Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
To tylko kwestia prawidłowego myślenia. - Aha, rozumiem - stwierdził Jim. Ta sztuczka musiała być częścią umiejętności Diabłów Morskich jako Naturalnych. Zapewne w ten sposób chodzą też ponad rafami koralowymi, by nie niszczyć sobie butów i samych stóp. Nagle przypomniał sobie o Brianie i Gilesie. - Jeśli spojrzysz w tamtą stronę - rzekł do Diabła Morskiego - ujrzysz Sir Briana Neville-Smythe'a z zamku Smythe oraz Sir Gilesa de Mer z Northumbrii - dwóch szlachetnych dżentelmenów i moich towarzyszy. Rrrnlf odwrócił się, popatrzył w dół na dwóch mężczyzn i zadudnił wesoło: - Miło mi was poznać, mali rycerze. Który z was Brian, a który Giles? - Ja jestem Sir Brian! - przedstawił się mistrz kopii pewnym głosem. Widocznie rozmiary Diabła Morskiego nie onieśmielały go. Giles zachowywał się równie śmiało, tak jakby gotów był stanąć do walki z olbrzymem. - A jam jest Sir Giles. - Bardzo dobrze - rzekł Diabeł Morski. - Po co wezwałeś mnie, mały'Magu? - Chciałbym, abyś zabrał nas do Granfera. Musimy z nim porozmawiać. - Pomożesz go znaleźć? - Oczywiście. Wiem o wszystkim w oceanach. W przeciw- nym razie cóż by to był ze mnie za Diabeł Morski? Ruszajmy? - Najpierw muszę zrobić jeszcze kilka rzeczy - po- wstrzymał go Jim. Nie spodziewał się tak rychłego przybycia olbrzyma i magiczne czynności związane z pojazdem tworzonym dla Gilesa, Briana i jego samego nie były jeszcze zakończone. - A, widzę, że używasz tej swojej magii - powiedział Rrrnlf. - Proszę, nie przeszkadzaj sobie. Nie spiesz się. Ja mam czas. Wieki, a nawet milenia, jeśli to konieczne. - Nie potrwa to aż tak długo - stwierdził Jim nieco szorstkim tonem. Wiedział, że Rrrnlf nie ma złych intencji, ale Diabły Morskie najwidoczniej nie potrafiły powstrzymać się od traktowania innych z wyższością. Poczuł się po części tak jak Giles i Brian po łaskawym powitaniu. Rozdział 13 Zanurzali się w półprzejrzysty niebieski mrok. A może była to półprzeźroczysta niebieska jasność? Znajdowali się już bardzo daleko od powierzchni oceanu i ilość światła wciąż się zmniejszała. Wreszcie zastąpiła je ta dziwna niebieskawa iluminaqa, bardzo słaba, lecz pozwalająca na obserwację otoczenia. Poruszali się, jak oceniał Jim, z ogromną prędkością. Czuł ucisk w żołądku, jak w szybko zjeżdżającej windzie. Od czasu do czasu przed oczami migał im jakiś przed- stawiciel morskiej fauny. Poruszali się tak szybko, aby nadążać za Rrrnlfem, który ich prowadził. Tajemnicą było, w jaki sposób ten Diabeł Morski przemieszczał się tak szybko, ponieważ jego ciało nie wykonywało żadnych innych ruchów. Posuwać się tak, jak ktoś inny lewitowałby w powietrzu. Jim był pewien, że podróżują z szybkością samolotu pasażerskiego z jego starego świata. Tak szybkie przemieszczanie się Rrrnlfa i ich bańki zdawało się wprost nieprawdopodobne. A ściany ich pojazdu musiały być chyba twardsze od betonu. Widać jednak podziałały czary Jima. Podczas tworzenia bańki, uczynił ją "niezniszczalną" bez względu na ciśnienie. Jim siedział na stołku na równej podłodze, o stworzenie której zadbał zawczasu. Giles i Brian siedzieli naprzeciw niego, a Rrrnlf znajdował się z ich prawej strony, tuż za ścianą pojazdu. Obaj średniowieczni rycerze czuli się tak samo nieswojo jak Jim. Znaleźli się w sytuacji niezaprzeczalnie nienatural- nej, wręcz przerażającej. Smoczy Rycerz starał się panować nad własnymi emoc- jami i nie okazywać obawy. Uważał, że za wszelką cenę musi podtrzymać towarzyszy na duchu. Choć zazwyczaj nie bali się niczego, ta niepojęta magiczna sytuacja mogła pozbawić ich odwagi. Jim zmusił się do szerokiego uśmiechu. - Proszę, proszę - rzekł do nich - ale podróżujemy! Żaden nie odpowiedział. Oczywiste było, że znajdowali się w drodze, i rzecz nie wymagała komentarza. Jim spróbował ponownie. - To dziwne, prawda? - stwierdził, uśmiechając się z determinacją. - Ale bywaliśmy już w o wiele dziwniej- szych sytuacjach. Pamiętacie, jak magia Malvinne'a spo- wodowała, że wtargnęliśmy do Królestwa Śmierci, kiedy staraliśmy się uciec z jego zamku? - Pamiętam - przyznał Brian - ale wtedy magia tylko nas tam zaprowadziła. Teraz znajdujemy się w jej środku, a ona wciąż trwa
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- - Chciałabym nawet, żeby ktoś tu wszedł w tej chwili i żeby ta cała komedia wreszcie się skończyła! Coś przecież musiałoby się stać, gdyby mnie tu znalazł! - Na miłość boską...
- Był synem trze- ciej żony Augusta i z rozkazu swojego przybranego ojca musiał porzucić żonę Agryppinę, aby poślubić córkę Augusta — Julię, której był trzecim mężem...
- David i Angela pozwolili jej przez jakiś czas bawić się z psem, lecz wkrótce musiała przyjść do bawialni, gdzie ponownie podłączono jej kroplówkę, Wilsonowie uważali bowiem, że...
- Król stanął kwaterą w Braclawiu, a wojsko na zimowe leże CV3 91 CV rozmieścił w pasie od Kijowa po Multany, dalsze działania bowiem musiał powstrzymać z powodu nowej zdrady...
- Sir John podawał mu już jednak kieliszek szampana i Clinton musiał wznieść toasty, uroczysty za królową i ironiczny za sułtana oraz nowy traktat, zanim...
- Obrzucił mnie badawczym spojrzeniem, które widocznie musiało go prze- konać o moich pokojowych zamiarach, ponieważ odłożył broń i skinął gło- wą...
- Prawdą było przecież to, co Jojustin powiedział do Biagia: ktoś musiał zarządzać zamkiem, a tylko on miał dość praktyki, by to robić pod nieobecność Richiusa...
- - Nawet jeśli z początku zawarliście małe, tajne przymierze, wszystko musiało się zmienić, kiedy z Żalników ściągnęła Zarzyczka z orszakiem Pomorców...
- - Dlaczego ściągnęłaś tę Platynę? Tina spojrzała na mnie, przez chwilę milczała, aż w końcu musiała się domyślić, że słyszałem ich rozmowę, bo powiedziała z nieoczekiwaną...
- Było to bardzo śmieszne, nieprawdaż, pani? Z tym wszystkim, musiałem uciekać, zapomniałem bowiem wziąć szpadę z domu, w którym nocowałem...