Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Wielokrotnie zamykały się mu oczy a jego głowa wypełniała się zawrotami. Po wielokroć też wiotczały mu ręce, a stopy opadały ciężko ku głębinie… Jakim cudem osiągnął jednak ląd? Sam nie mógł tego zrozumieć. A jednak dotarł, bowiem nagle poczuł twardą ziemię. Podniósł się, zrobił kilka niepewnych kroków, obrócił się wokół własnej osi i upadł zemdlony, ale już poza zasięgiem fal. Kiedy odzyskał świadomość jakiś osobnik pochylał się nad nim… Kiedy odzyskał świadomość, jakiś człowiek pochylał się nad nim i przystawiał mu do zaciśniętych warg szyjkę manierki, z której wypływały krople wódki. VII raina rozciągająca się na wschód od Tulonu, najeżona lasami i górami, poprzecinana wąwozami i strumieniami, dawała uciekinierowi wiele szans na ratunek. Teraz, kiedy postawił nogę na ziemi, mógł mieć nadzieję na całkowite odzyskanie wolności. Upewniwszy się co do tego, Jean Morénas poczuł odradzającą się ciekawość, jaką wzbudzał w nim ten hojny protektor. Nie mógł odgadnąć, jaki on miał w tym cel. Czy Marsylczyk potrzebował energicznego zawadiaki, zdecydowanego na wszystko, otwartego, i dlatego przyszedł wyszukać takiego w więzieniu? W takim razie przeliczył się, ponieważ Jean Morénas był zdecydowany absolutnie odrzucić jakąkolwiek podejrzaną propozycję. – Lepiej się pan czuje? – spytał pan Bernardon po chwili danej uciekinierowi na powrót do sił. – Czy ma pan siłę, by iść? – Tak – odpowiedział Jean, podnosząc się. – W takim razie niech się pan ubierze w ten ubiór wieśniaka, który przyniosłem dla pana. Potem w drogę! Nie mamy nawet minuty do stracenia! Była jedenasta w nocy, kiedy dwaj mężczyźni weszli do wsi, unikając bitych dróg, wskakując do fos i rowów, kiedy tylko usłyszeli hałas kroków lub turkot wozu w ciszy. Mimo, iż przebranie uciekiniera powodowało, że był nierozpoznawalny, obawiali się zbyt wytężonej uwagi innych, ponieważ strój prowansalski, jaki Jean przywdział, mógł mieć coś nienaturalnego. Poza brygadami żandarmerii, które od pierwszego wystrzału działa alarmowego były na nogach, Jean Morénas mógł obawiać się pierwszego lepszego przechodnia. Troska o własne bezpieczeństwo oraz obietnica wysokiej nagrody, wyznaczonej przez rząd za ujęcie zbiegłego więźnia, wzmagały ostrość wzroku chłopów, szybkość ich nóg, siłę ich ramion. Toteż każdy uciekinier ryzykuje mocno rozpoznanie, tak przez to, że przyzwyczajony do ciężaru żelaza ciągnie nieco nogi, jak i przez to, że zdradliwy przestrach występuje na jego twarzy. Po trzech godzinach marszu dwaj mężczyźni zatrzymali się na znak pana Bernardona. Wyjął on z sakwy, którą niósł na ramieniu, nieco jedzenia, które zostało natychmiast pochłonięte pod osłoną gęstego żywopłotu. – Proszę się teraz przespać – powiedział Marsylczyk, gdy tylko ten krótki posiłek dobiegł końca. – Ma pan przed sobą długą drogę i trzeba odzyskać siły. Jeanowi nie trzeba było powtarzać zaproszenia – wyciągnąwszy się na ziemi, zapadł w twardy , kamienny sen. Dzień już wstał, gdy pan Bernardon go obudził. Natychmiast obaj podjęli marsz. Nie chodziło już o przemykanie się polami. Nie kryli się, ale nie pokazywali się zbytnio, nie uciekali przed spojrzeniami, ale nie dawali się oglądać ze zbyt bliska, szli głównymi drogami – taki był przynajmniej plan. Pan Bernardon i Jean Morénas szli już od bardzo długiego czasu, kiedy Jeanowi wydało się, że słyszy tętent kopyt wielu koni. Wszedł na pagórek, by wyjrzeć na drogę, ale zakręt tejże przeszkadzał mu widzieć cokolwiek. Jednak nie mógł się mylić. Leżąc z uchem przy ziemi usiłował rozpoznać hałas, który go zaniepokoił. Zanim powstał, pan Bernardon szybko ruszył ku niemu. Jean poczuł, jak jedną zaledwie ręką zakneblował go i ciasno powiązał. W tym samym momencie dwaj żandarmi na koniach pojawili się na drodze. Podjechali do pana Bernardona, który mocno trzymał swego ogłupiałego więźnia. Jeden z żandarmów zapytał Marsylczyka: – Hej, człowieku! Co to znaczy? – To jest zbiegły galernik, żandarmie, galernik, którego właśnie ująłem – odrzekł pan Bernardon. – Ach! Ach! – powiedział żandarm – To ten, który uciekł tej nocy? – Możliwe. W każdym razie, ten czy inny, mam go… – Będzie dla ciebie dobra nagroda, kolego! – Nie odmówię, nie mówiąc, że jego łachy nie należą do galer. Dostanę je dodatkowo