Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Jako pierwszą zobaczył szczupłą dziewczynkę. Klęczała na podłodze zaledwie pięć metrów przed nim. Jęczała i trzęsła się na całym ciele. Terrorysta stał tuż za nią. Kątem oka pułkownik zanotował pozycję pozostałych dwóch bandytów. Jeden stał pośrodku sali, ukryty za półkolistym stołem, drugi zaś przy drzwiach prowadzących do sąsiedniej sali Rady Powierniczej. Wszyscy terroryści ubrani byli na czarno i wszyscy mieli na twarzach kominiarki. Ten najbliższy trzymał dziewczynkę garścią za jasne włosy, blisko czoła, tak że twarz miała uniesioną. Lufę pistoletu przyłożył do czubka jej głowy. Pułkownik miał na muszce środek twarzy terrorysty, ale nie chciał strzelać pierwszy. Nawet trafiony, mógł w przedśmiertnym skurczu zacisnąć palec na spuście; dla zakładniczki byłby to koniec wszystkiego. Wiedział, że postępuje źle - mógł strzelać, więc powinien strzelać. Sparaliżowała go myśl, że być może dziewczyna jest córką Paula Hooda. Terrorysta zawahał się, a potem zrobił coś, co zaskoczyło Augusta. Opadł za klęczącą dziewczynkę i rzucił się w prawo, między rzędy krzeseł. Nadal trzymał dziewczynkę za włosy i oczywiście pociągnął ją za sobą. Najwyraźniej nie miał ochoty na wymianę strzałów. I miał się teraz za kim schować. Powinieneś strzelać, do jasnej cholery, skarcił sam siebie pułkownik. Gdyby strzelił, nie martwiłby się już o tego terrorystę, a teraz wszyscy na sali byli zagrożeni. Bandyta z zakładniczką ukrył się cztery rzędy przed rozstawionymi amfiteatralnie krzesłami. August schował Berettę, którą trzymał w prawej ręce, obrócił się w lewo i przebiegł kilka kroków wokół galerii. W skarpetkach poruszał się bezgłośnie. Położył prawą dłoń na barierce za ostatnim rzędem krzeseł, przeskoczył przez jeden rząd, a potem przez następny i następny, nie zatrzymując się ani na chwilę. Od terrorysty i dziewczynki dzieliły go tylko dwa rzędy. - Downer, zbliża się do ciebie! - krzyknął jeden z terrorystów. Mówił z francuskim akcentem. - Za tobą...! - Wynoś się albo ją zabiję! - krzyknął Downer. - Rozwalę ten jej cholerny łeb! Dwa rzędy. Mężczyzna, który go ostrzegł biegł w jego kierunku. Za dwie, trzy sekundy będzie na schodach. Trzeci trzymał na muszce zakładników. - Barone, gaz! - krzyknął Francuz. Trzeci terrorysta, Barone, ruszył biegiem w stronę płóciennych worków, leżących na podłodze pod wychodzącymi na północ oknami. August przeskoczył trzeci rząd. Widział teraz Downera i dziewczynę. Terrorysta leżał na wznak, a na nim, również na wznak, leżała dziewczyna. I teraz pojawił się problem. Operacja spychania zakładała uniemożliwienie terrorystom zabicie zakładniczki, obezwładnienie najbliższego z nich, zdobycie przyczółka w głębi sali, nim pojawi się w niej generał Rodgers. Tych celów nie udało mu się osiągnąć. Tym samym padła koncepcja operacji, a teraz musiał jeszcze zmienić jej cele. Musiał poradzić sobie jakoś z gazem bojowym. Barone znajdował się po przeciwnej stronie wielkiego stołu; chronił go zarówno on, jak i zakładnicy. Zdążył już zdjąć kominiarkę; z worka wyciągał właśnie trzy maski przeciwgazowe. Założył jedną z nich, a resztę rozdał. Mężczyźni nie wkładali ich; maska znacznie ograniczyłaby im pole widzenia. Następnie wyciągnął z worka czarny pojemnik. August obrócił się i pobiegł ku północnej części sali. Francuz był już na schodach w południowej jej części, biegł nimi do góry. Pułkownik nie zatrzymał się i nie strzelał do niego. Nawet gdyby terrorysta go namierzył, miałby większe szanse w starciu z Barone'em, gdyby znajdował się po tej samej stronie sali co on. Drogę zagradzał mu stół i grupka tulących się do siebie zakładników. - Nie ruszać się! - krzyknął. Gdyby ci ludzie się rozbiegli, mogliby znaleźć się między nim a jego celem. Nikt się nie poruszył. August dobiegł do schodów i pobiegł nimi w dół. Francuz znajdował się dokładnie po drugiej stronie sali. Nagle zatrzymał się i oddał kilka strzałów. Dwa z nich trafiły pułkownika Augusta w talię i w żebra. Kamizelka wytrzymała, ale energia kinetyczna pocisków rzuciła pułkownika na ścianę. - Mam cię sukinsynu! - wrzasnął z triumfem strzelec. - Downer, kryj mnie! - krzyknął, biegnąc przez środkowy rząd krzeseł na galerii, ku północnej części sali. Australijczyk odepchnął dziewczynkę i wstał. Wydał z siebie nieartykułowany ryk nienawiści. August osunął się po ścianie, a potem poczołgał po schodach. Nie zwracał uwagi na ostry ból w boku. Francuz mu nie zagrażał, a Barone'a już prawie widział. Nagle z tyłu sali rozległ się donośny trzask