Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

.. jarzeniówka! Ktoś znalazł latarkę lub może miał ją przypiętą do pasa i wreszcie zdołał do niej sięgnąć. Wielu chłopaków nosi latarki na prowizorycznych pasach, które robią sobie sami z pasów bezpieczeństwa znalezionych w porzuconych samochodach. Brzmi to idiotycznie, ale prawda jest taka, że nigdy nie mieliśmy przyzwoitego sprzętu. Daleko nam było do tego. Byliśmy najbardziej zatyranymi strażakami na całej cholernej planecie, mie liśmy na głowie bezpieczeństwo ponad dziesięciu milionów ludzi, niezliczonych budynków mieszkalnych i publicznych, a tymczasem nie mieliśmy pieniędzy na przyzwoite wyposażenie. Nasz budżet był tak nędzny, że zbieraliśmy pasy bezpieczeństwa z porzuconych wozów i wieszaliśmy na nich sprzęt, żeby mieć wolne ręce, walcząc z ogniem. Niektórzy noszą te pasy przewieszone przez pierś, inni wokół bioder, ale większość z nas używa takich właśnie samoróbek. Radzimy sobie, jak potrafimy. Nie stać nas na to, żeby pójść do sklepu i kupić pas wykonany specjalnie w tym celu, nie z pensją strażaka. Ujmijmy to tak - strażak na stażu z żoną i dwójką dzieci kwalifikuje się w Nowym Jorku na zasiłek żywnościowy, więc oczywiste jest, że żadnego z nas nie stać na takie rzeczy, a jednak nie możemy sobie pozwolić na to, żeby ich nie używać. Nie zamierzam tu dawać upustu złości, ale choć może to brzmieć niewiarygodnie, nawet w tej skrajnie trudnej sytuacji na każdym kroku odczuwaliśmy skutki nieustannego obniżania kosztów i robienia oszczędności. Ja przynajmniej je odczuwałem i przeklinałem po cichu naszą administrację za to, że znaleźliśmy się pod gruzami bez porządnego ekwipunku. Szybko stwierdziliśmy, że nasze radiotelefony nie działają. Jedyną odpowiedzią na nasze we zwanie "Mayday! " była cisza, szum i trzaski. Myśl o kolegach wyposażonych w wydobyte z wraków pasy bezpieczeństwa wydała mi się groteskowa. Kto mógł wiedzieć, czego jeszcze będziemy potrzebowali w ponurych chwilach, które nas czekały? Albo jakie wysiłki ratownicze trzeba będzie podjąć, żeby się stąd wydostać? Tymczasem moja maleńka latarka była przyczepiona do pasa pod ciężką kurtką, ale wciąż po nią nie sięgnąłem. Zawsze ją ze sobą miałem, lecz wówczas wydobycie jej spod kombinezonu wydawało mi się zbyt skomplikowaną operacją, a poza tym bałem się wykonywać zamaszyste ruchy, jakie byłyby niezbędne, więc tkwiłem w ciemności. Miałem ze sobą także mój nóż Leathermana, który zwykle się przydaje, i kółko z kluczami. Tu drobny szczegół wart odnotowania: każdy strażak nosi klucz 1620, wydawany przez Straż Pożarną, który otwiera drzwi każdej jednostki w mieście, a także daje dostęp do każdej windy. Z tym kluczem naprawdę masz władzę nad miastem. Często widuje się strażaka, który ma na kurtce kółko z jednym tylko kluczem, i ten klucz to na ogół właśnie 1620. Pozwala nam wejść wszędzie, gdzie trzeba, zapewnia dostęp do wszystkich szafek hydrantowych i stałych urządzeń gaśniczych we wszystkich pięciu dzielnicach miasta (Brooklyn, Bronx, Queens, Manhattan i Staten Island). Myślałem o tym, leżąc na spoczniku w czarnej dziurze, jaka pozostała z klatki schodowej. Myślałem o różnego rodzaju pożarach, jakie mogą nam zagrozić, nim nadejdzie pomoc. O środkach, jakimi możemy się posłużyć w walce z ogniem. Było prawdopodobne, że spędzimy w rumach sporo czasu - godzin, dni, a może dłużej - i wiele mogło się w tym czasie wydarzyć. Wiedziałem, że paliwo lotnicze stanowi dla nas zagrożenie. I to nieliche! Po katastrofie budynku, w którym ciągną się całe kilometry kabli, drutów i wodociągów, istnieje mnóstwo okazji do pojawienia się iskry, a od iskry w każdej chwili mogą się zapalić pary paliwa lotniczego. Pamiętajcie, że wciąż nie wiedzieliśmy, co spowodowało zawalenie się drugiej wieży, a zaledwie pół godziny wcześniej przypuszczaliśmy, że przyczyną zawalenia się południowej mógł być wybuch bomby albo uderzenie kolejnego samolotu