Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Wychodząc z domu o pierwszej 27 stycznia 1837 roku, pomyślał, że idzie się 318 pojedynkować z człowiekiem o jasnych włosach1, który lubił pysznić się w śnieżnobiałym mundurze galowym kawalergar-dów: należało więc być podwójnie ostrożnym. Słońce widziane przez okno zmyliło go: mróz na dworze był dokuczliwy, zerwał się mocny zachodni wiatr - lepiej było nie ryzykować i okryć się czymś najcieplejszym, co miał. Odruchowe dreszcze mogły sprawić, że zadrży mu ręka, że strzał będzie niecelny. Na Newskim Prospekcie wziął dorożkę i kazał się zawieźć do braci Rossetów; pamiętał obietnicę Klementija: „Jeśli dojdzie do tego, że trzeba będzie stanąć za barierą, jestem do pańskiej dyspozycji". Ale Rossetów nie było w domu. Udał się więc do Danzasa, który mieszkał parę metrów dalej, i poprosił go, żeby pojechał razem z nim do poselstwa francuskiego; tam miał mu udzielić wszystkich koniecznych wyjaśnień, po czym przyjaciel miał się zdecydować. W obecności Oliviera d'Archiaca przeczytał mu kopię listu do Heeckerena, którą miał przy sobie, i wyjaśnił z oschłą ścisłością zdarzenia zmuszające go do jego napisania. „Są rogacze dwojakiego rodzaju", dodał, Jeden doskonale sobie zdaje sprawę, że rzeczywiście jest rogaczem, i z góry wie, jak ma się zachowywać, a drugiego rogaczem mianuje otoczenie i ten jest w znacznie większym kłopocie. Ja należę do tych drugich". Zakończył słowami: „Teraz mogę powiedzieć tylko jedno: jeśli sprawy tej nie skończymy dzisiaj, to przy pierwszym spotkaniu z Heeckerenami - obojętnie z ojcem czy z synem - na-pluję im w twarz". I dopiero wtedy, wskazując na Danzasa, powiedział: „To jest mój sekundant". A potem zwrócił się do Danzasa: „Zgadzasz się?". Danzas wyraził zgodę i pozostał z d'Archiakiem, by omówić warunki pojedynku. 1 Po rosyjsku: bielokuryj -jasnowłosy, blondyn. 319 Wrócił do siebie. Dom był cichy i pusty. Natalie pojechała z dziećmi do Catherine Mieszczerskiej, Alexandrine była w swoim pokoju, a Nikita Kozłów, wiedząc, że pan wróci dopiero w porze obiadowej, poszedł do pomieszczeń dla służby. Puszkin zamknął się w gabinecie. Napisał do Aleksandry Osipowny Iszy- mowej: „Szanowna Pani, jest mi prawdziwie przykro, że nie mogę przyjąć Pani zaproszenia na dziś. Na razie mam zaszczyt posłać Pani Barry'ego Cornwalla (...) Dzisiaj otworzyłem przypadkiem Pani Historię w opowiadaniach i niespodziewanie zatopiłem się w lekturze. Oto jak trzeba pisać! Z najgłębszym szacunkiem...". Potem wziął do ręki książkę The Poetical Works of Milman, Bowles, Wilson and Cornwall (na ostatniej stronie w spisie rzeczy oznaczył już krzyżykiem pięć Scen dramatycznych Cornwalla, które Iszymowa miała przełożyć dla „Sowrie-miennika"), zapakował książkę i list w gruby arkusz szarego papieru. Wręczył przesyłkę posłańcowi i kazał ją odnieść na ulicę Fursztadską. Wyszedł. Tuż po wpół do czwartej wszedł do cukierni Wolfa i Berengera, na drugie piętro narożnej kamienicy między Mojką a Newskim Prospektem; tam umówił się z Danza-sem. Przyjaciel zaraz przyszedł. Podał mu arkusz papieru: d'Archiac nalegał - wyjaśnił mu - żeby warunki zostały spisane. „1. Przeciwnicy zajmują miejsca w odległości dwudziestu kroków od siebie, na pięć kroków przed barierami, między którymi odległość wyniesie dziesięć kroków. 2. Przeciwnicy uzbrojeni w pistolety na dany sygnał mogą użyć broni, nie przekraczając jednak w żadnym wypadku bariery. 3. Ustala się ponadto, iż po pierwszym wystrzale przeciwnicy nie mogą zmieniać miejsc, tak aby ten, który będzie strzelał pierwszy, znalazł się z kolei w zasięgu wystrzału przeciwnika w tej samej odległości. 320 4. Kiedy obydwie strony dokonają po jednym wystrzale, pojedynek zostanie wznowiony na poprzednich warunkach: przeciwnicy zajmą miejsca w odległości dwudziestu kroków od siebie z zachowaniem barier i wszelkich dotychczasowych zasad. 5. Sekundanci spełniają rolę nieodzownych pośredników we wszystkich próbach porozumienia się stron w miejscu pojedynku". Chciał znać tylko godzinę i miejsce pojedynku: o piątej, nad Czarną Rzeczką, obok daczy komendanta twierdzy; jeśli chodzi 0 warunki pojedynku, to pozwolił sobie powiedzieć tylko to, co niezbędne, nie zniżając się do rzucenia okiem na dokument sporządzony przez sekundantów. Napił się lemoniady. Oznajmił Danzasowi, że ma w kieszeni surduta kopię listu do Heeckerena 1 upoważnił go do zrobienia z niego takiego użytku, jaki uzna za stosowny, gdyby sprawy przybrały dla niego zły obrót. Brakowało paru minut do czwartej po południu, kiedy Puszkin i Danzas wsiedli do czekających na nich na ulicy sań. TABLE-TALK |L II „Paweł Isaakowicz Hannibal był wesoły z usposobienia (...) Puszkin, który niedawno ukończył Liceum, bardzo się do niego przywiązał, ale to nie przeszkodziło, że wyzwał go na pojedynek, ponieważ w jednej z figur kotyliona Paweł Isaakowicz odebrał mu młodą Łoszakową, w której Puszkin był straceńczo zakochany, choć była ona brzydka i miała sztuczne zęby. Sprzeczka między wujem a siostrzeńcem zakończyła się po paru minutach: nastąpiła zgoda, nowe rozrywki i tańce, a w czasie kolacji Paweł Isaakowicz z natchnienia Bachusa wygłosił taki oto toast: Jeśli nawet w połowie balu chcesz się strzelać z wujem Hannibalem, to Bóg świadkiem, że z Pawłem Hannibalem nie popsujesz żadną kłótnią balu!...". „Puszkin bardzo lubił Kiichelbeckera, swego kolegę z Liceum, ale często z niego kpił. Jak wielu młodych poetów w tamtym czasie, Kiichelbecker często odwiedzał Żukowskiego i zamęczał go swoimi wierszami