Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Mamy tu istną plagę. Pomysł z mrówkami z Egiptu wydał się Helen nieco śmieszny, lecz powstrzymała się od komentarza. Anne-Marie spoglądała przez kuchenne okno na podwórze. - Musisz im powiedzieć - rzekła, choć Helen nie była pewna komu miałaby cokolwiek mówić. - Powiedz im, że zwykli ludzie nie mogą już nawet chodzić po ulicach... - Naprawdę jest aż tak źle? - spytała Helen, porządnie zmęczona tym szeregiem nieszczęść. Anne-Marie odwróciła się od zlewu i spojrzała na nią ciężkim wzrokiem. - Mieliśmy tu już morderstwa - powiedziała. - Naprawdę? - Jedno nawet tego lata. Staruszek z Ruskin. To tuż obok. Nie znałam go, ale był przyjacielem siostry kobiety z naprzeciwka. Zapomniałam jak się nazywał. - I zamordowano go? - Porąbano na kawałki we własnym mieszkaniu. Znaleźli jego zwłoki prawie po tygodniu. - A co z sąsiadami? Nie zauważyli jego nieobecności? Anne-Marie wzruszyła ramionami, jak gdyby najważniejsze informacje - morderstwo i izolacja denata - zostały już powiedziane, a dalsze wypytywanie było nie na miejscu. Lecz Helen nie dawała za wygraną, - Wydaje mi się to dziwne - oświadczyła. Anne-Marie zatkała gwizdkiem napełniony już czajnik. - Cóż, a jednak tak było - odparła zdecydowanie. - Wcale nie twierdzę, że nie, ale po prostu... - Miał wydłubane oczy - dodała, nim Helen zdążyła przedstawić kolejne wątpliwości. Twarz Helen pokrył grymas bólu. - Nie - wyszeptała. - To szczera prawda - zapewniła Anne-Marie. - A i tak to jeszcze nie wszystko co mu zrobili. - Urwała dla większego efektu, a potem ciągnęła dalej - Wyobrażasz sobie, co za ludzie mogą robić takie rzeczy, nie? Wyobrażasz sobie? - Helen potaknęła. Myślała dokładnie o tym samym. - Znaleźli winowajcę? Anne-Marie parsknęła lekceważąco: - Policję gówno obchodzi, co się tu dzieje. Unikają tego osiedla jak tylko mogą. Na patrolach zwijają dzieciaki za pijaństwo czy takie rzeczy i na tym koniec. Bo widzisz, oni się boją. To dlatego trzymają się z daleka. - Tego mordercy? - Może - odparła Anne-Marie. A po chwili dodała - On miał hak. - Hak? - Facet, który to zrobił. Miał hak, tak jak Kuba Rozpruwacz. Helen nie była ekspertem w dziedzinie zabójstw, ale wiedziała, iż Rozpruwacz nie używał haka. Byłoby wszakże grubiaństwem kwestionować prawdziwość opowieści Anne- Marie. Jednak w duchu Helen zastanawiała się, ile z tego - wydłubane oczy, ciało porąbane w mieszkaniu, hak - było dodane od siebie. Nawet najbardziej skrupulatny dziennikarz nie zawsze oprze się chęci upiększenia zasłyszanej historii. Anne-Marie nalała sobie kolejną porcję herbaty i szykowała się, aby napełnić również filiżankę gościa. - Nie, dziękuję, - uprzedziła ją Helen. - Naprawdę powinnam już iść. - Masz męża? - spytała nagle Anne-Marie. - Tak. Jest wykładowcą na uniwersytecie. - Jak mu na imię? - Trevor. Anne-Marie wsypała dwie czubate łyżeczki cukru do herbaty. - Wrócisz tu jeszcze? - spytała. - Tak, mam nadzieję. Pod koniec tygodnia. Chcę zrobić parę zdjęć w mieszkaniu po drugiej stronie. - Wpadnij przechodząc. - Na pewno. I dziękuję za pomoc. - Nie ma za co - odparła Anne-Marie. - Powiesz komu trzeba, prawda? * - Wygląda na to, że morderca zamiast ręki miał umocowany hak. Trevor uniósł wzrok znad talerza tagliatelle con prosciutto. -Słucham? Helen niemało trudu kosztowało powtórzenie tej historii bez nadawania jej osobistego nastawienia. Interesowało ją, jak zareaguje Trevor, a wiedziała, że gdy tylko zasygnalizuje swoje stanowisko, to on instynktownie przyj mię przeciwny punkt widzenia z czystej przekory. - On miał hak - powtórzyła całkiem bez zaangażowania. Trevor odłożył widelec i podrapał się po nosie, głośno nim pociągając. - Nic na ten temat nie czytałem - stwierdził. - Nie czytujesz lokalnej prasy - odparła. - Żadne z nas tego nie robi. Może w ogóle nikt już jej nie czyta. - Starzec Zamordowany przez Hakorękiego Maniaka? - rzekł Trevor, delektując się swoimi słowami. - Będę musiał bliżej się tym zająć. Kiedy to rzekomo się wydarzyło? - Zeszłego lata. Może byliśmy wtedy w Irlandii. - Może - zgodził się Trevor, znów biorąc do ręki widelec. Gdy pochylił się nad posiłkiem, w wypolerowanych szkłach jego okularów miast oczu widać było jedynie odbity obraz talerza klusek i posiekanej w kostkę szynki. - Dlaczego mówisz „rzekomo"? - Nie brzmi to wszystko zbyt przekonująco - odparł. - Właściwie brzmi cholernie niedorzecznie. - Nie wierzysz w tę historię? - spytała Helen. Trevor uniósł wzrok znad talerza, językiem zlizując z kącika ust kawałek tagliatelli. Jego twarz przybrała ów dobrze znany, sceptyczny wyraz. Bez wątpienia tę samą minę serwował egzaminowanym studentom. - A ty w nią wierzysz? - zapytał Helen. To był jego ukochany sposób grania na czas, kolejna sesyjna sztuczka, aby spytać pytającego