Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

— Czy słyszał pan o  prawie z  Jante? — spytałem. I hop! Znowu udało mi się wyłączyć automat, choć wiedziałem, że dziennikarz raczej nie zamieści mojej odpowiedzi. — Nie, nigdy nie słyszałem. — Istniało pewnie od zarania dziejów, a  zostało opublikowane dopiero w  1933 roku przez pewnego duńskiego pisarza. W  małym miasteczku Jante jego władcy spisali dziesięć przykazań dla tamtejszej ludności. Wiem, że obowiązują one nie tylko w  Jante, ale w  każdym zakątku świata. Gdybym miał streścić ten tekst krótko, powiedziałbym tak: „Bądź przeciętny i  anonimowy, a  nigdy nie będziesz miał w  życiu problemów. Lecz gdybyś próbował się wychylić...". — Chciałbym poznać te przykazania z  Jante — przerywa mi dziennikarz szczerze zaciekawiony. — Nie mam ich tutaj, ale mogę panu dać streszczenie tego tekstu. Podszedłem do komputera i  wydrukowałem: Jesteś nikim, nie śmiej myśleć, że wiesz więcej niż my. Nic nie znaczysz, nie udaje ci się nic dobrze zrobić, twoja praca niczemu nie służy, nie sprzeciwiaj się nam, a  będziesz mógł żyć szczęśliwie. Zawsze poważnie traktuj to, co mówimy, i  nigdy nie wyśmiewaj naszych opinii. Dziennikarz złożył kartkę i  wsadził ją do kieszeni. — Ma pan rację. Jeśli jesteś nikim, a  twoja praca nie ma żadnego oddźwięku, zasługujesz na pochwały. Jeśli jednak wybiłeś się ponad przeciętność, odniosłeś sukces, to występujesz przeciwko prawu i  należy ci się kara. Jakie szczęście, że sam do tego doszedł. — Tak myślą nie tylko krytycy — dodałem. — Tak zachowuje się większość ludzi. Po południu zadzwoniłem na komórkę Michaiła. — Jedźmy razem. Nie był zaskoczony. Podziękował tylko i  zapytał, dlaczego zmieniłem zdanie. — Przez ostatnie dwa lata moje życie kręciło się wokół Zahira. Odkąd cię poznałem, wszedłem na zapomnianą drogę, jakby opuszczony szlak kolejowy, który zarósł trawą. Nie dotarłem jeszcze do stacji docelowej, więc nie mogę przerwać w  pół drogi. Zapytał, czy dostałem wizę. Wyjaśniłem mu, że zatroszczył się o  to Bank Przysług. Przyjaciel z  Rosji zadzwonił do swojej ukochanej, szefowej sieci telewizyjnej w  Kazachstanie. Ona zadzwoniła do ambasadora w  Paryżu i  tego samego dnia po południu czekała już na mnie wiza. — Kiedy wyjeżdżamy? — Jutro. Potrzebne mi tylko twoje prawdziwe dane, żeby kupić bilety — biuro podróży czeka na drugiej linii. — Zanim się rozłączysz, chciałbym ci coś powiedzieć. Podoba mi się metafora o  rozstawie szyn i  opuszczonej linii kolejowej. Ale nie sądzę, żebyś zabierał mnie z  tego powodu. Sądzę, że wyjaśnia to tekst, który kiedyś napisałeś. Znam go na pamięć, bo twoja żona często ten fragment cytowała. Jest o  wiele bardziej romantyczny niż twój Bank Przysług: Wojownik światła nigdy nie zapomina, co to wdzięczność. Anioły dopomogły mu podczas bitwy, siły niebiańskie ustawiły każdą rzecz na odpowiednim miejscu i  sprawiły, że wojownik mógł dać z  siebie wszystko. Dlatego, kiedy zachodzi słońce, klęka i  dziękuje Opiekuńczemu Płaszczowi, który go otula. Jego towarzysze mówią: „Ależ on ma szczęście!". Lecz on wie, że szczęściem jest umieć patrzeć wokół siebie i  widzieć, gdzie są przyjaciele, bo w  ich słowach można usłyszeć wiadomość od aniołów. — Nie zawsze pamiętam, co sam napisałem, ale dziękuję. Do jutra. Muszę teraz załatwić wszystko z  biurem podróży. Czekam dwadzieścia minut, żeby ktoś w  radio-taxi raczył podnieść słuchawkę. W  końcu opryskliwa telefonistka każe mi czekać jeszcze pół godziny. Marie wydaje się wesoła w  swojej zmysłowej i  wytwornej czarnej sukni. Przypomina mi się mężczyzna, który w  restauracji ormiańskiej opowiadał, jak podniecała go myśl, że inni pożądają jego żony. Jestem przekonany, że na dzisiejszy bankiet wszystkie kobiety ubiorą się tak, by ich biust znalazł się w  centrum uwagi. A  ich mężowie i  narzeczeni, widząc, że inni patrzą na nie z  pożądaniem, pomyślą sobie: „Tak, podziwiajcie sobie z  daleka. Ona jest moja. Jestem najlepszy i  mam to coś, o  czym wy możecie jedynie pomarzyć". Nie idę tam robić interesów ani podpisywać umów. Nie będę udzielał wywiadów, po prostu wezmę udział w  uroczystym przyjęciu i  spłacę dług zaciągnięty w  Banku Przysług. Zjem kolację, siedząc obok jakiegoś nudziarza, który na pewno zapyta, skąd czerpię inspirację do moich książek. Naprzeciwko będzie pewnie sterczał jakiś ponętny biust, zapewne żony jednego z  moich znajomych i  cały czas będę musiał uważać, żeby mój wzrok nie spoczął na nim ani na chwilę