Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Pobiegliśmy Buzunowi na pomoc, ale striptiserka znalazła wśród zgromadzonych całą kupę żarliwych obrońców - jak cytadela.. Potem dotarła milicja z pobliskiego posterunku i tę noc po raz pierwszy spędziliśmy razem - na wytrzeźwiałce, na Orzeszkowej. "To już dno" - powiedziałaby ciotka, gdyby się jakimś cudem o tym dowiedziała. Wprost z wytrzeźwiałki pojechałem na Politechnikę, spóźniając się trochę. Ilona poczęstowała mnie śniadaniem. Był to taki sam kwaśny żytni chleb posmarowany margaryną i przełożony mortadelą, jaki i ja nosiłem do pracy. Smakował mi jednak, bo krył w sobie obietnicę przebaczenia. - Chyba popiłeś sobie wczoraj? - powiedziała. Sięgnięcie dna umieściła więc w szeregu spraw błahych - zwyczajnych i dopuszczalnych. Zbudziło to moją podejrzliwość. Czyżby po prostu już ze mnie zrezygnowała? Można zatem pozwalać sobie upaść na dno i nie rodzi to odpłaty równie gwałtownej jak kradzież czy morderstwo? Pracowałem do zmroku. Mijając kogoś na korytarzach Instytutu miałem wrażenie, że przygniatam go milczeniem. Ale nie potrafiłem wydobyć z siebie ani słowa. Było cicho, spokojnie i wszystko miało swój oczywisty cel. Tylko ja byłem już skalany. Nie myślałem o tym, co zrobiła lub nie Ola. Po prostu tęskniłem za nią. Za kimś, kto mówi i kto się uśmiecha, śpiewa i jest w potrzebie lub może obudzić w sobie czułość. Nie wierzyłem w to, co mówił Cygan, wszystko musiało być jakimś okropnym nieporozumieniem. Na Fiszera, wchodząc w ulicę Do Studzienki, zadałem sobie po raz pierwszy otwarcie od chwili jej poznania, pytanie: "Czyżbym był zakochany? Czyżby tak właśnie objawiała się miłość?" Nie wiedziałem, bo jeszcze nikogo tak poważnie nie... Zdarza się przecież, że w ludzkiej mierzwie, w ludzkim bagnie, z którego płynie zawsze jednakowy smród, gdzie ludzie lepią niepełne dobro lub niecałkowite zło, poruszając się jak marionetki w cudzych rękach - więc zdarza się, że w takim gnoju rodzi się Anioł. Nie jest ani piękny, ani brzydki, ani zdrowy, ani chory, wygląda jak każdy, choć każda jego myśl, każde jego słowo, każdy uczynek, przepełnione są tchnieniem nie z t e j ziemi. I wszyscy doń się modlą, bo jest z czystego dobra jak z czystego złota. Od tej chwili zaczyna się walka, mająca na celu zabicie Anioła. Bo chociaż obcowanie z nim dostarcza paru chwil absolutnego szczęścia, każdy z nas prędzej czy później swego Anioła uśmierca. Gdy wszedłem do domu, poczułem, że panuje tam inny zapach. Ojciec, siedząc przed telewizorem, powiedział konfidencjonalnym tonem: "Masz gościa", a w kuchni - nie, to niemożliwe... - Ależ tak, to ona! W kuchni siedziała Ola i śmiała się głośno z tego, co mówiła mama. Wpadłem tam z radością i od progu oniemiałem. To była rzeczywiście Ola, ale wystarczył jeden rzut oka, by stwierdzić, że była pijana. - Dlaczego? - zapytałem. - Co dlaczego? Nie cieszysz się, że przyszłam cię odwiedzić? - Tak, bardzo. Ale wiesz sama... - A jak tam przedstawienie w wykonaniu Buzuna? - zapytała mściwie. - Zostawię was samych - rzekła mama. Więc Ola już wszystko wiedziała. Jakże mogło być inaczej. Nie miałem pojęcia, co zrobić. Co prawda wczorajsze pijaństwo skompromitowało mnie i odebrało wszelką moc. Ale nie mogłem pogodzić się z tym, że dziewczyna, że Ola, w której zaczynałem grzęznąć z cudownym poczuciem zakochiwania się, przyszła do mego domu - pijana. - O co ci chodzi? Sam sobie idziesz na chlanie... Myślałam, że poczekasz w akademiku... - Małpia Królowa mnie wypędziła - wyjąkałem. - O której wróciłaś? - Co za różnica? - krzyknęła urażona. - O burej! Już zaczynasz mnie śledzić? Masz fajną rodzinę. Twój tata to dowcipny facet (co on mógł jej nagadać - przeraziłem się), twoja mama zrobiła mi jedzonko. Taka byłam głodna, że mogłabym zacząć szamać własne podeszwy. A ty pytasz, o której wróciłam? Coś ty taki jezuita? Słyszałam, że trafiliście na Orzeszkową... Pysznie! Przyszłam do ciebie, bo...- zawahała się - bo miałam taką ochotę! Już zaczynam myśleć, że się pomyliłam. - Och, Oleńko... - klęknąłem przy jej krześle. - Przecież wiesz... - Nic nie wiem. Ja naprawdę nic nie wiem, a poza tym wstań z klęczek. Nie znoszę tego! Musisz mi obiecać - powiedziała trzeźwym nagle głosem - że nie będziesz się do mnie wtrącał. Możemy być ze sobą, ale w żadnym razie, rozumiesz, nigdy nie będę twoją niewolnicą..