Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Wzajemna zdrada jest tym, co najchętniej widziałaby generalicja. Chciałaby widzieć swoich chłopców strzelających z zapałem do Szwabów (lub Angoli) przy każdej nadarzającej się sposobności. Z punktu widzenia generałów wzajemna współpraca nie była pożądana, ponieważ utrudniała im wygranie wojny. Jednak z punktu widzenia pojedynczych żołnierzy obu stron była jak najbardziej pożądana. Nie chcieli być zastrzeleni. Trzeba przyznać, że - tak jak generałowie - woleliby raczej wojnę wygrać niż przegrać, co zapewnia spełnienie pozostałych wymagań, by sytuacja stała się prawdziwym Dylematem Więźnia. Jednak pojedynczy żołnierz nie wybiera między wygraniem a przegraniem wojny, ponieważ jej wynik nie zależy w znaczący sposób od jego indywidualnych działań. Z pewnością jednak własny los zależy w dużym stopniu od wzajemnej współpracy z konkretnymi żołnierzami wrogiej armii, znajdującymi się po przeciwnej stronie pasa ziemi niczyjej, toteż wzajemna współpraca jest daleko bardziej pożądana niż wzajemna zdrada, nawet gdyby z pobudek patriotycznych, czy też z konieczności podporządkowania się dyscyplinie, było się w niewielkim stopniu skłonnym do zdrady przy sprzyjającej po temu okazji. Sytuacja ta miała, jak się wydaje, cechy prawdziwego Dylematu Więźnia. Można się było spodziewać pojawienia się czegoś, co przypominało wet za wet, i tak też się stało. Istniejąca w danym miejscu linii umocnień strategia lokalnie stabilna nie musiała być samą strategią wet za wet. Jest ona przecież tylko przedstawicielem całej rodziny strategii uprzejmych - zdolnych do odwetu, ale wybaczających. Wszystkie one, nawet jeśli nie są stabilne w ścisłym znaczeniu tego słowa, to są przynajmniej dość odporne na inwazję, gdy się już uformują. Według relacji pochodzących z tamtych czasów na pewnym obszarze zaobserwowano rozwinięcie się strategii trzy wety za wet Nocą wychodzimy przed okopy ... oddziały niemieckie pokazały się również, tak więc strzelanie zostałoby poczytane za nietakt. Granaty nasadkowe to rzecz wyjątkowo paskudna... Gdy wpadną do okopu, potrafią zabić nawet ośmiu czy dziewięciu ludzi... Ale używamy ich tylko wówczas, gdy Niemcy stają się wyjątkowo hałaśliwi, ponieważ za każdy granat wystrzelony przez nas, w odwecie posyłają nam trzy. W dowolnej strategii z rodziny wet za wet ważne jest, by gracze ponosili karę za zdradę. Obie strony muszą być świadome groźby odwetu. Demonstrowanie możliwości odwetu było w systemie: „żyj i daj żyć innym” cechą godną uwagi. Strzelcy obu stron mogli prezentować swoją śmiercionośną wirtuozerię, strzelając nie do żołnierzy z wrogich oddziałów, lecz do znajdujących się w ich pobliżu celów nieożywionych - technika używana również w westernach (na przykład zestrzeliwanie płomienia świecy). Nie wydaje się, by kiedykolwiek wyjaśniono w satysfakcjonujący sposób, dlaczego dwie pierwsze bojowe bomby atomowe zostały użyte - mimo zdecydowanego sprzeciwu czołowych fizyków, którzy je stworzyli - do zniszczenia dwóch miast, a nie celów nieożywionych, co przypominałoby widowiskowe zestrzelenie płomienia świecy. Ważną cechą strategii typu wet za wet jest ich wielkoduszność. Pomaga to, jak już wiemy, zapobiegać akcjom, które mogłyby przerodzić się w długie i wyniszczające pasma wzajemnych obwinień. O tym, jak ważne jest stłumienie chęci odwetu, mówią dramatyczne wspomnienia brytyjskiego (już pierwsze jego zdanie nie pozostawia co do tego żadnych wątpliwości) oficera: Piłem właśnie z kolegami herbatę, gdy usłyszeliśmy głośne krzyki i poszliśmy zobaczyć, co się stało. Ujrzeliśmy naszych ludzi i Niemców stojących na przedpiersiach swoich okopów. Nagle nadleciał pocisk, ale nie uczynił żadnych szkód. Obie strony oczywiście natychmiast się skryły i nasi ludzie zaczęli złorzeczyć Niemcom, gdy nagle jeden dzielny Niemiec wyszedł na przedpiersie okopu i krzyknął do nas: „Jest nam niezmiernie przykro z tego powodu, mamy nadzieję, że nikt nie został ranny. To nie nasza wina, to ta przeklęta pruska artyleria”. Axelrod zauważa, że przeprosiny te „są czymś znacznie głębszym niż czysto zdawkowy gest zmierzający do uniknięcia odwetu. Wyrażają autentyczne ubolewanie z powodu naruszenia atmosfery zaufania i troskę o to, czy ktoś nie został zraniony”. Niewątpliwie był to godny podziwu i bardzo odważny Niemiec. Axelrod wskazuje również na przewidywalność poczynań wroga i przestrzeganie rytuału jako cechy ważne dla utrzymania stabilnego układu wzajemnego zaufania. Uroczym tego przykładem była „salwa wieczorna” wystrzeliwana przez artylerię brytyjską zawsze w to samo miejsce linii niemieckich umocnień. Oto słowa niemieckiego żołnierza: Nadlatywał o siódmej - tak regularnie, że mógłbyś nastawiać według niego zegarek ... Pocisk wycelowany był zawsze w to samo miejsce, z dobrym skupieniem, bez odchyłek w poziomie, niedolotów czy przestrzeleń... Znajdowali się nawet ciekawscy, którzy wyczołgiwali się... na krótko przed siódmą, by zobaczyć jak wybucha