Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Z tyłu, przy połyskującej smarem i jednostajnie huczącej maszynie, uwijali się mechanicy. Jedni, uzbrojeni w długodziobe olejarki, starannie spryskiwali każdy przegub, inni czyścili coś kłębami bawełny, a jeszcze inni doglądali wskaźników, pomp i zastawek, by śruba bez przeszkód mogła bełtać toń morza. Spod zaworów tryskały obłoki pary i znów olej, czyszczenie, nieustanna obserwacja tłoków, dźwigni, trybów i jeszcze więcej węgla... Angelique z niemym zachwytem spoglądała na to widowisko. Żaden z zajętych pracą mężczyzn nie zwracał uwagi na otoczenie. Marlowe z wyraźną dumą wskazywał jej to czy tamto palcem. Mimo hałasu usiłował coś tłumaczyć, a ona, dla pewności lekko wsparta na jego ramieniu, z uśmiechem kiwała głową, choć nic nie słyszała ani nie miała ochoty słuchać, do cna pochłonięta widokiem kotłowni, która w jej oczach stawała się męską Walhallą, gdzie ludzie bratali się z maszynami, łączył ich z nimi dziwaczny, prymitywny a zarazem futurystyczny związek, i podejmowali niewolniczą pracę, przed którą nie było ucieczki. Za plecami Marlowe'a stanął sygnalista. Zasalutował, lecz nie doczekał się odpowiedzi, więc postąpił krok naprzód, ponownie oddał honory i złamał czar pętający dziewczynę. Wręczył kapitanowi kartkę z wiadomością. Marlowe przebiegł ją wzrokiem i skinął głową. - Dziękuję! - huknął do marynarza, po czym pochylił się w stronę Angelique. - Przykro mi, lecz musimy wracać. W tej samej chwili na dole zadźwięczał sygnał z mostka. Szef mechaników 221 potwierdził odebranie rozkazu. Poszły w ruch dźwignie, jedne kurki zakręcano, inne odkręcano, zatańczyły wskazówki manometrów. Gdy spadło ciśnienie pary poruszającej olbrzymim wałem, maszyna poczęła zwalniać, zgiełk ucichł, a palacze z ulgą wsparli się na łopatach. Ciężko wdychali przesycone pyłem powietrze i wyżymali pot ze zdjętych z szyi ręczników. Jeden obrócił się w stronę węglarki, przeklął ją, choć jego głos utonął w gasnącym pomruku silnika, po czym rozpiął spodnie i zaczął sikać. Strumień moczu niemal natychmiast zmieniał się w parę, co wzbudzało wesołość wśród pozostałych mężczyzn. Marlowe pośpiesznie chwycił swą towarzyszkę pod ramię i pociągnął w stronę schodków. Jakiś smoluch spojrzał w górę, potem drugi, trzeci... Nim dotarła do drzwi, już wszyscy w milczeniu odprowadzali ją wzrokiem. Gdy zniknęła, któryś wykonał kilka obscenicznych ruchów, wywołując tym nową falę śmiechu, rychło jednak zapanowało posępne milczenie. Nagła cisza i rześka woń morza spowodowały, że po wyjściu na pokład Angelique poczuła lekki zawrót głowy. Mocno ścisnęła rękę Marlowe'a. - Dobrze się czujesz? - Och, tak - odparła. - Dziękuję, John. Przeżyłam... coś nadzwyczajnego. - Naprawdę? - spytał z roztargnieniem, gdyż obserwował marynarzy wiszących na wantach i zajętych stawianiem żagli. - Pewnie dlatego, że widziałaś to po raz pierwszy. Na pełnym morzu, szczególnie podczas sztormu, kotłownia staje się niezbyt przyjemnym miejscem. Palacze i mechanicy to całkiem odrębna rasa ludzi. - Odprowadził ją do Malcolma i powiedział: - Przepraszam, muszę was opuścić na chwilę. Poszedł na rufę, do swojej kajuty. Stojący przed drzwiami żołnierz piechoty morskiej zasalutował służbiście na jego widok. Sejf statku znajdował się pod koją Marlowe'a. Kapitan otworzył go nerwowym ruchem. Wiadomość od admirała brzmiała: "Rozpieczętować rozkazy 1/A16/12". Sejf krył w swym wnętrzu dziennik okrętowy, locję, księgę kodów, pieniądze, księgę rachunkową, księgę kar, spis przewożonych towarów, Kodeks Morski oraz kilka zalakowanych kopert, które dopiero dziś rano dostarczył łącznik z okrętu flagowego. Marlowe drżącą leciutko ręką odszukał właściwą kopertę. Co zawierała? Wezwanie do powrotu czy wiadomość o wybuchu wojny? Opadł na jedno z licznych krzeseł otaczających stół, ze skrzywioną miną zerknął w stronę pokładu, po czym złamał pieczęć. - To było niesamowite, Malcolm. Widmowa piwnica, wypełniona ludźmi... Stałam jak oniemiała. Jeśli tak to wygląda na niewielkiej fregacie, to co się dzieje na większych parowcach? Takich jak "Great Eastern"? - Byłabyś jeszcze bardziej oszołomiona, kochanie. Widziałem go na Tamizie, cztery lata temu, podczas ostatniego pobytu w Londynie. Właśnie 222 skończyłem szkołę i wprost szalałem z radości, że naukę mam już poza sobą. "Great Eastern"... - zawiesił głos. - Jest największy na świecie. Cały ze stali, ma cztery tysiące ton wyporności i został przystosowany specjalnie do przewozu emigrantów wyjeżdżających do Australii. Może pomieścić tysiące pasażerów. Samo wodowanie zajęło kilka tygodni. Zbudowali pochylnię boczną, lecz schrzanili sprawę i kadłub niemal zatonął. Biedny Brunei, który był twórcą i głównym wykonawcą projektu, co chwila popadał w depresję, aż w końcu zmarł ze zgryzoty. Zdawało się, że nad statkiem ciąży jakieś złe fatum. W czasie dziewiczego rejsu omal nie spłonął. Za nic w świecie bym na nim nie popłynął. To przeklęty parowiec, przeklęty w chwili, gdy położono stępkę... - Zobaczył nadchodzącego Marlowe'a i zmarszczył brwi. Na twarzy kapitana nie było ani śladu niedawnego rozbawienia. Dzwon okrętowy wybił osiem szklanek. Południe. - Rzucamy cumy, poruczniku - zwrócił się Marlowe do Lloyda