Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Trok odgiął ku górze ostrze jego miecza i zablokował klingą swojej broni, zmuszając do podnoszenia gardy coraz wyżej i wyżej. Nefer wiedział, że jeśli spróbuje odskoczyć, odsłoni pierś na zabójcze pchnięcie. Rana na udzie sprawiała, że z każdą chwilą robił się coraz słabszy i coraz wolniejszy. Na twarz Troka wypłynął triumfalny uśmiech. — Odwagi, chłopcze! Już prawie kończymy. Potem będziesz mógł odpocząć. Na zawsze! Nefer usłyszał wołanie Mintaki, ale wydało mu się pozbawione sensu. W tej chwili nie mógł sobie pozwolić na rozproszenie uwagi. Trok stopniowo przechylał na bok ostrze jego miecza, tak że niebawem zmagali się, stojąc pierś w pierś. Hyksos, znacznie górujący wzrostem nad przeciwnikiem, nagle przeniósł cały ciężar ciała na lewo, w kierunku zranionej nogi Nefera. Ten próbował jeszcze stawiać opór, ale noga się pod nim ugięła. Trok zawadził stopą o jego piętę i rzucił plecami na ziemię. Miecz wypadł z omdlałej dłoni faraona. Jego przeciwnik oburącz uniósł broń nad głowę, szykując się do ostatniego ciosu. I nagle wyraz jego twarzy zmienił się, odmalowało się na niej zdumienie i zaskoczenie. Nie kończąc ciosu, wolną ręką sięgnął za kark. Kiedy ją cofnął, dłoń była mokra od krwi. Chciał coś powiedzieć, lecz z kącików ust wypłynęły mu dwie strugi jasnej krwi; wolno odwrócił się od Nefera i wytrzeszczył oczy na Mintakę stojącą na skalnym podwyższeniu. Nefer z niedowierzaniem patrzył na drzewce oszczepu, sterczące w karku Troka. Gdy Nefer upadł, Mintaka chwyciła leżący u jej stóp oszczep, którego faraon użył na początku starcia. Cisnęła nim, celując w plecy Troka. Grot ugodził go poniżej krawędzi brązowego hełmu i zagłębił się w ciało, nie trafiając w kręgosłup, przecinając jednak tętnicę szyjną. Trok stał nieruchomy jak posąg, z szeroko otwartymi ustami, a krew tryskała z nich strumieniem. Upuścił miecz i wyciągnął ręce. Zacisnął dłonie wokół pasa Mintaki i ściągnął ją, krzyczącą, ze skały. Znów próbował coś powiedzieć, ale jego słowa tonęły w potokach krwi wylewającej się z ust. Przycisnął dziewczynę do okrytej pancerzem piersi, jakby próbował zmiażdżyć jej żebra. Mintaka wrzasnęła rozpaczliwie. Nefer wstał z trudem, podniósł z ziemi miecz Troka i pokuśtykał w jego stronę. Krzyk Mintaki wlał nową siłę w jego ramię. Wymierzył pierwsze pchnięcie w wiązanie pancerza, wbijając ostrze głęboko w plecy. Hyksos zesztywniał i puścił Mintakę. Odczołgała się pod skałę, a Nefer wyrwał klingę z rany i pchnął ponownie. Chwiejąc się na nogach, Trok powoli odwrócił się ku niemu. Zrobił krok w stronę Nefera, wyciągając obciągnięte zakrwawionymi rękawicami dłonie. Nefer zadał mu pchnięcie w gardło. Trok osunął się na kolana, zaciskając palce na ostrzu. Nefer szarpnął dłoń ku sobie, tnąc palce i dłonie Hyksosa, rozdzierając ścięgna i nerwy. Trok runął na twarz i cios Nefera skierowany w wiązanie zbroi przeniknął między łopatkami i sięgnął serca. Zostawiwszy broń w ciele pokonanego wroga, faraon zwrócił się ku Mintace skulonej za osłoną skały. Podbiegła do niego i przytuliła się z całej siły. Teraz, gdy niebezpieczeństwo minęło całkowicie, straciła panowanie nad sobą i szlochając, wyrzucała z siebie ledwie zrozumiałe słowa. — Bałam się, że cię zabije, najdroższy. — I pewnie by to zrobił, gdyby nie ty — wysapał Nefer. — Zawdzięczam ci życie. — To było straszne. — Głos Mintaki się załamał. — Myślałam, że nigdy nie umrze. — Był bogiem. — Nefer spróbował się zaśmiać, lecz nie wyszło mu to najlepiej. — Bogowie rzadko umierają. Zorientował się, że odgłosy bitwy dochodzące z głębi doliny zmieniły się. Obejrzał się, nie zdejmując ręki z ramion Mintaki. Ludzie Troka widzieli śmierć swojego faraona i w jednej chwili opuściła ich wola walki. Rzucali broń, zawodząc płaczliwie: — Dosyć! Dosyć! Poddajemy się. Cześć i chwała faraonowi Setiemu, jedynemu prawdziwemu królowi. Nefer uświadomił sobie, że w tej bitwie on został zwycięzcą. Poczuł, że resztki sił opuszczają jego poobijane, zalane krwią ciało. Zdołał jeszcze raz podnieść głos: — Oszczędźcie ich. To nasi bracia Egipcjanie. Darujcie im życie! Osunął się na ziemię. Natychmiast u jego boku zmaterializował się Taita i pomógł Mintace ułożyć go na piasku. Wspólnie zabrali się do opatrywania jego ran i tamowania krwotoku z głębokiej rany na udzie. Tymczasem nadeszli dowódcy pododdziałów z raportami dla faraona. Nefer nie przywiązywał zbytniej wagi do własnych ran, wypytywał natomiast, kto z jego ludzi przeżył bitwę, kto został ranny, kto zabity. Widok Hilta, Szabaka i Sokka napełnił go radością i uczuciem wdzięczności wobec Horusa i Czerwonego Boga. Oficerowie tłoczyli się wokół naczelnego wodza, uradowani zwycięstwem, dumni z siebie i swoich podkomendnych, przepełnieni radością, że żyje. Na noszach z włóczni ponieśli go w stronę Gallali, ale podróż okazała się długa, bo droga zatłoczona była wziętymi do niewoli oficerami i żołnierzami Troka. Na widok faraona klękali, odkrywali głowy i błagali o łaskę, głośno manifestując swą skruchę i żal, że kiedykolwiek podnieśli broń przeciw prawdziwemu królowi