Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Ale dlaczego? - zapytał Cup. - Ziemiotwórstwo to nieciekawa robota; trwa wiele lat. Żaden świadomy umysł nie mógłby jej nigdy polubić. - Ależ wasz gatunek może znaleźć się w stanie wojny nawet o tym nie wiedząc. Jeśli twoje wyjaśnienie przyczyn naszego konfliktu jest prawidłowe, to już się w nim znalazł. Drill potężnie wzruszył ramionami. - To się zdarza od czasu do czasu. Niekiedy inne gatunki, które osiągnęły nasz poziom rozwoju, atakują nas w identyczny sposób. Kiedy tak się dzieje, zawieramy pokój. - Uważasz takie napaści za normalne? - przemówił Sekretarz Generalny Opozycji Vang. - Te okazjonalne konflikty są, jak się wydaje, naturalnym efektem ewolucji gatunków - odparł Drill. Vang odwrócił się do jednego z siedzących obok Szarów i zaszczekał gwałtownie parę razy. Drill usłyszał kilka słów: "miliardy zabi- tych... pięć planet... zbrodnie... naturalny efekt!". - Wydaje mi się - stwierdziła Przewodnicząca Gram - że odchodzimy od porządku dziennego. Vang popatrzył na nią. - Faktycznie, Czcigodna Przewodnicząca. Proszę mi wybaczyć. - Sprawa wycofywania się - podjęła Gram - na uzgodnione linie demarkacyjne. Gatunki na tym etapie rozwoju lubią posiadać swe terytoria, przypomniała Drillowi Pamięć. Ich mentalność polityczna opiera się na pojęciu granic. Ideę wspólnoty gatunków bez granic mogą odebrać jako zagrożenie. Postaram się ich nie naciskać, odparł Drill. - Pamięci na naszych statkach ziemiotwórczych będą tak wyregulowane, żeby zwracały uwagę na waszą rasę - oświadczył. - Po regu- lacji Szarowie nie będą już narażeni na niebezpieczeństwo. - W naszym przypadku upłynie kilka miesięcy, zanim rozkaz wstrzymania ognia dotrze do wszystkich wojsk - powiedziała Przewod- nicząca. - Ile czasu trzeba wam na dostarczenie rozkazu do wszystkich waszych statków? - Mniej więcej stulecie. - Szarowie wytrzeszczyli oczy. Pamięci w naszych bazach eksploracyjnych na tym obszarze będą oczywiście wyregulowane jako pierwsze, a te z kolei wyregulują Pamięci Statków ziemiotwórczych podczas przeglądów technicznych i uzupełnia- nia zapasów. - Mamy być obiektem ataku przez najbliższe s t o 1 a t? ton Vanga wyrażał niedowierzanie pomieszane z pogardą. - Nasze Statki ziemiotwórcze poruszają się w zasadzie losowo i przylatują do bazy tylko wtedy, gdy kończą im się zapasy. Nie wiemy, gdzie są, dopóki nie zameldują się z powrotem. Chociaż z pewnością natkną się na kilka następnych waszych planet, to wasza rasa prze- trwa w wystarczającej ilości, by kontynuować ewolucję. W tym czasie sami sięgniecie po nowe planety i je skolonizujecie. Wyjdziecie z tego w sumie chyba z zyskiem. - Czy nie macie żadnego szacunku dla życia? - dopytywał się Vang. Drill rozważył swoją odpowiedź. - Wszystkie osobniki umierają, Sekretarzu Generalny Opozycji - odrzekł. - Jest to fakt przyrodniczy, którego żadna rasa nie może zmienić. Tylko gatunki mogą przetrwać. Jednostki da się łatwo zastąpić. Chociaż stracicie trochę planet i znaczną liczbę osobników, wasz gatunek jako całość będzie istniał dalej i może się nawet ro-rwijać. Czego więcej jakaś rasa albo jej delegowani przedstawiciele mogą żądać? Sekretarz Generalny Opozycji Vang spojrzał badawczo na Drilla,, postawił uszy w słup, wyszczerzył kły. Milczał. - Żądamy zawieszenia ognia, które będzie prawdziwym zawieszeniem ognia - oświadczyła Przewodnicząca Gram. Jej dłonie zaciskały się rytmicznie na krawędzi krzesła. - Nie powolną, zalegalizowaną eksterminacją naszego gatunku. Twoje stanowisko cuchnie niezdro- wo. Obawiam się, że musimy przerwać tę rozmowę, dopóki go nie zmienisz. - Stanowisko? To nie stanowisko, Czcigodna Przewodnicząca. To prawda. - Nie mamy nic więcej do powiedzenia. Zmartwiony Drill poszedł za szaryjską delegacją do śluzy. Ja nie kłamię, Czcigodna Przewodnicząca - powiedział, ale Gram odwróciła się tylko i bez słowa opuściła ludzki Statek. Zniknęła w tłumie Szarów. Audycje Szarów nie były budujące. Szczególnie napastliwy okazał się Sekretarz Generalny Opozycji Vang. Drill zapoznał się z uryw- kami przemówień przebiegając szczegóły zawartości Pamięci. "Okrutne lekceważenie... żadnej płaszczyzny porozumienia... beztroska wobec okrucieństwa... przejaw oczywistego barbarzyństwa... brak szacunku dla jednostki... bronić się... smród w nosie". W odpowiedzi Szarowie skakali do góry i szczekali. Słychać było dziwne bulgoczące, piskliwe odgłosy śmiechu, które zaniepokoiły Drilla. - Mamy nadzieję znaleźć jakąś formułę pokoju - mówiła Przewodnicząca Gram. - Rozważymy ją ze wszystkimi ministrami na sesji. - I to było wszystko. Tej nocy Szarowie cicho wyli trzymając się za ramiona w utworzonym przez siebie wielkim kręgu wokół Statku. Odgłosy śmiechu towarzyszące przemówieniu Vanga nie ustały całkowicie. Drill nie mógł zrozumieć, dlaczego oni wszyscy nie pójdą do domu spać. Długo, długo powiedziała Pamięć. Nawet i ona nie umiała dać pociechy. Wczesnym rankiem, przed świtem, przyszła wiadomość od Przewodniczącej. - Chciałabym się spotkać z tobą prywatnie. Bez rejestra- torów i partnerów koalicyjnych. - Niczego nie pragnę bardziej - odparł Drill. Poczuł niewielką nutkę optymizmu. - Czy mogłabym wejść inną śluzą niż ta, z której zwykle korzystamy? Drill przekazał Gram instrukcje i spotkał się z nią przy drugiej śluzie. Miała - na sobie nocną pelerynę z kapturem. Szarowie, kręcąc się w koło i wyjąc, nie zwrócili na nią uwagi. - Dziękuję, że chciałeś się ze mną spotkać w tych warunkach - powiedziała przyglądając mu się spod kaptura. Drill uśmiechnął się. Przewodnicząca zadrżała. - Cieszę się, że mogę pomóc - odparł Drill. Papki! domagała się Mózgownica. Była cicho do chwili, aż Drill osiągnął Synchron Zen. Kazał jej zamilknąć z opryskliwą brutalno- ścią, co na razie poskutkowało. - Tędy, Czcigodna Przewodnicząca - powiedział i zaprowadził ją do swojej sypialni, małego pokoju o powierzchni około pięciu me- trów kwadratowych. - Czy mam posłać Żabę po jedno z waszych krzeseł? - zapytał. - Postoję. Trzy nogi są chyba wygodniejsze do stania niż dwie. - Owszem