Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Danica w mgnieniu oka znalazła się po drugiej stronie łóżka. Chwyciła Rufa za włosy i gwałtownie odciągnęła mu głowę do tyłu. Pochwycony jak w kleszcze, unieruchomiony z obu stron przez krasnoludy, mógł tylko słuchać i patrzeć. Cadderly nucił cicho, jego dłonie wykonywały specyficzne ruchy. Wyprostował palec wskazując w stronę Rufa – jego koniec jarzył się palącą bielą. – Nie! – krzyknął Rufo. – Musisz pozwolić mi wyjaśnić! – Dość kłamstw – syknęła zza niego Danica. Rufo krzyczał i wił się bezradnie, gdy zaczarowany palec Cadderly’ego naznaczył jego czoło symbolem klątwy Deneira – wizerunkiem pojedynczej złamanej świecy ponad zamkniętym okiem. Wszystko trwało zaledwie kilka sekund, po czym Danica i krasnoludy puścili Rufa. Pochylił się mocno do przodu, pojękując nie tyle z bólu – bo ten był minimalny – ile z przerażenia, kiedy uświadomił sobie, co Cadderly mu uczynił. Napiętnowany. Czuł dławiący smród i wiedział, że nigdy się od niego nie uwolni i że do końca jego dni zaklęcie będzie odstręczać od niego ludzi. – Nigdy nie wolno ci zakryć symbolu twej hańby – rzekł do niego Cadderly. – Wiesz, jakie są konsekwencje. Rzeczywiście, Kierkan Rufo wiedział. Zasłonięcie piętna Deneira powodowało, iż znak wtapiał się głębiej w czoło i docierał aż do mózgu, wypalając go i powodując w konsekwencji przerażającą śmierć w okropnych męczarniach. Rufo spojrzał gniewnie na Cadderly’ego. – Jak śmiałeś? – warknął, dobywając z siebie resztki zuchwałości. – Nie jesteś przełożonym. Nie masz mocy... – Mógłbym przekazać cię straży miejskiej – wtrącił Cadderly, a Rufo na te słowa jakby nabrał wody w usta. – Nawet teraz mógłbym opowiedzieć im o twoich przestępstwach i pozwolić, by powiesili cię na ulicy. Czy to nie byłoby lepsze? Rufo odwrócił wzrok. – Jeżeli wątpisz w mą pozycję w zakonie – ciągnął dalej Cadderly – wątpisz, że mam moc, aby osądzić cię w ten sposób, po prostu zakryj czymś piętno. Wkrótce zobaczymy, czy miałeś rację. – Zdjął swój szerokoskrzydły kapelusz i podał go Rufowi. – No, przekonajmy się – rzucił zaczepnie. Rufo machnięciem ręki odtrącił kapelusz i podniósł się chwiejnie. – Najwyższy kapłan – rzekł z nadzieją w głosie, gdy drzwi do jego pokoju otworzyły się i do środka zajrzał łysy kapłan o obwisłych policzkach, w czerwonej, płaskiej czapeczce, która była symbolem najwyższego wtajemniczenia w zakonie Ilmatera. Za nim stało tuzin lub więcej uczniów ze świątyni, którzy zjawili się tu, zwabieni agonalnymi wrzaskami Rufa. – Usłyszeli jego krzyki i pomyśleli, co przyłonczył się do jeich zakonu – wyszeptał Ivan do Daniki i Pikela i cała trójka mimo powagi sytuacji nie zdołała powstrzymać chichotu. Kapłan pociągnął nosem i skrzywił się, poczuwszy ohydną woń. Wbił wzrok w Rufa, w piętno na jego czole, po czym odwrócił się do Cadderly’ego. – Co tutaj zaszło? – zapytał bez odrobiny gniewu w głosie. – Oni mnie zdradzili! – zawołał rozpaczliwie Rufo. – Oni... on... – Wskazał na Cadderly’ego. – Wysłał Przełożonego na Księgach Avery’ego Schella na pewną śmierć! A teraz usiłuje zrzucić całą winę na mnie! Cadderly nie przejął się jego oskarżeniami. – Czy Deneir obdarzyłby mnie magicznym piętnem, gdyby w tej historii było choć ziarenko prawdy? – zwrócił się do kapłana Ilmatera. – Jest autentyczne? – spytał chudy kapłan, wskazując na szpetne znamię. – Chcesz sprawdzić? – Cadderly spytał Rufa, ponownie podając mu swój kapelusz. Rufo przyglądał mu się przez dłuższą chwilę – patrzył na broszę ze świętym symbolem Deneira pośrodku czerwonej wstążki i zdawał sobie sprawę, iż znalazł się w krytycznym punkcie swego życia. Nie mógł przyjąć i włożyć kapelusza – to równałoby się wyrokowi śmierci. Ale pogodzenie się z oskarżeniami Cadderly’ego uczyniłoby z niego prawdziwego napiętnowanego wyrzutka. Milczał przez dłuższą chwilę, usiłując wymyślić jeszcze jedną wymówkę. Wahanie sprawiło, że stracił szansę na udzielenie jakiegokolwiek wyjaśnienia. – Musisz stąd odejść, Kierkanie Rufo – rzekł stanowczo kapłan Ilmatera. – Już nigdy nie zostaniesz wpuszczony do żadnej z siedzib naszego boga. Już nigdy żaden z kapłanów tego zakonu nie okaże ci życzliwości czy szacunku. Jego słowa były dla Rufa ostatnim gwoździem do trumny. Wiedział, że wszelkie dyskusje mijają się z celem – decyzja była nieodwołalna. Odwrócił się, jakby chciał pójść po kufer ze swoimi rzeczami, ale kapłan nie pozwolił mu nawet na chwilę zwłoki. – Natychmiast! – zakrzyknął. – Twoje rzeczy zostaną wyrzucone na ulicę. Odejdź! Zawsze skorzy do pomocy Ivan i Pikel chwycili Rufa za ręce i brutalnie popchnęli go naprzód. Spośród wielu świadków tej sceny żaden nie ośmielił się zaprotestować. Napiętnowani kapłani nie mieli sprzymierzeńców