Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Kaz słyszał, że kamienny smok tłucze o coś łbem i zrozumiał, że bydlę usiłuje nadal wyrwać się z krypty, nie bacząc na to, że nie ma żadnych szans, by zmieścić się w wyjściu Trzymając topór w jednej i kostkę w drugiej dłoni Kaz zaczerpnął tchu i ruszył ku złowrogiej sferze. Ku swemu zaskoczeniu, nie odczuwał jej sprzeciwu... nie oślepiał go też jej blask. Zamiast tego wszystkiego wyczuł pewne... zniecierpliwienie To tylko przedmiot - powiedział sobie. - Przeklęty, zrodzony w otchłani... ale tylko przedmiot Nie całkiem potrafił przekonać o tym samego siebie, niemniej osiągnął cel. Zebrawszy się w sobie, umieścił małą czarną kostkę na samym szczycie sfery będącej dumą Galan Dracosa, potem zaś rzucił się do ucieczki Gdy Kaz dotarł do elfa, Argaen śmiał się albo udawał, że się śmieje. - No i co? Czegoś się spodziewał? Minotaur spojrzał na sześcian. - To rośnie! Elfie, jeśli uwolniłeś jeszcze jednego potwora.. - Patrz! Czarny sześcian zwiększał swe rozmiary, ale i zmieniał swoją postać. Im większy się stawał, tym mniej był realny Gdy osiągnął wielkość połowy sfery, zaczął na nią opadać, jakby stopiło się jego dno Tkwiący u porozbijanego wejścia do krypty kamienny smok przerwał swe niszczycielskie dzieło, jakby niepewny, co czynić dalej. Towarzysze Kaza zniknęli i w sercu minotaura obudziła się nadzieja, że udało im się opuścić także zewnętrzną komnatę - Minotaurze, sześcian pochłania szmaragdową sferę. Gdy cała znajdzie się w jego wnętrzu, jej moc zostanie stłumiona... i da się ją przenieść gdzie indziej... a nawet nad nią zapanować. - Argaen dźwignął się na nogi, niepewnie, ale widać było, że nie cierpi już tak, jak przed kilkoma chwilami. - Wiedziałem, że to się uda! - Wiedziałeś, że to się uda? - Oczy minotaura zwęziły się niebezpiecznie - Minotaurze, jesteś jedynym świadkiem mojego tryumfu! Ja sam wymyśliłem pojemnik cienia, jak go nazwałem... właśnie do takiego celu... i poskutkowało! Szmaragdowa sfera, narzędzie władzy, jest moja! Jednym szarpnięciem potężnej łapy Kaz poderwał elfa z ziemi i podniósł do swoich ślepiów. - Wydaje się, że nagle poczułeś się znacznie lepiej, złodzieju magii! - Pamiętaj o swoich przyjaciołach! - Błyskając dziko oczyma, Argaen szarpnął się, wyrwał z uścisku minotaura i upadł na posadzkę. - Nie zapomnij też o tym gadatliwym kurduplu, włamywaczu! Spora część pułapu zawaliła się nagle, uwalniając tony ziemi, w dziwny jednak sposób pojemnik cienia pozostał nietknięty i wolny. Kazem miotały dwa uczycia - nienawiść do elfa i pragnienie wyrwania się z krypty, zanim runie reszta sklepienia i wszystko pochłonie ziemia - Powinienem pozwolić na to, by ożywieniec zabił was wszystkich... choć obawiam się, że moja gra nie była aż tak doskonała, jak myślałeś. Elfy są mocniejsze, niżby się to mogło wydawać... ale istnieją pewne granice. - Argaen popatrzył ponad Kazem na kamiennego smoka, który nadal tkwił u wejścia do krypty. Stwór nagle rozłożył skrzydła na tyle oczywiście, na ile pozwalała mu ciasnota krypty i odwrócił się ku obu przeciwnikom, wydając bezgłośny ryk. Rozwarłszy szeroko potężne szczęki, bestia wolno ruszyła w ich stronę. Jej ruchy były płynne i wdzięczne, Kaz niemal mógł sobie wyobrazić pracę kamiennych mięśni pod kamienną skórą. Smok znów smagnął ogonem ściany, wzbijając obłoki kurzu Kaz cofnął się gdy potwór, ignorując zupełnie spowodowane przez siebie zniszczenia, zatrzymał się przed swoim panem. Mroczny elf zaśmiał się posępnie. - Minotaurze, nie radziłbym ci zostawać tu dłużej. Jeśli ruszysz niezwłocznie, może uda ci się wyjść, zanim wszystko się tu zawali! - Nie mówisz poważnie! Martwa jak kamień bestia Argaena skupiła na minotaurze spojrzenie ślepych źrenic i opuściła grzbiet niżej, tak by elf mógł się nań wspiąć. - Nigdy w życiu nie byłem dalszy od żartów! Rycerz solamnijski zostałby i podjąłby walkę. Niemal każdy z minotaurów zostałby i podjąłby walkę. Kaz był rozsądniejszy. Rzucił się do ucieczki W tejże właśnie chwili przez rumowisko przy wejściu do krypty zaczęła przedzierać się niewysoka figurka. Delbin. Za kenderem Kaz ujrzał lorda Oswala. Zaklął szpetnie, wiedział bowiem, że tuż za nimi są Darius i Tesela. Na nic jego - nikłe zresztą - nadzieje, że tamci zachowają się rozsądnie i opuszczą podziemia przy pierwszej nadarzającej się sposobności. Wielki Mistrz, mocno sponiewierany, pierwszy dostrzegł minotaura i otworzył usta, by coś powiedzieć Kaz machnął ręką. - W nogi! Stary rycerz jednym rzutem oka ocenił sytuację i choć niechętnie - usłuchał wezwania, ale Delbin, ulegając typowej dla kenderów ciekawości, został na miejscu, usiłując dojrzeć coś ponad ramionami minotaura. Kaz warknął wściekle, wetknął sobie topór pod jedno ramię, drugą zaś dłonią porwał za kark Delbina. Wypadając z krypty, usłyszał z tyłu jakiś niezrozumiały okrzyk Argaena Oswal i Tesela pomagali już Dariusowi pokonywać schody wyjściowe. Żadne z nich nawet się nie obejrzało. Gdy cała grupa wspinała się do góry, ściany i stopnie drżały i trzęsły się w posadach. Biegnący z tyłu Kaz poczuł, że płyty pod jego stopami zaczynają ustępować. Nie odezwał się słowem, wiedział bowiem, że biegnący przed nim i tak dają z siebie wszystko. Tesela nie miała nawet chwili wytchnienia, by zająć się zwichniętą kostką Dariusa Gdy dobiegli wreszcie na górę, ulga, jaką poczuła cała grupa na widok wyjścia, nie trwała długo. Okazało się, że niełatwo będzie się przedostać przez mocno uszkodzone drzwi - Musimy stąd wyjść - zdecydował za nich lord Oswal. - Może trzeba będzie całkowicie opuścić Vingaard, dopóki się nie przekonamy, że zagrożenie minęło Poprowadził ich przez rozwaliska sal. Darius cierpiał okropnie, nie odezwał się jednak słowem. Kaz, podniecony i rozgrzany, zapomniał puścić kendera, co - jak się później okazało - miało swoje dobre strony