Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Zeskrobując cieniutką, srebrną warstwę z powierzchni paznokcia, tracimy następnych dziesięć tysięcy komórek nawarstwionych i skondensowanych w twardą i zrogowaciałą substancję. Każdy dotyk i każdy podmuch wiatru zbiera z powierzchni ciała obfite żniwo. Warunki wewnętrzne są równie surowe. Codziennie cała powierzchnia wyściełająca jamę ustną zostaje spłukana do żołądka i strawiona, a przechodzące przez jelita jedzenie usuwa z ich ścian następnych siedemdziesiąt miliardów komórek. Pozostała reszta dziennej normy ulega zniszczeniu w różnych chemicznych katastrofach, gdyż miłość, gniew czy zmartwienia działają na organizm wyczerpująco. Całodzienne żniwo ułożone szeregiem objęłoby cały Atlantyk, jednakże w przypadku przeciętnego młodego człowieka nie mamy do czynienia z czystą stratą lub zyskiem, jako że ciało jego produkuje tyle samo nowych komórek, ile ulega zniszczeniu. Niemowlę rodzi się tylko z dwoma bilionami komórek, które w miarę wzrostu pomnażają się około trzydziestu razy, aby doprowadzić wagę jego ciała do poziomu dorosłego. Począwszy od wieku dojrzewania następuje jednak ustawiczna ich utrata. Po okresie dojrzewania komórki mózgu nie są już nigdy zastępowane, a z każdym rokiem po trzydziestce tracimy około jednego procenta naszej sieci nerwowej. Utrata ta postępuje wraz z wiekiem aż do momentu, w którym równowaga życiowa przechyli się nagle, a rozstrój i dezorganizacja zaczną odgrywać bardziej zdecydowaną rolę. Na koniec dochodzimy do punktu, w którym stwierdzamy śmierć danego organizmu. Jednakże na jakiej podstawie określamy ten moment? Czy istnieją jakieś kryteria, które pozwoliłyby wykazać, że faktycznie stało się coś szczególnego? Czy w ogóle możemy mieć w tej kwestii jakąś pewność? Departament Statystyki Ludnościowej przy ONZ definiuje śmierć jako “trwałe zaprzestanie wszystkich życiowych czynności".279 Większość autorytetów zgadza się z tym wyczerpującym określeniem, lecz istnieje znaczna niezgodność dotycząca tego, co należy uznać za te czynności i co stanowi o ich zaprzestaniu, a więc nastąpieniu śmierci klinicznej. Brytyjskie Wydawnictwo Konsumentów w publikacji pod tytułem: “Co czynić w przypadku czyjejś śmierci?" zaleca, aby w pierwszym rzędzie przyłożyć do ust lusterko w celu sprawdzenia, czy ulegnie ono zamgleniu, a więc czy nie ustało jeszcze oddychanie. Jednakże nawet najwcześniejsze pisma medyczne uważały ten test za niezbyt wiarygodny.3 Zaawansowani adepci hatha-jogi uczą się techniki zwanej! “khechari mudra", która polega na wsuwaniu końca języka w otwór nosowy z tyłu podniebienia i siedzeniu w tej pozycji godzinami, najwidoczniej bez możliwości zaczerpnięcia powietrza.290 Testy wykonane w Indiach na pewnym praktyku – trzymanym w hermetycznej, metalowej skrzyni – wykazały, iż był on w stanie zredukować zużycie tlenu i wydychanie dwutlenku węgla do minimalnego poziomu, a zatem i przeżyć w warunkach, które dla każdego innego normalnego człowieka z pewnością okazałyby się śmiertelne. Inne testy przeprowadzone na japońskich mnichach Zeń oraz na adeptach transcendentalnej medytacji w Stanach Zjednoczonych dowiodły, że występuje u nich dwudziestoprocentowy spadek zużycia tlenu w momencie rozpoczęcia medytacji.282 Przypuszczalnie w miarę treningu wyniki te można jeszcze poprawić. Większość autorów poruszających problem wstrzymanego oddychania powołuje się na przypadek niejakiego pułkownika Townsenda, który w obecności zespołu badających go lekarzy w Londynie celowo zatrzymał oddech na tak długo, że ci uznali go w końcu za martwego i poszli do domu. Nazajutrz pułkownik powtórzył ten sam wyczyn.46 Następną tradycyjną oznaką śmierci klinicznej jest zanik pulsu. Tutaj również obraz komplikują ci, którzy nauczyli się świadomej kontroli nad zazwyczaj nieświadomymi procesami. Francuski kardiolog, który wyjechał do Indii z przenośnym elektrokardiografem, znalazł kilku osobników, którzy potrafili wstrzymać pracę serca na rozkaz.281 Stosując technikę instrumentalnego treningu można nauczyć szczury zmiany tempa pracy serca. W jednej z serii testów siedem szczurów oparło się nawet mocnym, automatycznym sygnałom wysyłanym przez organizm w momencie zachodzącego niebezpieczeństwa i zatrzymało bicie serc na tak długi okres czasu, iż w końcu spowodowało to ich śmierć.63 Osobiście widziałem w szpitalu w New Delhi, jak zręczny fakir przyłączony do elektrokardiografu całkowicie zatrzymał pracę swego serca na dwanaście minut. W tym przypadku bodziec płynący do nerwu błędnego, niosącego instrukcje z tyłomózgowia do serca, powstał w wyniku techniki zwanej przez joginów “valsalva"