Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Wiem. Powiedział mi to Rafał zaraz po naszym przyjeździe. Zwiał z domu, a stryj za nim tu przyjechał. Nie. Przyjechałemtuw swoich sprawach. Tak stryj mówił, ale chyba w rzeczywistości jest inaczej? Trudno midogadaćsię z Rafałem. Dlatego dochodzę downiosku, że przyjemniej jest mieć córkę niż syna. Córka, wydaje misię,potrafizrozumieć albo ojca,albo matkę. A syn zazwyczaj nie rozumieani swojego ojca, ani swojej matki. Co też stryj mówi? Notak. Czy sądzisz,że Rafał myślałby o mnie tak jakty,gdybym postąpił podobnie jak twój ojciec? Potępiłby mnie. Przyjąłbyto jako wrogi akt przeciw sobie. Jest taki zacofany? Ach,nie oto chodzi. Wyobraźsobie, że twojamatka btórzesobie teraz za mężadwudziestodwuletniego chłopaka, twojego kolegęze studiów, co pniej pomyślałabyś? Wariatka. No widzisz. A o ojcu tak niepomyślałaś. Twoje pretensje i ^ie\43. chęci do matki wynikają właśnie z faktu, że ona pragnie pozostawaćmłoda, nie chce być tylko matką, to znaczy starszą, godną szacunkupanią, matkującą dorosłej córce. Rafał równieżchciałby we mnie widzieć starszego pana, godnego ojca. Oczywiście tego, co mówię, nie wolno uogólniać. Pewnie, że tego niewolno uogólniać. A co doRafała, radzę stryjowi wziąć go za karki zabrać do domu. Chłopakpowinien się uczyć, a nie romansować. Masz rację. Tak powinienem zrobić przytaknął Jan. Tylko że tak nie zamierzam zrobić. Nie mogli dalej rozmawiać, bo Stanisław dał hasło do powrotu. Alenajpierw zaczęli rwać wrzos i układali go w ogromne bukiety,które Beata zamierzałazabraćdla znajomych w Warszawie. Na krótką chwilę Jan znalazł siętwarzą w twarzz Rafałem, w niewielkim oddaleniu od innych. Przycupnęli obok dużej połaci wysokiegowrzosu,jakby na skraju fioletowego dywanu. Głośno brzęczałypszczoły, buczał trzmiel, bzyczały muchy. Gdy Jan pochylił twarz kuziemi, uderzył go zapach leśnego igliwia, które o krok od nich grubąwarstwą zaścielało ziemię pomiędzy korzeniami grubych sosen. Nieodjedziesz, prawda? zapytał Rafał. Spotkali się wzrokiem. Jana przemknęło przykre wrażenie, że oczychłopca są smutne. Szczupłe palce Rafała zamknęły się na kępce wrzosu,ale jej nie zerwał, tylko zamarł i czekał na odpowiedź ojca. Jannaglepomyślał, że Rafał jest przecież tylko osiemnastoletnim chłopcem, który cokolwiek czyni, czeka napochwałę alboprzyganę ojca. Teraz Jan powiniengo był zganić,powiedzieć krótko: "Zbieraj się,wyjeżdżamydo domu". Możena to czekał? Lecz dlaczego on, Jan,nie potrafił się nato zdobyć, choć to niby takie proste i oczywiste? Dziśnie wyjadę. Tak rzadko widujęswojego brata. zabrzmiało to jak usprawiedliwienie. Bezwiednie spojrzeli w stronę Stanisława i Beaty. Obydwoje stalina ścieżce w przesiece, Stanisław układał bukiet wdłoniach żony. Alenie dotykał wrzosów, tylko jej rąk. Układanie bukietu nie było niczyminnym jak pretekstem do spotkania się rąk. Co o nichmyślisz? spytał Jan. Chłopak odwrócił wzrok. Był zawstydzony, jakby Janschwytał gona podpatrywaniujakiejś gorszącejsceny. Kochają się wzruszył ramionami. Tak. To ich usprawiedliwiakiwnął głową Jan. 144 ' To dlaczego mnie nie chcesz usprawiedliwić? Dlaczego masz domnie żal? A może obraziłeś sięo to, comówiłem ci wczoraj przyobiedzie? Jan pogardliwie wykrzywił usta. I ton jego słów również był pogardliwy. Prosiłem cię, żebyś nietraktował mnie jak swojego kolegę. Coto znaczy: obraziłem de? Czy takie określenia są właściwew stosunku: ojciecsyn? Jesteś częścią mnie. Ileż to razy własna ręka, noga czynawet głowa odmawiała mi posłuszeństwa? Co sądziłbyśo człowieku,który obraziłbysię nawłasną rękę dlatego, że ta w pewnej chwili gozawiodła? Mogę zżymać się na jej słabość, ale nie mogę się naniąobrażać. To nieprawda, że jestem twoją ręką powiedział. Nic na świecie nie jestw stanie zmienić naszego wzajemnegopowiązania. Nicna świecie nie zdoła zmienićfaktu, że ty jesteś moimsynem, a ja twoim ojcem. Możemy się kochaćlub nienawidzić, możemywszystko wokół nas zmienić, ale tego niepotrafimy odwrócić czyprzeinaczyć. To jedyna niezmiennawartość na świecie, bo resztasprawpozostaje względna. A jednak dzieci odchodzą odrodziców, nie rozumieją się wzajemnie. Ty też pozostawiłeś swego ojca. Ale czy on, pozostawiony tutaj, przestałbyć przez to moimojcem? Zgoda. Ale co wynika z tego faktu? Nic. A zarazem wszystko. Zależy jak dla kogo. O co ci chodzi? Przecież tak łatwo mnie zrozumieć. Zakochałem się i uciekłem z dziewczyną. Przecież wiesz, że chcę wrócić. Z tobą. Możemy nawet zaraz wsiąść w samochód. Zależy ci na tym,żebympublicznie albo tylkoprzed tobą wyznał skruchę? Jesteśograniczony przez swój egoizm wybuchnął Jan. Dlaczego wciąż myślisz tylkoo sobie? Był na siebie zły za ten wybuch. Przecież takna zdrowy rozumchłopak mówił rzeczy bardzo rozsądne. On, Jan,chyba przyjechałtutaj właśnie poto, abyusłyszeć te słowa. Niestety, w tym czasie stałosię coś takiego, co te słowa uczyniło nieważnymilub tylko mało znaczącymi