Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Czasami Morgan obiecuje, że zbierze najlepsze głowy Galaktyki, by rozwiązać ten problem. Ale on kłamie. Ma nas gdzieś. — A jak bukanierzy trafili na Jamajkę — zapytał Jason, korzystając z tego, że kapłan zrobił przerwę. — I kto teraz mieszka na Tortudze? — Zacznę od drugiego pytania. Na Tortudze mieszkają ci sami ludzie, co tutaj: flibustieny, bukanierzy, witalierzy i prywatierzy. Ale teraz są tam kiepskie warunki do życia. Po zagładzie pitahów załamała się równowaga ekologiczna, rzeki i jeziora stały się bagnami, lasu zaczęły gnić. Jest tylko kilka wysp na największych jeziorach, gdzie można mieszkać, nie bojąc się krwiożerczych owadów. Właśnie tam znajdują się kosmiczne bazy flibustierów i farmy prywatierów. Bukanieny dalej polują, a witalierzy... Nie mam pojęcia, czego mogą tam szukać. Przecież Szpanów na Tortudze nigdy nie było, a my nie mieliśmy zwyczaju zakopywania wartościowych rzeczy. Teraz kolej na pierwsze pytanie. Kiedy na dobre zostaliśmy piratami, a nasza flota, składająca się ze zdobycznych statków, liczyła już ponad dwadzieścia jednostek, na planecie jakby znikąd pojawił się Stary Sus. Jasonem wstrząsnął tak silny dreszcz, że nawet kapłan to zauważył. — Właśnie Stary Sus — powtórzył. — Tak nazywał się ten człowiek. chociaż wyglądał bardzo młodo. Myśmy do tego czasu stali się złymi ludźmi. Zabijaliśmy każdego, kto wpadł nam w ręce, tak na wszelki wypadek, po prostu, za nic. Jego też chcieliśmy zabić. Ale Stary Sus powiedział dziwne słowa: „Panowie bukanierzy, potrzebne mi są wasze książki”. Skąd się dowiedział o naszych książkach? Już chyba od dwudziestu lat nikt się nimi nie interesował, nawet my sami. „Wasza siła jest w waszych książkach, panowie” — powiedział. Więc zaczęliśmy go słuchać bardzo uważnie. „Załaduję te woluminy (nie każdy zna to dawne słowo, ale Stary Sus tak właśnie powiedział) do swojego statku kosmicznego i zabiorę je na inną planetę. Nazywa się Jamajka. Macie wielką przyszłość, panowie bukanierzy, ale nie tutaj, tylko tam. Ta planeta powinna zginąć. Ale na pewno potraficie podbić Jamajkę. Ludzie mieszkający na niej nie są dla was konkurencją. Ale to jeszcze za mało. Żeby nabrać znaczenia w Galaktyce” — tak właśnie powiedział: w Galaktyce! — „potrzebujecie dużo pieniędzy. W zamian za książki”. Zastanowiliśmy się. Proponował korzystną transakcje. „Powiem więcej — dodał Stary Sus. — W końcu książki i tak wrócą do was. Zgódżcie się. Nie ma tu żadnego oszustwa, o wszystkim zadecyduje los”. Cały czas mówił bardzo dziwnie. I wtedy John Silver, najbardziej trzeźwo myślący człowiek, który już dawno został naszym nieformalnym przywódcą, zapytał: „Dlaczego mamy ci wierzyć, przybyszu? Nawet cię nie znamy, nie wiemy, skąd się wziąłeś. Nasza gwiezdna flota ma całkowitą kontrolę nad przestrzenią okołoplanetarną i jestem pewien, że żaden statek nie zbliżał się do tej planety w ciągu ostatnich dwóch lat”. „Masz rację, Johnie odpowiedział Stary Sus nie przyleciałem na waszą planetę, przyszedłem do was spod ziemi. Tak jest prościej. Podróżuję między planetami w inny sposób. Przez...” Tu powiedział słowo, którego do dzisiaj nie wolno wymówić na Jamajce, tym bardziej w kościele. Słowo brzmiało na tyle tajemniczo, że od razu, nie wiadomo dlaczego, uwierzyliśmy we wszystko. A Stary Sus mówił dalej: „Mój statek kosmiczny jest schowany w skale na wyspie Golem pośrodku jeziora Bindo. Leżał tam przez osiem tysięcy lat. Po prostu nie wiedzieliście o tym. A ja sam, panowie bukanierzy, pochodzę z planety T’junis...” O planecie T’junis Jason już kiedyś słyszał, ale teraz ta nazwa, chyba ze względu na podobieństwo brzmienia, przypomniała mu inną nazwę — Uctis. Myśl Jasona pobiegła dalej. Archie Stover kiedyś opowiadał mu, że Uctis to ostatnia, skrócona wersja pełnej nazwy planety: Juodas Naktis. Pierwszymi kolonizatorami planet Zielonej Gałęzi byli Litwini. Dwóm sąsiadującym planetom dali poetyckie nazwy, które brzmiały szczególnie ładnie przez kontrast: Czarna Noc i Złoty Poranek — Juodas Naktis i Auksnis Ritas. Auksnis, złoty... No właśnie! Auksnis żwieris! A żwieris... „Żwieris” po litewsku to po prostu zwierzę. Złote Zwierzę... Oślepiający Gwintoróg. Okrotkawi. Statek kosmiczny „Baran”. Oto czym przyleciał na Jamajkę Stary Sus, oto co złożył w banku na Cassylii na zdumiewająco wysoki procent... Wszystko dopasowało się w głowie Jasona w jednej chwili. jak dziecięca układanka. Przestał słuchać kapłana. — Padre! Mam tylko jeszcze jedno pytanie — przerwał niegrzecznie. — Gdzie jest teraz Stary Sus? — Na wyspie Espaniola. To dwie godziny drogi od portu Królewskiego Miasta, jeżeli płynąć na skrzydlatej szkunce. Każdy marynarz pokaże ci, gdzie to jest. Ale, prawdę mówiąc, nie każdy zgodzi się ciebie zawieźć. — Dogadamy się — powiedział Jason już prawie w biegu. — Synu, nie musisz się tak spieszyć — krzyknął za nim kapłan Po pierwsze, powinieneś tu wrócić... — Popatrzył na zegarek. — Tak, za jakieś pół godziny można będzie zabrać wasze świadectwo. A to jest dla ciebie ważne. Po drugie, jeżeli wrócisz razem z panną młodą, może opowiem wam coś jeszcze. Zrozumiałeś? Trudno było nie zrozumieć słów wymawianych z takim naciskiem. Jason nie zdołał się powstrzymać i zadał ostatnie pytanie: — Dlaczego chcesz mi pomóc, padre? — Masz głowę na karku, Jasonie. — Stary kapłan uśmiechnął się pod nosem. — Właśnie to chciałem ci wyjaśnić. Wyprzedzasz bieg wydarzeń. Było tak, że przyszedł do mnie człowiek i uprzedził o twoim przybyciu. Nie pytaj mnie o jego imię. Jest zbyt znane na naszej planecie, by wymawiać je na głos. Ale zostawił mi te paczkę papierosów. Zabierz je sobie. Sam bardzo rzadko palę. A teraz już idź. Po drodze do domu Jason dwa razy o mały włos nie przejechał pijanych flibustierów, których głośne grupy krążyły po mieście. Tak bardzo się spieszył, że piszczał hamulcami na wszystkich zakrętach i ochlapywał wachlarzem bryzgów z kałuż gapiące się psy, staruszki i dzieci. W pałacu wszystko było bez zmian: muzyka, gwar, tańce, śmiech, zapach wina i dobrego jedzenia. — Meta — zaczął, z trudem łapiąc powietrze, kiedy wreszcie znalazł ją wśród głośno świętującej publiczności — czy Morgan mnie szukał? — Nie. Mam gdzieś Morgana! Gdzie byłeś? Szukałam cię Ta paskuda Dolly, która rozmawiała z tobą tuż przed twoim wyjściem, mówiła, że jesteś gdzieś tutaj. Miałam już zamiar przewrócić pałac do góry nogami, kiedy wreszcie zdradziła mi waszą małą tajemnicę