Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Kiedy przerwał, zapanowała cisza. Jego kanonada bez wątpienia zaskoczyła Rosjan, w każdym razie nie strzelali. Syd najprawdopodobniej skończyła się amunicja. Przez kilka sekund Darwin słyszał jedynie dzwonienie w uszach. „Spieprzyłem to” – uświadomił sobie, niestety zbyt późno. „Kompletnie to spieprzyłem”. Obrócił barretta kaliber .50 i teraz miał na celowniku wejście do domku. Wsunął kolejny magazynek, znowu z pociskami przeciwpancernymi. Pierwsza kula wyrwała dwunastocentymetrową dziurę w drewnie drzwi frontowych, tuż nad klamką. Drugi strzał roztrzaskał na kawałki zamek. Trzecim strzałem Minor otworzył drzwi, wyrywając je w połowie z zawiasów. „Biegnij, dziewczyno, biegnij!” – polecił w myślach Syd, po czym zrobił coś, co mogło mieć dla niego straszliwe skutki: uniósł się na kolana, przesunął ciężkiego baretta 82A1 ku Yaponchikowi i Zukerowi, opierając długą lufę broni na skale. Jeśli go już zobaczyli i namierzyli, wkrótce umrze, wiedział o tym. Dostrzegł górną połowę głowy Zukera. Mężczyzna studiował przez lornetkę miejsce odległe od Dara mniej więcej o dwadzieścia metrów, a potem przesunął lornetkę w prawo, wciąż przeszukując wzgórza. Minor bez zastanowienia wystrzelił w kierunku Rosjanina ostatnie siedem nabojów. Trafił w skały wokół dwóch zabójców, wzniecając prysznic iskier i kawałków granitu, które wyskoczyły w powietrze na wysokość piętnastu metrów. Jeden strzał, oddany zbyt wysoko, uderzył w głaz tuż nad stanowiskiem ogniowym i spowodował małą lawinę kamyków i odprysków. Niestety, Dar miał pewność, że nie udało mu się nawet zranić żadnego z Rosjan. Opadł ponownie na podłoże skalne. Nie mając Sydney nigdzie w zasięgu wzroku, zapatrzył się w monitor, przełączając widok z jednej kamery na drugą. Kobiecie udało się dotrzeć bez przeszkód do domku i teraz kucała tam w sypialni przy oknie. Najbliżsi domu zabójcy ostrzeliwali nieprzerwanymi salwami budynek, a zwłaszcza okna. Na łóżko opadały drobiny szkła, fragmenty drewnianej ramy i pierze rozdartych poduszek, toteż Syd wycofała się z powrotem do kąta. Drzwi nadal zwisały z futryny, częściowo otwarte. Dar natychmiast zauważył, że przyjaciółka nie ma już amunicji do swojego hecklera & kocha MP-10; dodatkowe magazynki zostawiła prawdopodobnie na zewnątrz wraz z torbą. „No i zapewne telefon” – pomyślał ponuro. Spojrzał na nią. Kucała, trzymając w obu rękach siga kaliber dziewięć milimetrów. Stale zerkała na otwarte drzwi, oczekując na wejście pierwszego Rosjanina. Darwin wyjął telefon z pokrowca przy pasku i wystukał numer do domku. Na małym monitorze widział, jak Syd podskakuje i patrzy na telefon. „Odbierz” – poprosił w myślach. „Błagam cię, odbierz”. Zabójcy na moment przestali strzelać i wtedy Sydney rzuciła się do telefonu, ściągnęła go pod stół i ze słuchawką w ręce rzuciła się z powrotem do kąta. Minor odwrócił wzrok od małego monitora i wycelował „lekką pięćdziesiątkę” w drzwi, gotów strzelać do każdego Rosjanina, który spróbuje wejść do domku. – Sydney! – Gdzie jesteś, Darwinie? – Na wzgórzu... Nie trafili cię? – Nie. – To dobrze. A teraz posłuchaj. Obok łóżka są drzwi zapadowe do piwnicy. Otwarcie znajduje się pod długim dywanem, przy jego końcu, na prawo od łóżka, jakieś cztery metry od ciebie. Klucze natomiast są pod tacką z lodem w zamrażalniku lodówki... – Dar, ilu... – Masz w lesie ponad sobą dwóch Rosjan z wyposażonymi w tłumiki AK-47 – odparł. – Yaponchik i Zuker mają karabiny snajperskie, ale znajdują się wyżej na wzgórzu. Jeden facet jest na południe od domku... – Minor przełączył widok na kamerę numer cztery, którą umieścił na południowym zboczu. Zabójca przekradał się wzdłuż ganku, wyraźnie zamierzając wpaść do domu. – Zbliża się i jest gotów do wejścia – zakończył Darwin. – Bierz klucze! Uciekaj! Ostrzelał drzewa, obserwując równocześnie ruchy Syd. Kobieta przebiegła pokój, dopadła lodówki, wyrzuciła z zamrażalnika tacę z lodem, chwyciła małe skórzane etui i popędziła z powrotem do sypialni. Yaponchik i Zuker zaczęli strzelać. Dar słyszał kaszlące odgłosy ich dziwnych tłumików, znacznie bardziej imponujący okazał się sam widok: pociski kaliber 7,62 milimetra bez trudu przedarły się przez drewno ściany północnej i dotarły do kąta, w którym przed chwilą kuliła się Sydney. Kule rozerwały na kawałki ulubioną lampkę Minora i wiele desek sekwojowej podłogi. Darwin chciał ich ostrzelać, chociaż wiedział, że obaj snajperzy leżą płasko i pozostają dla niego niewidoczni, musiał jednak sprawdzić, czy Sydney schroniła się już w piwnicy. Spojrzał. Kobieta męczyła się z kluczami, równocześnie przyciągając ku sobie po podłodze telefon. – Nie mogę znaleźć tego pieprzonego... – krzyknęła. – Ten wąski klucz – podpowiedział jej Dar. – Właśnie ten. Zapadnia się otworzyła i w piwnicy automatycznie rozbłysło światło. Sydney rozejrzała się wokół siebie. Trzeci Rosjanin wszedł z ganku i otworzył ogień. Kobieta schowała się za podniesioną zapadnią, ale kule uderzyły w lakierowane drewno. Zapadnia opadła na Syd, która zsunęła się do piwnicy. Darwin już jej nie widział; pozostał po niej jedynie sig sauer, który upuściła najprawdopodobniej podczas uderzenia. Mógł się tylko modlić, żeby obite metalem sekwojowe drzwi zapadowe wytrzymały ostrzał. Zamontowane w domku kamery zarejestrowały dwóch innych Rosjan, którzy weszli właśnie frontowymi drzwiami. Jeden klęknął, drugi stał, obaj wymachiwali karabinami. Trzeci Rosjanin uspokoił ich gestem, a następnie wycelował palec w podłogę. Zabójca stojący najbliżej zapadni odpiął jakiś przedmiot od paska. „Cholera” – pomyślał Darwin. „Mają granat”. Zanim zdążył strzelić, pierwszy Rosjanin podniósł zapadnię, wrzucił do piwnicy granat, opuścił zapadnię, po czym się od niej odsunął. Pod wpływem wybuchu drzwi zapadowe znów się otworzyły. Minor widział, że światło w piwnicy zgasło, toteż wejście było teraz jedynie czarnym kwadratem w podłodze z wypolerowanego drewna. Potem zobaczył, jak trzej zabójcy zbierają się wokół zapadni i mierzą z broni w ciemność. Używając monitora jako punktu odniesienia, Dar wycelował z barretta i wystrzelił dwa pociski przeciwpancerne. Pierwszy przeniknął ścianę na lewo od ramy okiennej i dosięgną! Rosjanina, który natychmiast upuścił granat. Zabójca otrzymał strzał w plecy, który roztrzaskał mu kręgosłup, wewnętrzne organy i klatkę piersiową
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Wycofanie się wojsk polskich z Ukrainy, która dostała się tym razem Moskwie prawie darmo, oznaczało praktycznie rezygnację Polski ze spraw ukraińskich...
- Na wydaniu zasmażkę pozostałą od zrazików zaprawić trochą mąki, rozprowadzić bulionem, dodać szampinionów, wszystko razem zagotować i wyłożywszy zraziki na półmisek, oblać...
- Ale innym razem, o humor słońca zapytana, cale inaczej odpowiada: »Tęskne dziś słońce – mówi – takie tęskne i smętne, że choć pod ziemię wleźć!« I twarz jej własna cerą...
- Za każdym razem, gdy Cymmerianin spotykał grupę, ogromny samiec patrzył na niego groźnie spod ciężkich brwi, dopóki jego rodzina nie zniknęła w krzakach, a potem odwracał się i...
- Tego motylstwa, uroku i uroków jej wietrznego życia i tego, że nie pocałowałam się jeszcze nigdy poza jedynym razem - ze studentem tak nieśmiałym, tak chorobliwie...
- Sądzi się, że razem z gwardiami, które dotarły aż do Bugu i które ostatecznie zawróciły z powrotem, Rosjanie mają na Litwie 40 tys...
- Mimo że ojciec i rodzeństwo troszczyli się o mnie jeszcze bardziej, mimo że staliśmy się sobie jeszcze bliżsi, wszystko się zmieniło...
- - Ja to mówię - odrzekł pan Porter niezbyt pewnym tonem i jeszcze raz pogłaskał córkę, tym razem po jej długich lśniących włosach o barwie świeżo wyłuskanego kasztana...
- Jeste[my podobni do siebie, jeste[my stworzeni, by by razem