Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Peggy wpatrywała się w blat stołu. Czy to etyczne? - zastanawiała się. Wiedziała jednak, że lepiej nie zadawać tego pytania głośno. Otrzyma taką samą reprymendę jak kilka minut temu. - A więc - powiedziała Granny, składając dłonie - wydaje się, że wszystko jest w porządku. Jeśli nie macie nic więcej... - Chciałam poruszyć jeszcze jedną sprawę - odezwała się Peggy. Wszystkie oczy skierowały się w jej stronę. Peggy przełknęła ślinę. Wcale nie miała ochoty zabierać głosu. Wolałaby poczekać i wrócić w zacisze swego biura... Była jednak sprawa, którą musiała poruszyć. - Przeczytałam kilka niepokojących raportów - powiedziała, próbując udawać, że nie czuje miażdżącego wzroku Granny. - Niektóre z biura prokuratora okręgowego, inne od lokalnych organów porządkowych. Mamy w mieście króla narkotykowego - grubą rybę. Niejakiego Alberta Vincenzo. Irytacja Granny była dla wszystkich widoczna. - Czy to ma jakikolwiek związek ze sprawą Zakina? - Sądzę, że to możliwe. - Wyciągnęła fotografię z teczki. - To jest Al-berto Vincenzo. Wszyscy spojrzeli na zdjęcie mężczyzny o drugich ciemnych włosach, z blizną nad prawym okiem. Miał wyzywające spojrzenie, szerokie bary i potężne muskuły. Już sam jego wygląd napawał strachem. - Vincenzo przebywa w Magie Valley co najmniej od miesiąca, może trochę dłużej. Nie wiemy, co tutaj robi, ale ostatnio zaobserwowano wzrost spożycia i sprzedaży jadu. Nietrudno zestawić ze sobą te dwa fakty... 110 - Jestem pewna, że ten mały wykład był fascynujący dla Kipa i Troya -przerwała jej Granny - tak samo zresztą jak dla mnie. Ale co, do licha, ma to wspólnego z naszym aktem oskarżenia o morderstwo? Peggy miała świadomość, że popełniła kardynalny błąd - zbyt długo skupiała na sobie uwagę. To przedstawienie należało do Granny, ona miała być jedyną gwiazdą. Nie lubiła, gdy ktoś się wychylał. - Wszyscy wiemy - ciągnęła Peggy - że żonę ofiary martwiło zachowanie męża w ciągu kilku ostatnich tygodni przed morderstwem. Miał niesamowitą huśtawkę nastrojów. To spał całymi dniami, to znów był dziwnie pobudzony i pełen energii. A to typowe objawy towarzyszące zażywaniu jadu. Twarz Granny stężała. - Co chcesz nam dać do zrozumienia, Peggy? Czy uważasz, że aresztowaliśmy niewłaściwą osobę? - Nie, wcale nie. Ale jeśli Gardiner zażywał ten nowy narkotyk rozprowadzany przez Vincenzo, to Vincezno też jest potencjalnym podejrzanym. Granny z trudem panowała nad irytacją. - A więc sugrujesz, że powinniśmy zwolnić z więzienia ekoterrorystę, przeciwko któremu przygotowaliśmy już miażdżący akt oskarżenia, i zająć się polowaniem na twojego narkotykowego króla. - Nie, oczywiście, że nie. - Peggy wzięła głęboki oddech. - Chcę tylko powiedzieć, że Vincenzo też jest potencjalnym podejrzanym. A skoro tak, to wszelkie poszlaki wskazujące na niego świadczą o niewinności Zakina. Zgodnie z precedensem ustanowionym podczas sprawy Brady kontra Maryland mamy obowiązek powiadomić o tym fakcie obronę. Granny przyglądała się jej z rozchylonymi ustami. - Co takiego powinniśmy zrobić? - Dać prawnikowi Zakina wszystko, co mamy na temat tego drania Vin-cenzo. Z przyjemnością się tym zajmę, jeśli... - Nie - odparła Granny lodowatym tonem. - To wykluczone. - Ale prawo wymaga... - Prawo nakłada na nas obowiązek przedstawienia wszystkich dowodów, które mogą pomóc w dowiedzeniu niewinności. A ta twoja niedopieczona teoria w żaden sposób nie osłabia aktu oskarżenia przeciwko Zakinowi. Stwarza jedynie możliwość, że nasza praca pójdzie na marne, bo obrona może ją wykorzystać do rozproszenia uwagi przysięgłych i namieszania im w głowach. - Ma prawo wiedzieć o wszystkich potencjalnych podejrzanych. - A kto uważa tego... Vincenzo za podejrzanego? Ja nie. A wy? Kip i Troy pokręcili przecząco głowami. - Istnieje jednak pewien związek - upierała się Peggy. - Czy muszę informować adwokata obrony o każdym przestępstwie w mieście? Albo, jak w tym przypadku, o każdym potencjalnym, lecz jeszcze nie oskarżonym kryminaliście? Wydaje mi się, że nie. 111 Peggy nie wiedziała, co na to odpowiedzieć. Przepisy były oczywiste, ale jak widać, Granny postanowiła je zignorować. Zapadła długa i nieprzyjemna cisza. - Podaj mi teczkę Vincenzo, Peggy. Peggy spełniła jej żądanie. - Włożę ją z powrotem do akt. Tam jest jej miejsce. Aha, pomyślała Peggy, to tak jakby spalić ją w piecu. - Gdybyśmy mieli jakieś poważne dowody przeciwko temu narkotykowemu bossowi - ciągnęła Granny - zgodziłabym się z tobą. Ale nie będę dostarczać obronie możliwości wywinięcia się przez tworzenie powiązań, które nie istnieją. Do naszych obowiązków należy dostarczenie dowodów, a nie rozwijanie teorii. - Spojrzała Peggy prosto w oczy. - I jeszcze jedno, otóż, pozwól, moja droga, że przypomnę ci pewną ważną zasadę. Oczekuję... nie, wręcz żądam całkowitej lojalności od swoich pracowników. Czy rozumiesz, o czym mówię? - Tak, pani prokurator. - Skoro już ze mną współpracujesz, chcę, aby to była pełna współpraca. Inaczej możesz iść do diabła. Peggy zacisnęła wargi. - Czekam na twoją odpowiedź. Czy będziesz ze mną współpracować? - Tak, pani prokurator. W pełni. Minęła długa chwila, zanim Granny spuściła z Peggy pełne dezaprobaty spojrzenie. - Świetnie. Miło mi to słyszeć, bo już zaczynałam się zastanawiać. Peggy usiłowała odgadnąć myśli tej żelaznej damy. Czy dalej się zastanawia? Czy wciąż ma wątpliwości? Jeśli tak, może to oznaczać utratę posady. Granny rzuciła jeszcze kilka frazesów w rodzaju „pracujcie skutecznie" i szybkim krokiem opuściła salę konferencyjną. Peggy zwróciła uwagę, że Kip i Troy wyszli, nie odzywając się do niej ani słowem