Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Czy się raduje? - W tej chwili Allach się lęka... odrzekł tamten szeptem. - Pójdź za mną, Panie, abyś pierwszy ujrzał to, o czym świat cały mówić będzie aż do swego końca. Usłyszawszy to, pomyślał Harun w pierwszej chwili, że spełniwszy dobry uczynek, należy opuścić tego człowieka, który Allachowi grozi wśród nocy i ma obłąkane oczy; Atros jednak ujrzawszy, że się tamten ociąga, pochylił przed nim głowę i powtórzył: - Powiadam ci, że za dziesięć sztuk złota kupiłeś swoje szczęście, błagam cię przeto, pójdź za mną, abym ci spłacił dług. Harun zmacał niewidocznym ruchem kindżał za pasem i poznawszy, że łatwo wychodzi z pochwy, iść począł za nim bez jednego słowa, na wszystko gotowy. * Szli już może godzinę w wielkim milczeniu, tłumiąc nawet odgłos kroków bez myśli o tym, jakby szli na kradzież cennych koni w pustyni. Obaj ważyli w sobie jakieś myśli, zaś Harun, wzniósłszy od czasu do czasu oczy na niebo, modlił się w duchu: - Nie wiem, co chce uczynić ten człowiek - chroń mnie, o Allach - temu zaś racz przywrócić zdrowe myślenie, jeśli je postradał za twoją niepojętą sprawą. Niebo jednak było milczące i miało twarz czarną i niezgłębioną. Ulice, wąskie i krzywe, były puste, tu i ówdzie tylko dojrzeć można było sączące się przez szparę muru brudne światło, jak nieczystość z zakisłego oka, które chorzeje, czasem zaś z dała dobiegło tęskne wycie psa, co oznacza śmierć. Atros szedł na przedzie, widząc wśród nocy, zaś Harun szedł tuż przy nim, nie bacząc, którędy idzie i przez jakie ulice; pamiętał tylko, że rzekę ma po prawej stronie, skąd czuł powiew i daleki, cichy szmer. Nie czuł w tej chwili zmęczenia, raczej podniecony był wielce dziwną przygodą, jakiej jeszcze nie miał w życiu, nigdy jeszcze bowiem tak daleko nie odszedł od swego pałacu bez sług i bez orszaku; dziwną miał jednak wiarę, że ten człowiek niepozorny jakąś nadzwyczajną rzecz mu ukaże. Może zaś i noc była winna temu, że dusza kalifa Haruna, dotąd spokojna i stateczna jak dusza mędrca, poczęła się targać w Harunowej piersi i bić skrzydłami, on zaś sam powstrzymać tego nie mogąc ani ukryć, zadrżał często gwałtownie i poczuł, że mu w ustach brak śliny. Rzecz jest dziwna, lecz Harun ar Raszyd cieszyć się począł myślą, że jego przewodnik zbłądził w gęstwinie uliczek i że będzie tak szedł za nim aż do wschodu słońca, toteż cofnął się nagle, kiedy ów przystanął przed kamiennym domkiem, z dala od innych stojącym, i skłoniwszy się głęboko, rzekł cicho: - Racz wejść, Panie! - I począł dziwnym sposobem otwierać wrota w murze. Ar Raszyd zebrał się w sobie i uczynił krok naprzód, ściskając w rozpalonej dłoni zimną głownię kindżału, mającą w sobie chłód wężowego cielska. Atros, wszedłszy za nim, zamknął starannie wrota i pociął go wieść przez głuchy kamienny dziedziniec, zaś drugie drzwi otworzywszy, wprowadził go w sień, potem do oświetlonej trzema lampami obszernej komnaty. Cofnął się nagle ar Raszyd i drżał, oparty o ścianę. - Co to jest? - szeptał. - Nie lękaj się, Panie! - odrzekł Atros to jest człowiek umarły, który ci nic złego nie uczyni; widzisz zresztą, że jest cały spowity w chusty i nie ma. sztyletu. Jest to mumia jednego egipskiego mędrca, który widział najwięcej na świecie, lecz śmierć większą miała mądrość niźli on. - Czemu go nie zakopiesz w grobie lub nie wrzucisz do rzeki? - Czybyś tak uczynił ze swoim ojcem? Poznał w tej chwili ar Raszyd, że jest to człowiek szalony, i przeraził się. On zaś mówił: - Jest to ojciec mój, który mnie opuścił przed dwoma tysiącami lat, wiedząc jednak, że się kiedyś narodzę, schował dla mnie w swym grobie bogactwa. - Cóż ci pozostawił? - Swój mózg i swoje serce. Chcesz je ujrzeć? To rzekłszy wydobył ze skrzyni okutej żelazem niewielkie zawiniątko, odwinął żółtą od starości jedwabną chustkę i ukazał oczom ar Raszyda zwój papirusów, bardzo spłowiałych i bardzo uszkodzonych