Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Być może zdołamy się wyśliznąć, zanim się pozbierają. - Lecz to by znaczyło, że musimy pozostać razem! - Kobieta okazała więcej niepokoju, niż naprawdę odczuwała. - Nie mamy innego wyjścia - odparł, jakoś wcale nie przestraszony tą perspektywą. - Też tak myślę. Po prostu nie róbmy już czegoś takiego - powiedziała kobieta, obejmując go. - Ani takiego - dorzucił, całując ją. - Jak to dobrze, że tak się nawzajem rozumiemy - uśmiechnęła się nieco krzywo. - Na pewno sobie wszystko wyjaśniliśmy. - W głosie mężczyzny pobrzmiewał leciutki ślad dawnej ironii. - Czy na serio przezywałeś mnie Maginią? - Ależ oczywiście! - obruszył się. - Sądzisz, że to miał być komplement?! Kobieta milczała, ale w jej oczach pojawiły się łzy. Było widać, że ta obelga najbardziej ją dotknęła. Może to właśnie te obraźliwe słowa skłoniły ją do tego, że z takim poświęceniem wciągnęła mężczyznę w poszukiwania bociana. Owe działania wiele ją kosztowały, ale zemsta była udana. Mężczyzna i kobieta ruszyli na południe, oddalali się od Rozpadliny, subtelnie manifestując wzajemną awersję - na przykład on z ironiczną troskliwością pomógł jej się przedostać przez powalone drzewo, a ona równie szyderczo ofiarowała mu najsmaczniejsze ciastko ze złocistkami. Czasami złościli się i sarkastycznie mówili do siebie „najdroższy” i „moja kochana” i często się całowali, żeby się upewnić, że dalej się nienawidzą. Ktoś obcy mógłby dać się zwieść i pomyśleć, że ci dwoje się w sobie zakochani tak jak Grey i Ivy - z takim talentem odgrywali ów godny ubolewania stan ducha. Zadziwiająco świetnie grali. Potem natknęli się na Niewidzialnego Olbrzyma. Potwór chwiejnie łaził w kółko, najwyraźniej wciąż jeszcze ogłupiały z powodu chwilowego braku magii. Trudno było przewidzieć, gdzie postawi wielką stopę. Mężczyzna i kobieta schronili się przed nim w najbliższej jaskini. - CZOŁEM, NIEPROSZENI GOŚCIE - wyświetlił ekran. Dwoje ludzi zatrzymało się i przytuliło do siebie, jakby chcieli się ochronić mimo wzajemnej niechęci. - Czym jesteś? - zapytał mężczyzna. - JAM JEST KOM-PLUTER. WŁADAM TYM REGIONEM. ZNALEŹLIŚCIE SIĘ W MOJEJ MOCY. - Mam dla ciebie wieści - rzekł mężczyzna. - Ja... Umilkł, bo kobieta trąciła go łokciem. Nie chcieli zdradzić, kim są! - Ja i... hmm... moja żona mamy zamiar wyjść z tej jaskini. - Pozorował zażyłość, żeby ukryć ich wzajemne uczucia. - Nie wierzę w twoją moc. Para ludzi zamierzała odejść. Pewnie uznali, że potykający się olbrzym jest mniej niebezpieczny niż ta dziwaczna machina. - DRZWI SIĘ ZATRZASKUJĄ I ZAMYKAJĄ WYJŚCIE - wyświetlił ekran. Pojawiły się drzwi zasłaniające wejście. Nagle się otworzyły. - COS POSZŁO NIE TAK? - zdumiał się ekran. - Jeżeli coś może pójść na opak, to na pewno tak się stanie - szepnął mężczyzna z ponurym uśmieszkiem. - SŁYSZAŁEM TO! - wyświetlił ekran. - I JUŻ WIEM, KIM JESTEŚ! MAG MURPHY, KTÓRY DOPIERO CO UCIEKŁ MÓZGOKORALOWI! ZŁOŚLIWIEC! - Mag Murphy! - wykrzyknęła Ivy. - Talent tego człowieka cały czas mi kogoś przypominał! - Niech to diabli! - Murphy obejrzał się i dostrzegł napis. - Musimy zniszczyć tę machinę albo nas wyda! - CHWILECZKĘ! JESTEM MACHINĄ! POWINNIŚMY POŁĄCZYĆ NASZE SIŁY I CZYNIĆ JESZCZE WIĘCEJ ZŁA NIŻ DOTĄD! - To brzmi interesująco - wtrąciła się kobieta. - Co to jest „machina”? Myślę, że powinnam to przełożyć na topologicznie nieszkodliwą konfigurację. - A TY MUSISZ BYĆ VADNE, PIĘKNĄ, LECZ ZŁOŚLIWĄ MAGINIĄ. TEŻ UCIEKŁAŚ Z WIĘZIENIA. - Tak się nazywa moja matka! - zawołał Grey. - Vadne Murphy! Ale ona ma czterdzieści lat! I wcale nie jest piękna! I żadna z niej Magini! Chłopak wpatrywał się w Ivy, zaczynał rozumieć. - Nie w Mundanii - powiedziała dziewczyna. - Nie po dziewiętnastu latach. Cały czas pozbawiona magii, niszczona przez jałową egzystencję... - Piękna Magini? - Na ekranie Vadne wydęła usta. - Ta machina obraża mnie tak jak ty! Może powinniśmy się z nią naradzić? - POMOGĘ WAM UCIEC, JEŻELI WY POMOŻECIE MI ZDOBYĆ NAJWYŻSZĄ WŁADZĘ NAD XANTH - zaproponował ekran. - Ależ my musimy uciekać z Xanth! - zaprotestował Mag Murphy. - Jesteśmy zbiegami! Zamkną nas, jeżeli tu zostaniemy! Nie możemy ci pomóc. Kom-Pluter namyślał się nad tym, co usłyszał. Ekran łagodnie pulsować, w rogu migotał napis: „NAMYSŁ”. - MAM CIERPLIWOŚĆ PRZEDMIOTÓW NIEOŻYWIONYCH. MOGĘ POWŚCIĄGNĄĆ SWOJE AMBICJE W NADZIEI, ŻE KIEDYŚ BĘDĘ MIEĆ WIĘKSZE SZANSĘ ICH URZECZYWISTNIENIA. POMOGĘ WAM SIĘ WYDOSTAĆ Z XANTH, JEŻELI ODDACIE MI SWEGO SYNA. - Co?! - spytali chórem, Vadne i Grey. - PRZYZWALIŚCIE BOCIANA, ŻEBY PRZYNIÓSŁ WAM SYNA - ukazało się na ekranie. - WY NIE MOŻECIE WRÓCIĆ DO XANTH, ALE WASZ SYN TAK. ODDAJCIE MI GO W ZAMIAN ZA POMOC W UCIECZCE. PRZYJMĘ JEGO USŁUGI W MIEJSCE WASZYCH. Murphy i Vadne wymienili spojrzenia. - Nawet w Mundanii będziemy musieli się trzymać razem - rzekła kobieta. - Wytrzymamy to? - Czyżbyś sugerowała, że nie wytrzymam tego co ty? - zapytał mężczyzna i zwrócił się do Plutera: - Jesteśmy złymi ludźmi. Skąd możesz wiedzieć, że dotrzymamy obietnicy? - MOŻECIE SOBIE BYĆ ŹLI, ALE WASZ SYN BĘDZIE DOBRY. JAK SIĘ DOWIE O WASZEJ OBIETNICY, TO JĄ SPEŁNI. Murphy i Vadne namyślali się. Potem - bardzo niechętnie - złożyli obietnicę. Obraz zniknął. Cała ta scena trwała tylko chwilę, a Greyowi się zdawało, że całe dziesiątki lat. Przetrawiał powoli to, czego się dowiedział. Jego rodzice to przestępcy zbiegli z Xanth! To wiele wyjaśniało, lecz trudno się było z tym pogodzić. Jak ma sobie z tym poradzić? - A więc przyniósł cię bocian z Xanth - odezwała się Rapunzel. - Od samego początku musiałeś mieć magiczny talent, choć twoi rodzice opuścili Xanth i dostarczono cię do Mundanii. - Hmm... w Mundanii to się odbywa trochę inaczej - powiedział Grey. - Lecz tak, poczęto... zamówiono mnie w Xanth i to wyjaśnia mój magiczny talent. Mag i Magini są moimi rodzicami, więc moja magia jest równie potężna jak ich; tak samo jak w przypadku Ivy. Ale przecież uciekli w Czasie Bez Magii, czyli zanim dostarczono króla Dora. Jak to się stało, że jestem od niego młodszy? - To proste - wtrącił się Grundy. - Na granicy jest bariera czasowa. My z Xanth możemy wejść w dowolne miejsce i dowolny czas mundański, ale od tamtej strony trudniej to Mundańczykom kontrolować. Kom-Pluter musiał im ułatwić przejście w nie tak odległy czas. - POSTARAŁEM SIĘ O TO - przyznał Kom-Pluter. - TO UWIEŃCZENIE MOJEJ INTRYGI. CZEKAŁEM ZE SPROWADZENIEM CIĘ DO XANTH, DOPÓKI NIE ZJAWI SIĘ KSIĘŻNICZKA, KTÓRĄ MÓGŁBYŚ POŚLUBIĆ
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Wersety 30 i 31 pokazują, że chociaż Izrael wskutek niewiary nie miał w Wieku Ewangelii takiego przywileju, jaki dzięki wierze miał Kościół Ewangelii, tzn...
- Mimo że ojciec i rodzeństwo troszczyli się o mnie jeszcze bardziej, mimo że staliśmy się sobie jeszcze bliżsi, wszystko się zmieniło...
- Światło, wpadające przez dwa małe okienka i dodatkowo wpuszczone teraz przez uchylone drzwi, nie rozjaśniało półmroku, jaki tu panował na skutek unoszących się w...
- Pieniacz! Mój trzydziestosześcioletni syn Tomek wybałuszył wzrok czytając o moim pieniactwie i parsknął: — Tato, przecież jedyny proces, jaki ty miałeś w życiu, to...
- Oko może wykryć zwierzę znajdujące się na odległej górze lub linie papilarne na odcisku palca - i może błyskawicznie zmieniać swoja ogniskową wydłużając ją lub skracając...
- Skrajny genetyzm, jaki ujawnia Tynecki omawiając na marginesie swych wywodów twórczość Micińskiego, może raczej zaszkodzić pisarzowi, to znaczy przenieść jego dzieło ze...
- Kto wie, czy gdyby zbadać pod takim właśnie kątem widzenia twórczość innych rosyjskich poetów–liryków tego stulecia i porównać uzyskane wyniki z tymi, jakie...
- Zaklęcie było zamkiem i ukończenie go byłoby jak przekręcenie klucza, ale jaki klucz miałby pasować? „Nie mam czasu na zabawę!” - oznajmił bezgłośnie Czarny Koń...
- Na przykład twoja rodzina, mój czytelniku, zmieniła się ogromnie w porównaniu z tą, w której ja się wychowywałem: twoja matka najprawdopodobniej 197 pracuje...
- Zmienił magazynek, tym razem ładując zwyczajne czterdziestosześciogramowe naboje 12,7 x 99 milimetrów i nadal strzelał długimi seriami, starając się lepiej opanować...