Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Dougless zajęczała. - Wytrzymam z tobą bez niczego. Teraz, kiedy znam twoje niesłychanie dobre mniemanie na własny temat, mogę mieszkać z tobą i nie tracić dla ciebie głowy. - Nie możesz. - Mogę i dowiodę ci tego. Znajdę klucz do twojej zagadki i nawet gdyby miało to trwać lata, nie poczuję do ciebie nic. - Zmrużyła oczy. -A jak będzie cię męczył koszmar, dostaniesz ode mnie poduszką. A teraz może puścisz mnie do łazienki? Nicolas odsunął się i Dougless gniewnie zatrzasnęła za sobą drzwi. Nie mógł powstrzymać się od szerokiego uśmiechu. Ach, Dougless, pomyślał, moja najsłodsza Dougless. Może ty będziesz w stanie mi się oprzeć, lecz jak ja zdołam oprzeć się tobie? Rok razem? Rok bez uścisku? Postradam zmysły. Powoli zaczał się ubierać. 7 Długi czarny samochód sunął wśród krajobrazów pięknej sielskiej Anglii. Na tylnym siedzeniu Nicolas popatrywał na Dougless. Siedziała sztywno wyprostowana. Ściągnęła śliczne rude włosy i upięła je wysoko. Od rana nie uśmiechnęła się i jedyne, co mówiła, to: „tak, sir" lub „nie, sir". - Dougless - powiedział. - Chciałbym... Przerwała mu. - Jak mi się wydaje, lordzie Stafford, mamy ten etap za sobą. Jestem panna Montgomery, pańska sekretarka, ani więcej, ani mniej. Mam nadzieję, sir, że będzie pan o tym pamiętał i nie stwarzał wrażenia, że jestem kimś poza tym. Odwrócił się z westchnieniem. Nie wiedział, co miałby jej powiedzieć. Tak po prawdzie obecne stosunki były lepszym rozwiązaniem, jednakże nie minęło kilka godzin, a brakowało mu jej ciepła. Po chwili ujrzał wieżę Thornwyck i serce zaczęło mu bić żywiej. Zaprojektował ten pałacyk. Zebrał całą wiedzę zdobytą przy wznoszeniu innych domów, wszystko to, co w nich ukochał, i stworzył tę rezydencję. Cztery lata zabrało wyrąbanie i sprowadzenie marmurów z Italii. Na dziedzińcu stały cztery wieżyczki z półokrągłymi oknami. Pałac był skończony zaledwie w połowie, kiedy jego pana aresztowano, ale to, co już powstało, przerastało urodą wszystkie inne budowle w kraju. Zmarszczył się, gdy wjechali na podjazd. Wszystko wyglądało bardzo staro! Odwiedził Thornwyck zaledwie przed miesiącem. Wtedy wszystko było świeże i w idealnym stanie. Teraz zwieńczenia wież sypały się, dachówki były połamane, niektóre okna zamurowano. - Piękny - szepnęła Dougless, po czym wyprostowała się i dodała: - Sir. - Sypie się - rzekł rozgniewany Nicolas. - Czyżby nie dobudowano zwieńczeń zachodnich wieżyczek? Samochód przystanął. Nicolas wysiadł i ogarnął wzrokiem rezydencie Poczuł przemożny smutek. Miał przed sobą ruinę, nieukończoną, kilkuset letnią staroć. Bo to staroć, pomyślał z przygnębieniem. Kiedy się odwrócił, zobaczył, że Dougless już rozkazała wnieść bagaże do hotelu. - Lord Stafford pije herbatę wcześniej, o ósmej - informowała recep­cjonistę. - Lancz punktualnie w południe. Menu proszę przedłożyć wcześ­niej. - Zwróciła się do niego: - Wasza lordowska mość sam wpisze się do księgi gości czy ja mam to zrobić? Nicolas zgromił ją wzrokiem, ale odwróciła się, zanim zdążyła to dostrzec. Szybko wpisał się do księgi. Recepcjonista zaprowadził ich do numeru. Pokój był śliczny, z ciemnoróżowymi tapetami. Łoże z kolumienkami i baldachimem z żółtego i różowego perkalu. U stóp łóżka tapczanik obciągnięty materiałem w kolorach żółtym i bladozielonym. Na podłodze różowy dywan. Obok mały salonik wykończony na różowo i blado-zielono. - Proszę wnieść tu kozetkę - oznajmiła Dougless. - Kozetkę? - spytał recepcjonista. - Oczywiście. Przecież muszę na czymś spać. Chyba nie sądzi pan, i będę spała w pokoju jego lordowskiej mości? Nicolas przewrócił oczami. Przebywał na tyle długo w dwudziestym wieku, by zdać sobie sprawę, iż Dougless zachowuje się dziwnie. - Tak, proszę pani - powiedział recepcjonista. - Każę wstawić kozet­kę. - Wyszedł. - Dougless... - zaczął Nicolas. - Panno Montgomery - poprawiła go chłodno. - Panno Montgomery, niech wniosą kufry do pokoju. Dopilnuje pani tego - rzekł równie chłodno. - Moim zamiarem jest obejrzeć dom. - Czy mam panu towarzyszyć? - A kto by chciał za kompana rozeźloną kocicę? - rzucił gniewnie i opuścił pokój. Dougless nakazała wniesienie bagaży, po czym spytała o lokalną bibliotekę. Czuła się znakomicie w skórze profesjonalnej badaczki, kiedy maszerowała przez miasteczko uzbrojona w notatnik i zestaw do pisania. Lecz kiedy znalazła się w pobliżu biblioteki, zwolniła kroku. Przestań międlić to w głowie, nakazała sobie. To był sen,nerzeczywisty, nieziszczalny sen. Masz być zimna. Lodowata. Jak Antarktyka. Jak Syberia. Masz robić swoje i mrozić go. On należy do innej kobiety, innej epoki. Bibliotekarka łatwo znalazła „Kolekcję Staffordów" , jak to nazwała. - Wielu o nich pyta, zwłaszcza goście z Thomwyck - zauważyła. I Interesuje mnie ostatni lord, Nicolas Stafford. - Och, biedaczysko, skazany na ścięcie, ale zmarł przed egzekucją. Podobno otruty. - Przez kogo? - spytała podniecona Dougless. - Przez tego, kto rzucił na niego oskarżenie o zdradę. Zbudował Thornwyck, wie pani. Czytałam nawet, że sam je zaprojektował, ale nikt nie znalazł na to żadnych dowodów. Nigdzie nie ma szkiców z jego podpisem. No, proszę, wszystkie książki na tej półce mówią coś o Staffordach. Dougless zaczęła przeglądać je po kolei. O Nicolasie wspominano z rzadka i to wyłącznie nieprzychylnym tonem. Nosił tytuł lorda zaledwie przez cztery lata, zanim skazano go za zdradę. Jego starszy brat, Christopher, był lordem od dwudziestego drugiego roku życia i autor rozpływał się nad tym, jak to przejął upadające rezydencje Staffordów i odrestaurował je. Nicolas, zaledwie rok młodszy, był opisany jako birbant, trwoniący krocie na konie i kobiety. - Nie zmienił się - powiedziała głośno Dougless, otwierając inną książkę. Ta była jeszcze bardziej skąpa w pochwały. Rozwodziła się nad lady Arabellą i historyjką ze stołem