszona jest do żywego zapowiedzią tragicznej katastrofy, jaka zdaje się wisieć niby miecz Damoklesa nad głową drogiego wszystkim...