Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Twoje wrażenie cię nie myli - powiedziała Sephrenia. - Grota jest teraz bezpieczna. Skierujmy swoje myśli w inną stronę, moi drodzy. Nie rozwódźmy się nad tym, co właśnie zrobiliśmy, w przeciwnym razie nigdy nie przestaniemy o tym myśleć. Giermek wyprostował swe muskularne ramiona i rozejrzał się dookoła. - Rozpalę ogień - mruknął i ruszył po drwa na ognisko. Sparhawk w sakwach wyszukał naczynia i prowiant na wieczerzę. Po posiłku usiedli dookoła ognia. - Jeszcze nie widziałem, żeby na rozkaz człowieka waliły się góry - rzekł z podziwem Kurik. - Sparhawku, czy mając Bhelliom czujesz się jak władca świata? Możemy chyba o tym teraz rozmawiać? - spojrzał na czarodziejkę. - Nie wiem, zobaczymy. Odpowiedz mu, Sparhawku. - To było niepodobne do żadnego z poprzednich doświadczeń - odparł pandionita. - Poczułem się nagle wielki jak dąb i wszechmocny. Przyłapałem się nawet na tym, że myślałem nad następnym krokiem... zastanawiałem się czyby nie rozbić w pył całego pasma tych gór. - Sparhawku, przestań! - krzyknęła ostro Sephrenia. - Bhelliom cię kusi, próbuje nakłonić, byś go użył. Za każdym razem, gdy to uczynisz, będzie zdobywał coraz większą władzę nad twą duszą. Pomyśl o czymś innym. - Na przykład o Aphrael? - zasugerował Kurik. - A może i o niej niebezpiecznie myśleć? - O tak, bardzo niebezpiecznie. - Czarodziejka uśmiechnęła się spokojnie. - Ona posiadłaby twą duszę jeszcze szybciej niż Bhelliom. - Twoje ostrzeżenie jest trochę spóźnione, mateczko. Myślę, że już to uczyniła. Tęsknię za nią. - Nie musisz. Ona jest ciągle z nami. Giermek rozejrzał się dookoła. - Gdzie? - Duchem, Kuriku. - To nie jest dokładnie to samo. - Zajmijmy się teraz Bhelliomem - powiedziała Sephrenia w zamyśleniu. - Jego wpływ jest silniejszy, niż przypuszczałam. Czarodziejka wstała i podeszła do niewielkiej sakwy zawierającej jej osobiste rzeczy. Pogrzebała w niej chwilę i wyciągnęła płócienny woreczek, dużą igłę oraz kłębek czerwonych nici. Następnie poczęła wyszywać na płótnie osobliwie asymetryczny karmazynowy wzór. W czerwonym blasku ogniska pracowała w skupieniu, poruszając bez przerwy ustami. - Mateczko, szyjesz krzywo - zauważył Sparhawk. - Ta strona różni się od tamtej. - Tak też powinno być. Mój drogi, proszę, nie odzywaj się teraz do mnie. Usiłuję się skoncentrować. - Wyszywała jeszcze przez jakiś czas, po czym wpięła igłę w rękaw i wyciągnęła dłoń z woreczkiem w kierunku ognia. Zaczęła mówić coś po styricku, a ogień tańczył w takt jej słów, to przygasając, to rosnąc rytmicznie. Wtem płomienie nagle skłębiły się i zafalowały, jakby chciały napełnić płócienną sakiewkę. - Włóż tu Bhelliom, Sparhawku - powiedziała czarodziejka, otwierając woreczek. - Bądź stanowczy. Prawdopodobnie Bhelliom będzie próbował ponownie tobą zawładnąć. Rycerz niechętnie sięgnął pod płaszcz po klejnot i spróbował włożyć go do woreczka. Zdawało mu się, że usłyszał pisk protestu. Szafir zrobił się gorący. Sparhawk miał wrażenie, że usiłuje przepchnąć coś przez litą skałę. W głowie miał zamęt, był przekonany, iż zamierza dokonać rzeczy niemożliwej: Zacisnął zęby i spróbował jeszcze raz. Niemal wyraźnie słyszał płacz, gdy szafirowa róża znikła w woreczku. Sephrenia ściągnęła mocno sznurek i zawiązała końce w skomplikowany węzeł, który przeszyła wielokrotnie igłą z czerwoną nitką. - Gotowe - powiedziała odgryzając nitkę. - Co zrobiłaś? - zapytał Kurik. - To forma modlitwy. Aphrael nie potrafi umniejszyć mocy Bhelliomu, ale potrafi go uwięzić, aby nie mógł nad nikim zapanować. Nie jesteśmy zupełnie bezpieczni, ale nic więcej nie da się naprędce uczynić. Później postaramy się o coś solidniejszego. Schowaj woreczek, Sparhawku, i staraj się, by od skóry oddzielała go kolczuga. Myślę, że to może pomóc. Aphrael mówiła mi kiedyś, że Bhelliom nie znosi dotyku stali. - Czy nie jesteś przesadnie ostrożna, mateczko? - zapytał rycerz. - Nie wiem. Nigdy przedtem nie miałam do czynienia z czymś tak potężnym jak Bhelliom i nawet nie potrafię sobie wyobrazić granic jego mocy. Jednakże wiem na tyle dużo, by mieć świadomość, że potrafi on zawładnąć każdym, nawet Bogiem Elenów lub Młodszymi Bogami Styricum. - Każdym, z wyjątkiem Aphrael - poprawił Kurik. Czarodziejka pokręciła głową. - Nawet Aphrael, gdy wynosiła go z otchłani, znalazła się pod jego urokiem. - Dlaczego zatem nie zatrzymała klejnotu dla siebie? - Przyczyną była miłość. Moja bogini kocha nas wszystkich i dlatego oddała nam Bhelliom. Bhelliom nie potrafi zrozumieć, czym jest miłość. W ostateczności może to się okazać naszą jedyną bronią przeciwko niemu. Tej nocy Sparhawk spał niespokojnie, nieustannie przewracając się z boku na bok. Kurik trzymał straż stojąc poza kręgiem światła rzucanego przez ogień, tak więc Sparhawk był zdany jedynie na siebie w walce z sennymi koszmarami. Wydawało mu się, że przed jego oczyma wisi szafirowa róża, błyszcząc uwodzicielsko ciemnoniebieskim blaskiem. Ze środka tego blasku dobywał się dźwięk - dźwięk, który szarpał mu duszę. Dookoła unosiły się cienie, dotykając niemal jego pleców - było ich z całą pewnością więcej niż jeden, ale chyba mniej niż dziesięć. Cienie nie były kuszące. Zionęły nienawiścią zrodzoną z zawodu. Pod błyszczącym Bhelliomem stała obrzydliwie groteskowa gliniana figurka Azasha, ta sama, którą rozbił w Ghasku i która zawładnęła duszą hrabianki Belliny. Twarz posążka nie była martwa, wykrzywiała się okropnie w wyrazie najniższych namiętności - żądzy, chciwości, nienawiści i wzniosłej pogardy płynącej z poczucia mocy absolutnej. Sparhawk począł szamotać się we śnie. Rzucał się na wszystkie strony. Bhelliom napierał na niego; Azash napierał na niego, a wraz z nim pełne nienawiści cienie. I klejnot, i wstrętny bożek były obdarzone nieprzepartą mocą. Rycerz czuł, że jego umysł i ciało rozdzierają przeciwstawne, nieludzkie siły. Próbował krzyczeć i obudził się zlany potem. Zaklął. Był wyczerpany, ale sen pełen koszmarów nie dawał wytchnienia. Położył się w ponurej nadziei, że zapadnie w zapomnienie bez snów. Jednakże wszystko zaczęło się od nowa. Ponownie mocował się we śnie z Bhelliomem, z Azashem i czającymi się za nim nienawistnymi cieniami. - Sparhawku - usłyszał cichy znajomy głos - nie pozwól się zastraszyć. Wiesz przecież, że nie mogą ci zrobić nic złego. Próbują cię jedynie przestraszyć. - Po co to robią? - Ponieważ boją się ciebie