Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Po chwili zgiął się w pół, a Toryn zauważyła kropelki krwi rozpryskujące się od wewnątrz na szybce jego hełmu. Przyklękła obok Ganda i objęła go ramionami. - Co się stało? - spytała. - Jak możemy ci pomóc? 4-LOM zaczął sprawdzać szczelność skafandra wspólnika. - Tlen przecieka? - spytał. - Nie - wykrztusił Zuckuss pomiędzy napadami kaszlu. Toryn sięgnęła do interkomu. - DwaJedenbe - zawołała. - Natychmiast do sterowni. Zuckuss zaczął się z wolna uspokajać. W chwili przybycia androida medycznego kaszel prawie już ustał, ale i tak Zuckuss opowiedział w końcu wszystko o swojej chorobie i jej przyczynach. - Dysponując odpowiednim wyposażeniem, mógłbym cię wyleczyć - powiedział android. - Niestety, obecnie nim nie dysponuję. Badacze Rebelii opracowali metody pobudzania naturalnego odrostu tkanek. - Przez klonowanie? - Nie, to nielegalne. Odrost następuje wewnątrz organizmu pacjenta. Jeśli nasz sprzęt przetrwał ewakuację, będę mógł podjąć leczenie już w punkcie zbornym. Za kilka dni będziesz miał nowe płuca. Zuckuss usiadł prosto i zamyślił się głęboko. Zamierzał nawet wejść w trans, ale ostatecznie zasnął i przyśniła mu się szczególna medytacja, podczas której mgła spowijająca przyszłość jego osoby uniosła się na chwilę. Nagle ujrzał przed sobą wiele ciekawych, bardzo ciekawych dróg. Darlyn Boda wyglądało niemal tak samo, jak 4-LOM je zapamiętał: parne, błotniste i mroczne. Idealne miejsce, by wkroczyć na drogę zbrodni. Ruszył sam ulicami miasta, nazywającego się tak samo jak planeta. Idąc wspominał pierwszy dzień, kiedy zbiegł z pokładu liniowca. Wtedy zdawało mu się, że cały świat stoi przed nim otworem, a jemu starczy siły i czasu na wszystko. Podjęta krótko potem decyzja znacznie ograniczyła jego perspektywy, ale android wcale tego nie żałował. Zuckuss był zbyt chory, aby opuścić statek. Rebelianckie androidy medyczne roztoczyły nad nim opiekę, a sami rebelianci gdzieś zniknęli, chociaż 4-LOM był umówiony na późniejszą godzinę z Toryn Farr i pięcioma jej podwładnymi. Razem mieli polecieć do punktu zbornego. A tam odnaleźć Hana Solo i zakończyć polowanie. Toryn odszukała już miejscowych przywódców ruchu oporu. Było wśród nich sporo starszych stopniem oficerów, którzy przejęli dowodzenie i nakazali jej spotkać się z łowcami nagród. Wręczyli też zalakowany list do dowództwa Rebelii. 4-LOM zasugerował Toryn, by spotkanie odbyło się w małym sklepiku z biżuterią. Znał ten sklep dobrze. Jego właścicielka kupowała i sprzedawała klejnoty nie pytając o ich pochodzenie i android robił już z nią interesy. Stara kobieta w łachmanach wstała, żeby go powitać. Sklepik był tak samo ciemny i brudny, jak wiele lat temu. - Cztery Eloem! Co za spotkanie! Wiek przygiął ją już na zawsze do ziemi i do tych kilku gablot, w których trzymała towar. Android uaktywnił pewien od dawna nie używany program. - Jak się masz? - spytał. - Starość nie radość - mruknęła kobieta. - Ale jakoś się trzymam. Nie wypadłam z branży. - Gdy wyjeżdżałem, miałaś jeszcze trzy moje kamienie. Sprzedałaś je? - Dwa tak. Jestem ci coś winna. Jak wolisz, w imperialnych kredytach czy w innych klejnotach? Pokażę ci, co mam. - Który kamień został? - Pokażę ci. Zebrała kosztowności z wystawy i wsypała je do kieszeni sukni, a potem zwinęła dywan za kontuarem i otworzyła klapę w podłodze. - Chodź - powiedziała. Zapaliła świeczkę i zaczęła zstępować po ciemnych schodach. 4-LOM podążył za nią do pomieszczenia, które aż lśniło od klejnotów. Nigdy wcześniej nie pokazywała mu tej piwniczki. Ciekawe, dlaczego teraz się zdecydowała. Przecież wiedziała, że jest złodziejem. - Widzisz? - spytała, unosząc świeczkę. 4-LOM rozejrzał się i dostrzegł swój kamień. Lśnił błękitnawo. Szafir Ankarres. - Miałem nadzieję, że jeszcze tu jest - powiedział i podniósł cudowny klejnot. Kobieta musiała odkurzać go regularnie, nie było na nim ani pyłka kurzu. - Nie pozwoliłeś go pociąć, a nikogo nie było stać na cały - powiedziała. - I dobrze, bo przykładałam go sobie codziennie tam, gdzie mnie akurat bolało. On uzdrawia. - Właśnie dlatego go potrzebuję. - Żeby się nim leczyć? Jesteś z metalu. Idź lepiej do ślusarza. - Nie chodzi o mnie - wyjaśnił android. - Mój przyjaciel jest śmiertelnie chory. Podał szafir kobiecie. - Użyj go po raz ostatni, zanim go zabiorę - powiedział. Przytknęła kamień do kostek i nadgarstków, przez chwilę przytrzymała go na czole i oddała androidowi. Wrócili na górę, do sklepu akurat w chwili, gdy w drzwiach pojawiła się Toryn. Uśmiechnęła się do 4-LOM-a. Wiele lat minęło od chwili, gdy ktoś się do niego uśmiechał. Przypomniał sobie od dawna zarzucone oprogramowanie obejmujące uprzejmość, usłużność, bezinteresowność. Zastanowił się, czy kamień naprawdę nie ma na niego żadnego wypływu. Jednak... to nie miałoby sensu. Nic nie poczuł, gdy przytknął go kiedyś do czoła. Stare programy uruchomiły się, bo on sam im na to pozwolił. Nie powstrzymał ich. Zresztą może nadszedł czas, by przypomnieć sobie parę rzeczy? Trzeba będzie przeanalizować użyteczność takiego kroku. - Gotowa do odlotu? - spytał. - Owszem. Reszta czeka na zewnątrz. Obrócił się do starej kobiety. - Zatrzymaj, proszę, te kredyty, które mi jesteś winna. Dziękuję ci za pomoc, której udzieliłaś mi wiele lat temu, gdy bardzo jej potrzebowałem. Kobieta ukłoniła się androidowi, a on wyszedł razem z Toryn. Na ulicy dołączyli do nich Rivers, Bindu, Rory, Darklighter i Samoc. Razem ruszyli w stronę doków. Gdy znaleźli się już na statku, android zatrzymał się nagle w ciemnym korytarzu i wyciągnął klejnot. - Samoc - zawołał. - Czy wiesz, co to jest? Dziewczyna spojrzała na kamień. - Nie. Ale jest piękny. 4-LOM wyjaśnił jej, co potrafi jego szafir. - Przytknij go do swoich oparzeń - zaproponował. - Może ci pomóc. Podał kamień dziewczynie. Potrzymała go chwilę w dłoni i przyłożyła do bandaży, które miały spowijać jej twarz przez ponad miesiąc. Po chwili nie wiadomo dlaczego usiadła na pokładzie. - Pomogło? - spytał android. - Nie wiem. Dziwnie się czuję. Ale to miłe wrażenie. Jakbym porządnie odpoczęła. - Muszę zanieść go Zuckussowi - powiedział 4-LOM. Wziął kamień i poszukał wspólnika. Znalazł go w jednej z cel