Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Nie do pomyślenia było, by obaj naraz wyjechali, zostawiając Aramoor na tak długi czas. Po śmierci Dariusa Jojustin zdążył poznać niemal każdy aspekt władania Aramoorem, zostawiając Richiusowi swobodę w wyborze spraw, którymi miał się zajmować osobiście. Zdarzały się zresztą sytuacje, w których Richius odwoływał się do wiedzy i doświadczenia Jojustina, ponieważ jego długa nieobecność w kraju pozbawiła go znajomości wielu spraw kraju, a zwłaszcza tych, które wyłoniły się po wybuchu konfliktu z Triinami. Richius przekonał sam siebie, że lepiej będzie, gdy Jojustin zostanie, ponieważ był potrzebny Aramoorowi. Istniała także możliwość, że rewolucja Drolów może się przedostać przez Góry Żelazne i dotrzeć do Aramooru. Kiedyś myśl taka wydałaby się Richiusowi absurdem, ale morderstwo Dariusa ukazało mu sprawy w innym świetle. Od powrotu do domu spędził więcej niż kilka bezsennych nocy, zastanawiając się, jak sobie poradzić z nieuchwytnym zagrożeniem. Regularnie wysyłał patrole, które miały sprawdzać przesmyk Saccenne, ale ku swej ogromnej uldze odkrył, że Góry Żelazne toną w błogim spokoju. Irytowała go jednak i niepokoiła myśl, że Aramoor jest w gruncie rzeczy bezbronny, odarty przez wojnę z ludzi i oręża, a nie chciał zostawiać kraju zupełnie nie chronionego. Wiedział, że jeśli nadejdą Drolowie, znajdą w Aramoorze łatwą zdobycz, a było mało prawdopodobne, by Talistańczycy przyszli im z pomocą. Dodawała mu jednak otuchy myśl, że zostawia kraj pod opieką Jojustina, który świetnie umiał sobie radzić w razie potrzeby, bo choć był zbyt wiekowy, by samemu ruszać w pole, miał przebiegły i podstępny umysł, a i źle wyszedłby ten, który miałby w nim przeciwnika, mającego wieloletnie doświadczenia wojenne namiestnika. Kilku z towarzyszy Richiusa z ochotą przyjęło zaproszenie przyszłego króla. Pierwszym z nich był - jakżeby inaczej! - Patwin. Z Dinadinem i Lucylerem dzielił w Lucel-Lorze pozycję najbardziej zaufanych ludzi młodego księcia i myśl o tym, że go nie będzie na koronacji obu przyjaciołom nie postała nawet w głowach. Z powodu ran Richiusa przygotowaniami do podróży zajął się Patwin. Rany księcia dawały także Richiusowi powody do nieustannych utyskiwań, bo Jenna i Jojustin traktowali go jak dziecko. Wilcze kły zostawiły na jego przedramieniu paskudne blizny, ale rany goiły się dobrze i rankiem w dzień odjazdu Richius był pewien, iż wyzdrowiał na tyle, że poradzi sobie z podróżą. Podczas gdy książę wracał do zdrowia, Patwin gromadził zapasy i przedmioty pierwszej potrzeby. Przede wszystkim jednak zwoływał towarzyszy podróży, ludzi, których kompanii życzył sobie Richius. Wkrótce po odjeździe Biagia po Aramoorze rozeszły się wieści, że młody Vantran zostanie nowym królem i okazało się, że każdy, kto choć trochę potrafi poruszać się w siodle, pragnie towarzyszyć przyszłemu władcy w jego podróży koronacyjnej. W większości byli to żołnierze, którzy wrócili cało z doliny Dring - około trzystu ludzi. Taka zbiorowa demonstracja uwielbienia i poparcia sprawiła, że Richius choć na chwilę zapomniał o wrogości Dinadina. Wiedział jednak, że nie może zabrać ze sobą tylu ludzi. Aramoor nie miał dostatecznej liczby koni, nie można też było zostawić kraju bez obrony - wobec możliwości ataku Drolów każdy wojownik potrzebny był na miejscu. Kiedy Richius zdał sobie sprawę z tego, że może zabrać ze sobą tylko kilku ludzi, wybór narzucił się sam. Ze wszystkich, którzy towarzyszyli mu w dolinie, tylko trzem ufał na tyle, by powierzyć im trudne zadanie dowodzenia okopami. Byli to ludzie, którzy wielokrotnie udowodnili swoją odwagę i wierność, a powierzone im niełatwe zadania wykonywali z oddaniem i poświęceniem. Richius uważał, że wszyscy jego żołnierze byli dzielni i odważni, ale Barret, Ennadon i Gilliam odznaczyli się szczególnie. Uważał, że to oni zasłużyli, by towarzyszyć przyszłemu królowi w jego podróży po koronę i wziąć udział w późniejszych ucztach. Była to oczywiście skromna nagroda, bez porównania uboższa niż to, na co w istocie zapracowali, stawiając czoło okropnościom wojny w Dring, ale Richiusa nie stać było na więcej. Wszyscy trzej, jak się tego Richius spodziewał, przyjęli zaproszenia. Ennadon, najstarszy z całej trójki, podjął się nawet znalezienia Richiusowi konia, ponieważ wszyscy już się zdążyli dowiedzieć, jak okropny koniec spotkał Pioruna. Ennadon był wrażliwym człowiekiem, który zanim został zmuszony do wojaczki w Lucel-Lorze, był hodowcą bydła i koni, rozumiał więc ową osobliwą więź, jaka łączy konia z jeźdźcem. Richius był wdzięczny, ale w końcu powiedział Ennadonowi, by dał sobie spokój. W zamkowych stajniach było dość koni do wyboru, a zastąpić Pioruna i tak żaden nie zdoła. Ennadon się nie upierał, ale zapewnił Richiusa, że mimo wszystko znajdzie dla niego doskonałego konia. Barret i Gilliam przybyli do zamku razem. Obaj byli nieznacznie tylko młodsi od swego księcia, który nie miał jeszcze dwudziestu pięciu lat