Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Musimy się wydostać! - krzyknął kapitan. Przerzucił sobie magika przez ramię, odzyskał równowagę i szybko poszedł szczeliną. Ryle zaklął i włożył ręce pod ciało Imrie; było miękkie i ciepłe. W myśli odmówił szybką modlitwę dziękczynną, przerzucając sobie dziewczynę na ramiona i ruszając za kapitanem. Nie pachniała już latem, tylko ostrą wonią potu i brudem. Chociaż szczelina wiła się i często skręcała, okazała się nieco szersza od poprzedniej, spadek był łagodniejszy. Ryle słaniał się na nogach, jedną ręką przytrzymując Imrie, drugą zaciskając na rękojeści miecza. Odgłos bitwy wręcz ogłuszał, chmury kurzu unosiły się w powietrzu. Ryle mrugał, kurz drażnił jego oczy, młodzieniec nieomalże wpadł na Valona. Zdawało się, że sama góra obróciła się przeciwko nim, bo szczelina skręciła ostatni raz i otworzyła się wyżej na drodze do Norris, gdzie żołnierze krzyczeli i walczyli między sobą. Jeden z żołnierzy zauważył Valona i krzyknął; jego koledzy odwrócili się, było ich coraz więcej, wreszcie ku wędrowcom biegła horda krzyczących żołnierzy. Ryle zsunął Imrie na ziemię za sobą, wywijał mieczem, poruszając się szybko i zwinnie. Tylko przez chwilę pomyślał o śmierci. Jego miecz wbił się w pierwszego żołnierza, przez drugiego prześliznął się jak przez powietrze. Walczący za nim Valon zaklął. - Kamień! - krzyknął kapitan. - Niektórzy są iluzją, panie, ale którzy to? Nie dało się tego poznać, a każdy błąd mógł natychmiast okazać się fatalny w skutkach. Jakiś miecz przedarł się przez gardę Valona, przesunął się po jego ramieniu, nie zostawiając śladu; miecz kapitana zabrzęczał o zbroję przeciwnika. - Panie! Obrócił się, chybił, znów się obrócił, trafił. - Ryle! Jest ich trzech! - Głos Imrie, szorstki i chrypliwy, przedarł się przez odgłosy bitwy.-Z lewej strony, Ryle! Kapitanie, przed tobą! Żołnierz naprzeciwko Ryle'a skrzywił się i uniósł topór, ale Ryle odwrócił się od niego i uderzył mężczyznę po lewej stronie. Miecz wbił się w ciało w chwili, kiedy topór pierwszego żołnierza dotknął głowy Ryle'a i zniknął. - Kapitanie, jeszcze jeden za tobą! Też walczą z iluzjami! W tym momencie drugi żołnierz z furią obrócił się w powietrzu, miecz Ryle'a przedarł się przez jego gardę i wbił się w zbroję. Mężczyzna upadł i nie zniknął. - Ryle! Po prawej, mężczyzna z toporem, rzuca się na Valona! Ryle przeszedł przez legiony iluzorycznych przeciwników, nie trafiając mieczem na nic, wreszcie ostrze dotknęło czegoś twardego, Ryle wbił je w plecy żołnierza. Razem w Valonem pokonali trzeciego przeciwnika i spojrzeli po sobie dziko. - Wracajcie! - krzyknęła Imrie. - Zanim nadejdą inni, szybko! Podniosła się na nogi. Ryle i Valon, chwytając magika za ramiona, schowali się za nią do szczeliny, by uciec z drogi i uniknąć wpływu kamienia. Kiedy iluzje się skończyły, Imrie odciągnęła od nich magika i z całej siły uderzyła go w twarz. - Wcale nie śpisz! - krzyknęła. - Wstań i zrób coś pożytecznego! Magik otworzył oczy. - Co? - zapytał. - Jeśli mamy zginąć, wolę po cichu, dziękuję. Imrie znów go uderzyła. - Zrób potwora z dymu, głupcze! - powiedziała. - Wróg przez niego nie przejdzie, tylko iluzje. Możemy się w nim ukryć i w ten sposób się stąd wydostać. Magik zamrugał i szybko usiadł. - Na Wieczny Płomień - mruknął, grzebiąc w szatach. - Na Wieczny Płomień, dziewczyno! Ryle, oparty o skałę, dyszał patrząc na nich. - Potwór z dymu? - powtórzył. - Masz lepsze pomysły? - odparła Imrie. - Może i uległam czarowi kamienia, ale nie spałam i nie jestem głupia. Pospiesz się, złodzieju! - Cofnęła się kawałek. - Ryle, Valonie, musicie tylko pamiętać, że iluzje nie mogą zrobić wam krzywdy. Skrzywdzić was może tylko wasz własny strach, tym właśnie żywi się kamień. Jeśli nie dacie mu strachu, nie będzie miał czym uderzyć. - Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić - stwierdził kapitan. - Proponujesz, żebyśmy przeszli przez armię wojowników i morskich potworów i wcale się nie bali? - Tak - powiedziała Imrie. Wstała. - W opaskach na oczach, jeśli będzie trzeba. Mogę was poprowadzić. Musimy iść do Doliny Norris - za nami nic nie zostało - trzeba ostrzec mieszkańców. Morskie potwory nie zaczęły jeszcze robić błyskawic. Może nie są gotowe albo żywe, nie wiem, co je napędza. Kapitanie, chyba nie mamy wyboru i nie sądzę, żebyśmy mieli czas. Kiedy już tam wejdziemy, czy w szczelinie jest przerwa? - Tak - odrzekł Valon. - Jakieś pięćdziesiąt kroków wyżej, ale między nami a nią znajduje się kamień. - Dobrze - powiedziała Imrie. - Pospiesz się - nakazała magikowi grożąc, że znów go uderzy. Ryle zamknął oczy. - Myślałem, że nie żyjesz - oznajmił. - Nie, panie - zaprzeczyła łagodnie. - Tylko przez jakiś czas mnie nie było - odbudowywałam Moc i siłę, jakby mi je odebrano i oddano w dwójnasób. Nie wiem, dlaczego. Ale sądzę, że nie mamy czasu o tym rozmawiać. Szarlatanie? - Ha! - krzyknął magik. Odrzucił w tył rękawy, złożył na ziemi stos różnych rzeczy i zrobił potwora z dymu
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Anu zaryczał z wściekłości, kiedy zniszczono czołg z „Transhara”, lecz jego gniew wzmógł się jeszcze, kiedy czołg wroga zajął pozycję, która obejmowała także rampę...
- Biorąc to wszystko pod uwagę, wielbię ogromnie faraona Echnatona za jego mądrość i sądzę, że i inni będą go wielbić, gdy zdążą zastanowić się nad tą sprawą i zrozumieją, jakie...
- Czyż nie widzieliśmy tego okrętu na własne oczy? A co się tyczy radży Hassima i jego siostry, Mas Immady, jedni mówią tak, drudzy inaczej, ale Bóg jeden zna prawdę...
- Za każdym razem, gdy Cymmerianin spotykał grupę, ogromny samiec patrzył na niego groźnie spod ciężkich brwi, dopóki jego rodzina nie zniknęła w krzakach, a potem odwracał się i...
- Gdy Rikki przybył do domu, wyszedł na jego spotkanie Teodorek wraz ze swym tatusiem i mamusią (wciąż jeszcze bladą, bo niedawno dopiero ocucono ją z omdlenia) i wszyscy troje...
- Skrajny genetyzm, jaki ujawnia Tynecki omawiając na marginesie swych wywodów twórczość Micińskiego, może raczej zaszkodzić pisarzowi, to znaczy przenieść jego dzieło ze...
- Oczy błyszczały mu bardzo, bardzo mocno, szczególnie to zza monokla, a Baudelaire'owie ze zgrozą rozpoznali jego straszliwą minę...
- Wykrzykn\'ea\'b3a jego imi\'ea, czuj\'b9c,\par \'bfe ogarnia j\'b9 gor\'b9ca fala rozkoszy...
- Przemieszczając się z miejsca na miejsce, dotarliśmy do małego strumienia i postanowiliśmy iść jego brzegiem, uznawszy, że musi nas gdzieś w końcu doprowadzić...