Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Przez pewien czas mieliśmy na froncie długości około siedemdziesięciu pięciu mil pomiędzy Trę wirem a Monschau tylko torzy dywizje i nigdy nie udało nam się obsadzić tego rejonu silniej aniżeli czterema 22. Sztab mój starał się możliwie najdokładniej zająć się tą sytuacją, ja zaś osobiście omawiałem ją kilkakrotnie zł Bradleyem. Doszliśmy do wniosku, że sytuacja w Ardenach jest bardzo Walki jesienne na granicach Niemiec 453 krytyczna, uważaliśmy jednak, że byłoby błędem przerwanie ataków na całym froncie jedynie po to, aby ubezpieczyć się do chwali, gdy przybywające ze Stanów Zjednoczonych posiłki pozwolą nam na osiągnięcie szczytowego punktu siły. Omawiając to zagadnienie Bradley podkreślał szczególnie te czynniki na swym froncie, które, jego zdaniem, sprzyjały kontynuowaniu działań zaczepnych. Zgadzałem się w pełni z jego punktem widzenia. Po pierwsze, wskazywał na to, że. jeśli chodziło o straty, to znajdowaliśmy się w bez porównania lepszej sytuacji niż Niemcy. Straty dzienne nieprzyjaciela były przeciętnie dwukrotnie wyższe od naszych. Po drugie, uważał, że jedynym miejscem, w którym nieprzyjaciel mógł rozpocząć poważne przeciwuderzenia, był rejon Ardenów. Dwa punkty, w których skoncentrowaliśmy wojska 12 Grupy Armii do działań zaczepnych, leżały bezpośrednio na obu skrzydłach tego rejonu. Jeden, którym dowodził Hodges, znajdował się tuż na północy, drugi — Pattona — na południu. Bradley był wobec tego zdania, że na skrzydłach mieliśmy jak najlepsze warunki koncentracji przeciwko wszelkim podejmowanym przez Niemców atakom w rejonie Ardenów. Uważał również, że w razie gdyby nieprzyjaciel zechciał nas zaskoczyć vv tym rejonie i dotrzeć do linii Mozy, miałby duże trudności z zaopatrzeniem. Kłopoty te zaczęłyby się już wkrótce, zwłaszcza w okresach wzmożonych działań naszych sił powietrznych, chyba że udałoby mu się zdobyć nasze wielkie składy. Bradley nakreślił na mapie linię, którą czołowe rzuty niemieckie prawdopodobnie zdołają osiągnąć. Ocena jego okazała się później niezwykle trafna, a pomyłki nie przekraczały w żadnym miejscu pięciu mil. Na terenach, które, jego zdaniem mogły zostać zajęte przez nieprzyjaciela, umieściliśmy bardzo niewiele magazynów zaopatrzeniowych. Duże składy mieliśmy w Liege i w Yerdun, ale Bradley był przekonany, że nieprzyjaciel nie może dotrzeć do tych miejscowości. Był on również pewny, że zdołamy uniemożliwić nieprzy-i przekroczenie Mozy i dotarcie do naszych wielkich znajdujących się na zachód od rzeki, i że wskutek 454 Krucjata w Europie tego każdy taki atak na nie musiałby być skazany na niepowodzenie. Ogólne wnioski nasze sprowadzały się do tego, że w czasie gdy Niemcy doskonalą swą obronę i szkolą swe wojska, nie możemy pozwolić sobie na (bezczynność tylko dlatego, iż, naszym zdaniem, nieprzyjaciel przed ostateczną klęską spróbuje przeprowadzić przeciwnatarcie na dużą skalę. Końcowa uwaga Bradleya była następująca: „Próbowaliśmy wziąć tych Niemców do niewoli, zanim uda im się wydostać na linię Zygfryda. Jeśli wyjdą spoza tej linii, aby znowu bić się z nami na otwartym polu, tym lepiej dla nas". Zarówno Bradley, jak ja byliśmy przekonani, że nic nie kosztowałoby nas drożej, jak dopuszczenie do stagnacji na froncie i przejście na zimowe pozycje obronne w oczekiwaniu dodatkowych uzupełnień z kraju. Odpowiedzialność za utrzymanie na froncie ardeńskim tylko czterech dywizji i zaryzykowanie poważnej penetracji niemieckiej w tym rejonie spoczywa na mnie. Od l listopada w każdej chwali mogłem przejść do obrony na całym froncie i całkowicie zabezpieczyć nasze pozycje przed atakami, w czasie gdy czekaliśmy na posiłki. Powziąłem jednak decyzję kontynuowania natarcia do granic naszych możliwości i ta właśnie decyzja pozwoliła Niemcom odnieść niezwykłe sukcesy w pierwszym tygodniu ich grudniowego przeciwnatarcia. Na początku grudnia generał Patton z 3 armią przygotowywał się do wznowienia natarcia na Saarę. Miało się ono rozpocząć 19 grudnia. Patton bardzo liczył na decydujący wynik, ponieważ jednak Bradley i ja stanowczo chcieliśmy uniknąć długiego, krwawego i trudnego natarcia, postanowiliśmy, że jeśli działanie 3 armii nie przyniesie w ciągu tygodnia olbrzymich sukcesów, trzeba je będzie przerwać. Wiedzieliśmy oczywiście, że w razie powodzenia nieprzyjaciel będzie musiał ściągnąć wojska z innych odcinków, a tym samym sukces Pattona zwiększy nasze bezpieczeństwo .w. innych miejscach. Z drugiej strony, jeśli poważna ilość dywizji, uwikłanych w ciężkie walki, będzie się posuwała naprzód powolnie, to nie tylko niewiele osiągniemy, ade nie będziemy również w stanie szybko zareagować na jakimkolwiek innym odcinku frontu2S. Tymczasem uderzenie l armii na zapory wodne na rzece Roer rozpoczęło się zgodnie z planem 13 grudnia; udział w tym działaniu brało jednak stosunkowo niewiele dywizji. Na początku miesiąca trwająca przez cały czas zła pogoda jeszczte się pogorszyła. Mgła i chmury uniemożliwiały przeprowadzenie zwiadu lotniczego, w górach zaś spadł śnieg i robiło się coraz zimniej24. Niemiecka 6 armia pancerna, która pojawiła się przed nami, była najsilniejszym i najlepszym odwodem szybkim, jakim rozporządzał jeszcze nieprzyjaciel. Po przybyciu na nasz front została początkoiwio rozmieszczona naprzeciw lewego skrzydła 12 Grupy Armii, najwidoczniej, aby przeciwdziałać wszelkim próbom sforsowania rzeki Roer. Gdy na początku grudnia musieliśmy przerwać ataki amerykańskie na tym froncie, utraciliśmy wszelki ślad 6 armii pancernej i w żaden sposób nie mogliśmy odnaleźć miejsca jej pobytu