Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

ZaczBa uwa|niej im si przypatrywa. Dla Sylwii byBo to sygnaBem alarmowym, |e PruszyDsk mo|e podejrzewa, |e pili alkohol, a butelka midzy jej nogami niebezpiecznie si wysunBa; jeden drobny ruch i mogBa wypa[  wtedy koniec. PostanowiBa pój[ na caBo[.  Chyba pani profesor ma do[ dziwne pojcie o |yciu osiemnas-tolatków  odezwaBa si z pasj  których najlepiej powsadza do klatki, ka|dego i ka|d oczywi[cie oddzielnie, |eby nie kopulowali przy byle okazji... PruszyDsk zamurowaBo. Hipolit prawie zemdlaB.  A |e akurat niczego takiego pani psor nie widziaBa  podjBa  nie jestem równie| rozebrana, on te| nie, nawet ma zapity ostatni guzik u koszuli i zawizany krawat, tak |e nie mo|na go posdza choby o striptiz, wic nie wyglda to tak zle. PruszyDsk wystkaBa:  Co za bezczelno[! My... jeszcze porozmawiamy, List  i szybkim krokiem opu[ciBa klas. Hipolit zwaliB si na krzesBo.  Jezu  jknB  co[ ty narobiBa... Sylwia wyrzuciBa z siebie gBboki oddech i wycignBa spod spódnicy butelk, z której sporo si wylaBo.  A to niewy|yte babsko!  sarknBa.  MusiaBam j jako[ std przepdzi. Wszystko przez t twoj cholern wódk, na któr chciaBe[ mnie poderwa, ty dupku! Gacie mam mokre! Oj, ale mnie szczypie... 109 __ Ja iestem lichy z historii... - NiedBugo bdziesz mógB pisa traktaty, przy okazj! wyprostujesz par rzeczy. Co do mnie, to wBa[nie skoDczyBam pisa wypracowanie. __Nerwowo pozbieraBa kartki. _ Sylwia, sBuchaj... Ty mnie pocaBowaBa[...  Nie martw si. Potraktuj to jako horror. ROZDZIAA X Zbli|aB si wieczór, a Filip dotd nie zasiadB do powie[ci Karoliny. Nie potrafiB sobie wyja[ni, co go powstrzymuje. Mo|e ten pachncy piekBem tytuB odwodziB go od lektury? Nie umiaB sobie wyobrazi Karoliny, która siedzc przy biurku pisze sBowa Kochanek diablicy. W jego mniemaniu sBowa te wrcz nie miaBy prawa zrodzi si w jej umy[le. A co w [rodku? ObawiaB si, |e powie[ zniszczy mu wizeranek tej czarujcej istoty, który w sobie nosiB, a przy którym co[, co zwykBo si nazywa ideaBem, byBo peBn wad niedoskonaBo[ci  tak dalece pozostawaB pod urokiem nauczycielki. Z tego miejsca wiod dalej dwie drogi: do szcz[cia albo obBdu. Wielokrotnie braB ksi|k do rki, wertowaB, przymierzaB si jak pies do je|a. Ponownie schowaB j w szafie