Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Nie po- znałabym cię. Była taka, jaką ją zapamiętał: wyprostowana, skupiona, bez uśmie- chu. Jej nieupudrowane ciemne włosy naznaczone były siwizną to je- dyna zmiana, jaka po dziesięciu latach rzuciła mu się w oczy. Uświado- mił sobie kiedyś, że jego matka nigdy nie była młoda - ani stara. Nigdy 16 2 - Bez serca 17 się nie uśmiechała, nigdy nie była czuła dla swoich dzieci. Poczucie obo- wiązku - tym się kierowała przez całe swoje życie. Miłość zaś, jaką być może obdarzała swoje dzieci, tłumiło pragnienie przygotowania ich do roli, jaką odegrają w wielkim świecie. Nigdy nie traktowała dzieci zbyt surowo, nie zaniedbywała ich, lecz czułości i łagodności trudno byłoby się w jej zachowaniu doszukać. - Byłem bardzo młody, madame - powiedział - gdy orzeczono, iż przestałem zasługiwać na miano twojego syna. Od tamtej pory minęło dziesięć lat. Zbyła milczeniem jego słowa. - A więc wróciłeś w końcu, by podjąć swoje obowiązki - rzekła. - Szkoda tylko, że wynająłeś inną rezydencję, zamiast zamieszkać w swo im własnym domu. Skłonił głowę, ale powstrzymał się od jakichkolwiek wyjaśnień. Bez szczególnego powodu zaczął zastanawiać się, czy matka kiedykolwiek przytuliła go do siebie. Nie przypominał sobie takiego momentu. Dzi- siejsze chłodne powitanie było wszystkim, czego mógł od niej oczeki- wać. Czyżby spodziewał się otwartych ramion, radosnego blasku w oczach, łez i ciepłych słów? Nie przyjąłby tego. Spóźniłaby się o całe dziesięć lat. Nie uczyniła wówczas żadnego wysiłku, by ochronić go przed surowym wyrokiem ojca. Nie pocałowała go na pożegnanie, nie powiedziała, że mimo wszystko go kocha. Była całkowicie podporząd- kowana nakazom obowiązku. - Mam nadzieję, że moje rodzeństwo również cieszy się dobrym zdrowiem - powiedział. - Doris ma lat dziewiętnaście, Ashley dwadzieścia dwa - rzekła. -Przez pięć lat wychowywali się bez ojca, a przez dalsze dwa bez opieki głowy rodziny. Czy w ten sposób prosi go o pomoc? A może czyni mu wyrzuty, że zaniedbał swoje obowiązki? Prawdopodobnie to ostatnie, orzekł w duchu. Zastanawiał się też, czy śmierć ojca pogrążyła ją w smutku, Czy roz- paczała z powodu śmierci najstarszego syna? George zmarł na cholerę. Choć na wsi ta zaraza zabiła kilka osób, spośród całej rodziny tylko on na nią zapadł. - Czy stało się coś złego? - zapytał. W dalszym ciągu, stali po prze- ciwnych stronach pokoju. Nie poprosiła go, by usiadł, choć uświadomił sobie, że przecież we własnym domu nie potrzebuje czekać, by popro- szono go o zajęcie miejsca. Mimo to nie zmienił pozycji. - Doris postanowiła wyjść za mąż za nieodpowiedniego człowieka -odparła matka - mimo iż poznała już wielu godnych dżentelmenów, rów- 18 nych jej urodzeniem i pozycją. Ashley... no tak... kompletnie wymknął się spod kontroli, zapomniał, kim jest i z jakiej wywodzi się sfery. - Taki przypadek, madame, określa się mianem czarnej owcy. - Najgorsze jest to - ciągnęła - że dowiedzieli się o wyczynach ich starszego brata i oczekują od ciebie, że poprzesz ich nierozważne posu- nięcia, a przynajmniej nie zwrócisz na nie uwagi. Są przekonani, że skoro umarł ich ojciec, a potem George, to wszystko im wolno, że mogą robić, co się im żywnie podoba. Luke uniósł brwi. - Doprawdy? - zapytał spokojnym tonem. - Przyjechałeś - mówiła księżna matka - i nie wiem, czy zamierzasz wkroczyć w te sprawy, czy też je zignorować, czy masz zamiar przejąć wreszcie odpowiedzialność, jaka na tobie spoczywa. Księżna Henrietta rządzi w Bowden, jakby wciąż była żoną głowy rodziny. Chcę wiedzieć, czy nadal będziesz na to pozwalał. A, więc to tak. Istniał zatem konflikt między tymi dwiema kobietami. Obie księżne, ale żadna w pełni. Żadna z nich nie była obecnie żoną księcia. Być może jest to kolejny argument przemawiający za jego ożenkiem? -przyszło mu nagle do głowy. Co go obchodzą ich wzajemne utarczki? Nic. Zanim na nowo podjęli rozmowę, drzwi za jego plecami otworzyły się na oścież. Bardzo ładna młoda kobieta, o czarnych, lśniących nie-upudrowanych włosach, ubrana w modną suknię na szerokich obręczach, wpadła do pokoju i zatrzymała się niedaleko niego. Doris! Gdy opuszczał dom rodzinny, była chudą, niezgrabną dziewięcio-latką. Jako jedyna spośród rodziny okazała żal z powodu jego wyjazdu - Ashley był wtedy w szkole, więc nie widział się z nim. Doris ukryła się wśród drzew przy bramie i gdy jechał podjazdem, wyskoczyła na drogę. Zsiadł z konia, przytulił ją mocno do siebie; potem powiedział jej, że musi być grzeczną dziewczynką, wrócić do domu i wyrosnąć na piękną, dobrze ułożoną lady. Dziewczynka płakała i zdołała tylko kilka razy wyszeptać jego imię. Doris patrzyła teraz na brata szeroko otwartymi oczami, przygryza- jąc dolną wargę. Odniósł wrażenie, że chciałaby paść mu w ramiona, ale wyraźnie pohamowała ów odruch. On stał nieporuszony. Odwykł od okazywania uczuć