Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- To tylko jedna możliwość spośród miliona, do tego tak samo upraszczająca jak najwcześniejsze modele kosmologiczne ogólnej teorii względności z lat dwudziestych XX wieku: do- skonale homogeniczne wszechświaty, mdłe i puste jak gigantycz- ne balony. Zajmowano się nimi tylko dlatego, że matematyczna analiza czegokolwiek bardziej prawdopodobnego była zbyt trud- na. Nikt nigdy nie uważał, że opisują rzeczywistość. Conroy i jej przyjaciele nie są naukowcami, jedynie pełnymi entuzjazmu dy- letantami. Uchwycili się pierwszego rozwiązania, jakie przyszło im do głowy, i uznali, że to wszystko, czego chcą. Nie wiedziałem nic o reszcie, ale Wu robiła karierę naukową, prowadziła wygodne życie - i rwała to na moich oczach na kawałki. Może intelektualna energia, jaką poświęcała antrokos- mołogii, kosztowała ją wiele - sukces, jaki mogła odnieść, for- mułując TW; teraz jednak poświęcała wszystko. - Taki typ doskonałego, stabilnego kosmosu nie jest nie- możliwy - zależy wyłącznie od struktury teorii. Obserwowalna fizyka i leżąca u jej podstaw metafizyka informacji mogą być uznane za niezależne i możliwe do rozdzielenia jedynie przy szeregu rygorystycznych ograniczeń. Praca Mosali wykazuje wszelkie cechy łamania tych ograniczeń, do tego w najniebez- pieczniejszy możliwy sposób. Wu przez chwilę się we mnie wpatrywała, jakby chciała oce- nić, czy udało jej się wbić mi do głowy, jak poważna jest sytuacja. Nic w jej zachowaniu nie wskazywało na paranoję albo fanatyzm; choć była źle rozumiana, wydawała się tak trzeźwa jak naukowcy pracujący przy Projekcie Manhattan, przerażeni przed pierwszym testem bomby atomowej, że wybuch może wyzwolić w atmo- sferze reakcję łańcuchową, która obejmie cały świat. Musiałem wyglądać na wystarczająco zaniepokojonego, gdyż odwróciła się do Piątki i powiedziała: - Pokaż mu. - Po czym wyszła. Straciłem nadzieję. - Dokąd poszła? - spytałem. Popłynęła z powrotem na Bezpaństwo, innym statkiem? Nikt nie miał lepszej możliwości dostania się w pobliże Mosali od Helen Wu. Przypomniałem sobie, jak we dwie szły holem w hotelu, roześmiane, niemal trzymając się pod ramię. - Helen już wie zbyt wiele o TW Mosali - i o kosmologii informacji - wyjaśniła Dziewiętnastka. - Nie wolno przesadzić z jej wiedzą, bo może powstać niebezpieczna mieszanka, dlatego nie uczestniczy w rozmowach, podczas których omawiamy nowe wyniki. Nie warto ryzykować. Przeżuwałem to w milczeniu. Obsesja AK na punkcie dys- krecji wykraczała daleko poza kpiny Conroy z mediów czy po- trzebę spiskowania na uboczu. Naprawdę uważali, że same ich idee są niebezpieczne jak broń. Ocean wokół nas poruszał się łagodnie, okna odzwierciedlały jednak tylko scenę wewnątrz. Moje odbicie wygłądało'jak wize- runek obcej osoby: włosy dziwnie odstające na wszystkie strony, oczy zapadnięte, nie ten kontekst. Widziałem okiem wyobraźni całkowicie nieruchomy kuter, jego kabina była maleńką wysepką światła w ciemności. Spróbowałem rozsunąć na boki nadgarstki, by sprawdzić siłę polimeru, zbadać topologię węzła. Nie ustąpił nawet na ułamek milimetra, nic się nie przesunęło. Od chwili, gdy mnie obudzono i wyciągnięto nad pokład, byłem chory ze strachu, związany i zeszmacony, ale przez chwilę myślałem, że powraca coś przypominającego klarowność ze szpitala. Świat utracił wszelkie pozory znaczenia: nie było pocieszenia, zniknęła tajemnica, skończyło się zagrożenie. Piątka - Włoch w średnim wieku - przestał manipulować elektroniką. Odezwał się do mnie z taką pewnością siebie, jakbym kierował na niego tysiącwatowy reflektor i obiektyw kamery fil- mowej z lat pięćdziesiątych XX wieku. - Oto ostatnia analiza dokonana przez nasz superkomputer, oparta na wszystkim, co Mosala dotychczas opublikowała. Świa- domie uniknęliśmy ekstrapolacji materiału w kierunku TW, z oczy- wistych powodów - można jednak oszacować wyniki, jakie mogłyby zostać uzyskane, gdybyśmy dokończyli obliczenia. Nagle pojaśniał największy w kabinie ekran, szeroki na mniej więcej pięć, a wysoki na trzy metry. Obraz, jaki się na nim ukazał, przypominał plecionkę kunsztownie połączonych cienkich, wie- lokolorowych nici. Na konferencji nic takiego nie widziałem, nie była to wijąca się, anarchiczna piana próżni kwantowej. Wy- glądało to bardziej na zbitą kulę jarzącego się jak świetlówka szpagatu, splataną na zmianę przez Eschera i Mandelbrota - z wielką ostrożnością, przez stulecia. Były tu symetrie wewnątrz symetrii, węzły w węzłach, ściągające wzrok szczegóły i wzory, , wszystko jednak zbyt zawiłe i powykręcane, by stanowić zamk- niętą całość. - To nie jest praprzestrzeń? - spytałem. - Raczej nie. - Piątka popatrzył na mnie z powątpiewa- niem, jakby się spodziewał, że moja ignorancja okaże się bez- graniczna. - To bardzo szkicowa mapa przestrzeni informacyj- nej w chwili, gdy Zwornik "staje się" Zwornikiem. Dla skrótu określamy tę początkową konfigurację "alef'. - Nic nie powie- działem, więc dodał z niesmakiem, jakby zmuszono go do uży- wania dziecięcego języka: - Pomyśl o tym jak o fotce Wielkiego Wybuchu