Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Wzdrygnął się na widok wielkiego zielonego wału wodnego z grzebieniem piany, który spiętrzył się z tej strony statku i uderzył w burtę zalewając szybę. Przechył statku odrzucił Rykina pod przeciwległą ścianę kabiny. Politruk leżał jeszcze na podłodze, kiedy Morow stanął nad nim i powiedział; - Wygląda na to, że zapomnieliście o naszym pierwotnym porcie przeznaczenia i ładunku, jaki wieziemy. Wzmianka o ładunku przeraziła Rykina. "Maksym Gorki", którego pierwotnym celem podróży była Angola, przewoził w swoich ładowniach broń i amunicję dla ugrupowań partyzanckich w południowej Afryce. W jej skład wchodziły dwa tysiące ton gelignitu i amytolu. Komisarz zbierając się z podłogi uświadomił sobie, że ma pod nogami pływającą beczkę prochu. * 25 * "Maksym Gorki" O szóstej piętnaście rano ekspres "Atlantic" wyjechał z Kolonii i skręcając na zachód na Aachen udał się w dalszą podróż do Amsterdamu zmienioną trasą przez Belgię. Elsa szkicowała na próbę różne wersje twarzy Karpińskiego. Do wizerunku stworzonego na podstawie opisu Marienkowa dodawała zarost lub okulary w cienkiej oprawce. - Jaki sens ma to bazgranie? - spytał z irytacją Haller. Nie spał całą noc i padał ze zmęczenia. - Generał twierdzi, że Karpiński jest mistrzem charakteryzacji -odparła Elsa, nie przerywając swojego zajęcia. - Wszyscy skłaniamy się do zdania, że w Zurychu Karpiński wsiadł jednak do pociągu. Jedna z tych kombinacji może pasować do jego obecnego wyglądu. - Nadzieja matką głupich - skwitował to Haller. - A upór matką sukcesu, mój Żółwiku - odrzekła nazywając go pieszczotliwym przezwiskiem. - Głowę daję, że prędzej czy później go zobaczę. Wciąż komponowała nowe wersje, kiedy przybyli do leżącego na granicy z Belgią Aachen, gdzie kapitan Wander przekazał ich w ręce belgijskiej służby bezpieczeństwa. - Życzę wam spokojnej podróży! - powiedział Niemiec do Wargravea, ściskając mu dłoń na pożegnanie. - Stąd już na pewno dotrzecie bezpiecznie na Schiphol. - Dzięki, że przewiozłeś nas całych i zdrowych przez Niemcy -odparł Wargrave. - To w dużej mierze zasługa twoich pupilków -wskazał sforę niemieckich owczarków, które wraz ze swoimi przewodnikami wysypywały się z pociągu. - To był cholernie cwany pomysł. Między Aachen a Brukselą w wagonie restauracyjnym podawano śniadanie. Jako jeden z pierwszych zjawił się Waldo Hackmann, który wciąż nosił sportowy garnitur w kratkę i okulary w rogowej oprawie. Wybrał miejsce najdalej od kuchni, w kącie, skąd mógł obserwować innych podróżnych. Silnym amerykańskim akcentem zamówił dużą porcję jaj na bekonie i otworzył tygodnik "Time". Wargrave zaproponował Elsie śniadanie w restauracji. Haller chciał tylko kawę i poprosił o przysłanie jej razem z posiłkami zamówionymi dla Marienkowa, Leroya i Neckermanna. W kuchni czuwał nad ich przygotowaniem oficer belgijskiej służby bezpieczeństwa, żeby wykluczyć ryzyko, że ktoś dosypie trucizny do jedzenia. Wargrave i Elsa weszli do wagonu restauracyjnego i wybrali stolik w kącie tuż przy kuchni. Nieco dalej siedzieli przy jednym stoliku Anna Markos i Nicos Leonides. Nie zwracali na siebie nawzajem . Uwagi, jakby się wcale nie znali. - Mój Boże, niby zwykłe śniadanie, a czuję się jak wypuszczona na wolność - westchnęła Elsa, rozłamując bułkę na dwoje. - Cóż za miła odmiana siedzieć tak ze zwykłymi pasażerami i patrzeć na widoki za oknem. - Trochę posępne te widoki - zauważył Wargrave. Przejeżdżali przez gęste lasy na pogórzu Ardenów. Wciąż padał gęsty śnieg, drzewa nosiły białe czapy. Elsa podczas jedzenia obserwowała ukradkiem ludzi wokół. Siedzący na drugim końcu sali Waldo Hackmann dostrzegł Harryego Wargravea, którego widok sprawił mu ogromną satysfakcję. Spojrzał na zegarek: kwadrans po ósmej. Za dwie godziny Anglik będzie leżał na dnie Renu, a potem wartki nurt poniesie jego ciało do morza. Hackmann napawając się tą myślą wypił ze smakiem następną filiżankę kawy. Siedział jeszcze na swoim miejscu, kiedy Wargrave i Elsa skończyli posiłek i minęli go wychodząc z sali. Ku rozbawieniu Karpińskiego Anglik nie spojrzał nawet na niejakiego Waldo Hackmanna, handlarza obrazów rodem z Bostonu w stanie Massachusetts. O siódmej czterdzieści pięć, gdy Wargrave i Elsa jedli śniadanie, Rolf Geiger wraz z dwójką swoich ludzi opuścił melinę w Amsterdamie. Geiger w eleganckim, podbitym futrem płaszczu siedział sam z tyłu mercedesa i czytał "Le Monde". Obok niego leżała skórzana dyplomatka. Erika Kern, równie elegancka w granatowej liberii kierowcy, prowadziła wóz umiejętnie i z werwą we wczesnym rannym ruchu. Obok niej siedział milczący i ponury Joop Kist. Ta przekonująca maskarada miała określony cel