Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Był to przerażający spektakl. Obserwowałem, jak Norma karmi psa. - Więc wreszcie się go doczekałaś? - stwierdziłem. - Nappie... to skrót od Napoleon, prawda? Norma wyprostowała się nagle, marszcząc czoło. - A skąd wiesz? Opowiedziałem jej o jednym z moich wspomnień: o tym, kie- dy przyniosła do domu klasówkę z historii z nadzieją, że teraz dosta- nie psa i jak Matt powiedział „nie". W miarę jak mówiłem, zmar- szczka na jej czole pogłębiała się. - Nic nie pamiętam. Och, Charlie, czyżbym rzeczywiście była taka okropna? - Jest coś, co mnie ciekawi. Nie jestem nawet pewien, czy to wspomnienie, czy sen, czy może sam to sobie wymyśliłem. Zdarzyło się, kiedy po raz ostatni bawiliśmy się jak przyjaciele. W piwnicy. Założyliśmy sobie abażury na głowy, udawaliśmy, ze jesteśmy chiń- skimi kulisami. Skakaliśmy po starym materacu. Ty miałaś siedem, może osiem lat, ja ze trzynaście. O ile dobrze pamiętam, spadłaś z materaca i uderzyłaś głową w ścianę. Nic się nie stało, miałaś guza, ale mama i tata przylecieli zaraz, bo strasznie krzyczałaś. Powiedzia- łaś im, że chciałem cię zabić. Mama oskarżyła Matta, że nas nie pil- nuje, że zostawił nas samych. Zbiła mnie sprzączką, aż prawie straci- łem przytomność. Pamiętasz to? Czy tak się wszystko odbyło? Norma słuchała zafascynowana, kiedy opowiadałem zdarzenie z przeszłości. Jakbym budził śpiące obrazy. - Pamiętam coś, jak przez mgłę. Wiesz, do tej pory miałam wra- żenie, że to mój sen. Pamiętam, jak włożyliśmy sobie abażury na gło- wy i skakaliśmy po materacach. - Wyjrzała przez okno. - Nienawi- dziłam cię, bo oni cały czas zajmowali się tylko tobą. Nigdy nie do- stałeś w tyłek z powodu nie odrobionej pTacy domowej albo dlate- go, że nie przyniosłeś ze szkoły samych piątek. Przeważnie wagaro- wałeś i bawiłeś się, a ja musiałam chodzić na najtrudniejsze lekcje. Jak ja cię za to nienawidziłam! W szkole dzieciaki rysowały na tabli- cy chłopca w oślej czapce na głowie i podpisywały rysunek: „brat Normy", a na dziedzińcu wypisywały „siostra kretyna" i „Gordono- wie to wariaci". Kiedy pewnego dnia Emily Raskin nie zaprosiła mnie na urodziny wiedziałam, że to przez ciebie. Wtedy gdy bawili- śmy się w tej piwnicy, postanowiłam wyrównać rachunki. - Rozpła- kała się. - No więc skłamałam, powiedziałam im, że zrobiłeś mi krzywdę. Och, Charlie, jaka byłam głupia, zepsuta... tak się wsty- dzę... - Nie powinnaś się za to winić. Musiało ci być ciężko w kon- taktach z innymi dziećmi. Dla mnie światem była kuchnia... i ten pokój. Cała reszta nie miała znaczenia, tak długo, jak czułem się tu bezpiecznie. Ty musiałaś stawić czoło właśnie tej reszcie. - Dlaczego oni cię odesłali, Charlie? Dlaczego nie mogłeś zo- stać, mieszkać z nami.7 Zawsze się nad tym zastanawiałam. Ilekroć ją pytałam powtarzała, że to dla twojego dobra. - Jeśli spojrzeć na to w pewien sposób, miała rację. Norma potrząsnęła głową. - Odesłali cię ze względu na mnie, prawda? Charlie, Charlie, dlaczego tak się musiało zdarzyć? Dlaczego wszystko to przytrafiło się właśnie nam? Nie wiedziałem, co powinienem jej powiedzieć. Żałowałem, że nie mogę oznajmić, iż jak rody Atreusza lub Kadmosa cierpimy za grzechy przodków albo wypełniamy przepowiednie wyroczni. Nie umiałem odpowiedzieć na to pytanie... ani jej, ani sobie. - To już przeszłość - oznajmiłem. - Cieszę się, że się spotkali- śmy. Jest mi teraz trochę lżej. Norma nagle mocno złapała mnie za ramię. - Charlie, nawet nie wiesz, co przechodziłam z nią przez te wszy- stkie lata. Mieszkanie... ta ulica... praca. Koszmar! Co dzień wracam zastanawiając się, czy jeszcze ją zastanę, czy nie zrobiła sobie krzywdy i obwiniam się za takie myśli. Wstałem. Pozwoliłem jej wypłakać się na mym ramieniu. - Charlie - szlochała. - Jak się cieszę, że wróciłeś. Potrzebowali- śmy pomocy. Jestem taka zmęczona... Marzyłem o tej chwili, ale teraz, kiedy nadeszła... co mi po niej? Nie mogłem przecież powiedzieć Normie, co ze mną będzie. Lecz czy wolno mi przyjąć jej miłość pod fałszywymi pozorami? Po co się oszukiwać? Gdybym nadal był dawnym, słabym na umyśle, niesamodzielnym Char- liem, nie przemawiałaby do mnie w ten sposób. Więc jakie miałem pra- wo do jej uczuć? Wkrótce okoliczności zerwą mi maskę z twarzy. Nagle zorientowałem się, że wygłaszam oczywiste banały. - Nie płacz, Norma - tłumaczyłem. - Wszystko dobrze się uło- ży. Spróbuję zająć się i nią, i tobą. Mam niewielkie oszczędności; biorąc pod uwagę, ile płaci mi Fundacja, będę w stanie przysyłać wam regularnie trochę pieniędzy... przynajmniej przez pewien czas. - Przecież nie odejdziesz! Nie możesz nas teraz zostawić... - Muszę trochę pojeździć, wygłosić kilka wykładów, przeprowa- dzić badania, ale spróbuję kiedyś jeszcze do was wpaść. Dbaj o nią. Wiele przeszła. Będę wam pomagał tak długo, jak to tylko możliwe. - Charlie, nie! Nie odchodź! - Przytuliła się do mnie z całej siły. - Boję się! Oto rola, którą pragnąłem grać całe życie - rola starszego brata. W tej jednak chwili wyczułem, że Rosę, do tej pory siedząca ci- cho w kącie, teraz nas obserwuje. W jej twarzy coś się zmieniło. Oczy miała szeroko otwarte, pochyliła się w krześle jakby zbierała się do skoku. Przypominała mi jastrzębia gotowego spaść na ofiarę. Odepchnąłem Normę, ale nim zdążyłem powiedzieć choć sło- wo, Rosę zdążyła zerwać się na równe nogi. W ręku trzymała ku- chenny nóż. Mierzyła nim we mnie. - Co jej robisz? Odsuń się! Ostrzegałam, co zrobię, jeśli jeszcze raz złapię cię na tym, że dotykasz siostry! Wstrętny chłopak. Nie nadajesz się do życia wśród normalnych ludzi! Odskoczyliśmy od siebie. Z jakiegoś szalonego, niezrozumiałego powodu poczułem się winny, jakby przyłapała nas na robieniu czegoś niewłaściwego. Wiedziałem, że Norma odczuwa to samo. Zupełnie jak- by oskarżenie matki wystarczyło, by to, co robiliśmy, stało się wstrętne. - Mamo! Odłóż ten nóż! - krzyknęła Norma. Kiedy zobaczyłem Rosę stojącą z nożem w ręku przypomniała mi się ta noc, kiedy zmusiła Matta, żeby się mnie pozbył. To ją prze- żywała teraz powtórnie. Nie mogłem znaleźć słów, nie byłem w sta- nie się poruszyć. Poczułem mdłości, dławiłem się napięciem, szum w uszach, żołądek skręcający się i rozdymający na przemian, jakby pragnął wyrwać się z ciała... Miała nóż, Alice miała nóż, ojciec miał nóż, doktor Strauss miał nóż... Na szczęście Norma oprzytomniała na tyle, by go jej zabrać. Nie była jednak w stanie wymazać strachu w oczach wrzeszczącej matki: - Zabierz go stąd. Nie ma prawa patrzeć na siostrę z brudnymi myślami! Rosę przerwała i opadła na krzesło, szlochając. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Norma podobnie. Oboje byli- śmy zażenowani. Teraz moja siostra wiedziała już, dlaczego zostałem odesłany. Zadałem sobie pytanie, czy kiedykolwiek zrobiłem cokolwiek, by usprawiedliwić strach matki