Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Te wtórne skutki - zmiany środowiska - powodują z kolei wymieranie nie przystosowanych do tych zmian zwierząt i roślin. W nowych warunkach, w których nie mogą już żyć gatunki stare, rozwijają się nowe gatunki, lepiej przystosowane. Schemat ten może mieć różne warianty, różne okoliczności mogły zmieniać przebieg wydarzeń, ale sedno sprawy pozostaje: regularnie powtarzające się katastrofy kosmiczne co pewien czas „przestawiały zegar ewolucji” na Ziemi. Naturalnie powiązanie przebiegu ewolucji życia na Ziemi z koncepcją, że Słońce podróżuje w układzie podwójnym - jest tylko hipotezą. Oczywiste jest, iż wytoczono przeciw tej hipotezie różne argumenty, wykazując jej słabe miejsca. Nie przedstawiam tych argumentów, ponieważ moim zamiarem jest tylko przedstawienie różnych co śmielszych lub dziwnych hipotez czy pomysłów. Można jednak przyznać, iż hipoteza śmiercionośnej gwiazdy jest pasjonująca, niezwykła i śmiała. Whitmire i Jackson nazwali tajemniczego towarzysza Słońca „Gwiazdą Śmierci” (The Death Star). Zespół z Berkeley-Princeton proponuje nazwę „Nemezis”. Wedle mitów greckich Nemezis była boginią zemsty i surowej, bezlitosnej sprawiedliwości. Była uosobieniem kary bożej za różne nieprawości ludzkie. Przynosiła nieuniknioną zapłatę-karę zwłaszcza tym, którzy nadużywali władzy, byli ponad miarę bogaci, pyszni i hardzi. Ponieważ ostatnie wymieranie odbyło się już bardzo dawno, teraz właśnie (ale teraz w sensie geologicznym) zbliża się kolejne, „nadciąga Nemezis, by spłacić nam nasze grzechy” - jak powiedział pół żartem, pół serio któryś z astronomów. Wydaje się przecież pewne, że nie musimy obawiać się Nemezis -”Gwiazdy Śmierci”. Jeśli rzeczywiście istnieje, i jeśli to ona wywoływała Wielkie Wymierania, to i tak mamy jeszcze chyba z parę milionów lat czasu przed sobą (mamy - jako ludzki gatunek). Najsmutniejsze jest to, że ludzkość sama dla siebie spełni rolę Nemezis - najzwyczajniej sama się wykończy, niszcząc przedtem inne formy życia wokół siebie, chyba że ocknie się w porę. ROZDZIAŁ 14 Nieśmiertelność w pojemniku W 1967 r. głośno było na świecie o Jamesie Bedfordzie, pewnym mało znanym profesorze psychologii z miasta Phoenix w Arizonie (USA). Profesor stał się sławny dopiero po śmierci - był bowiem pierwszym na Ziemi człowiekiem, którego w momencie śmierci zamrożono. Jego ciało dotąd spoczywa w płynnym azocie (196°C poniżej zera), w pojemniku ze specjalnej stali. Bedford miał pewien rodzaj nieuleczalnego nowotworu i wiedział, że musi umrzeć. Jeszcze zanim zachorował, interesował się problemami zamrażania żywych istot. Był przekonany, iż kiedyś zamrażanie nieuleczalnie chorych będzie być może jedyną drogą zapewnienia im powrotu do życia. Ufał, że dzięki postępowi nauk przyszłe pokolenia będą mogły ożywiać zamrożonych i leczyć ich choroby, w przyszłości już uleczalne. Bedford nie był naiwny, zdawał sobie sprawę, że jego szanse są tak niewielkie, iż właściwie ich nie ma. Techniki zamrażania w owym czasie gwarantowały przeżycie (ściślej - przetrwanie w stanie „odwracalnej śmierci”) najwyżej tkankom, narządom (ale nie wszystkim bo już nie mózgowi!) i niektórym niższym organizmom w całości. Były już wprawdzie udane próby przywrócenia do życia po oziębieniu nawet tak wysoko ewolucyjnie stojących zwierząt jak szczury, ale oziębiono je tylko do minus 6°C, wobec tego płyny ich organizmów pozostały nie zamarznięte. Odwracalne zamrożenie człowieka było wtedy - i jest do dziś - niemożliwe; Bedford mógł więc tylko liczyć na taki postęp biologii w przyszłości, który umożliwiłby rekonstrukcję jego tkanek zniszczonych przy zamrażaniu. Miał podobno powiedzieć, że szanse powrotu do życia ciała obróconego w proch są zerowe, czyli nie ma ich w ogóle. Szanse ożywienia ciała utrwalonego w ciekłym azocie są niewiarygodnie małe, prawie zerowe, ale przecież jednak o włos wyższe od zera. Nikła to pociecha, prawdę mówiąc też naciągana, ale być może nie o to wcale chodziło. Bedford był uczonym i sprawę swego zamrożenia po śmierci klinicznej potraktował jako swoisty eksperyment, chciał także przełamać opory różnej natury. Chciał, jednym słowem, by nauka poważniej zajęła się problemami odwracalnego zamrażania wyższych organizmów, chciał zwrócić uwagę na możliwości, którymi dotąd zajmowali się tylko autorzy naukowej fantastyki