Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

jesie- ni¹ r. 1769 demaskuje okr¹¿aj¹ce manewry ambasa- dora Wo³koñskiego, a jako g³ówne zadanie oporu na- rodowego podaje odciêcie siê raz na zawsze od rosyj- skiego nacisku. Mimo ró¿nic w oœwietlaniu wypadków 18 - Polscy ui5arze polityczni hVIII wieku 274 Polscþ p¿sarze pol¿tþczn¿ publicyœci ministerialni tak s¹ zgodni z konfederackimi s w zachêcaniu Polaków do wytrwania, ¿e nieraz trudno þ odró¿niæ jednych od drugich. Skrypt "Respice finem" ::þþ nie szezêdzi wymówki królowi, ¿e po krótkim oporzþ 'þ w rozpaczy straszn¹ s³awy, honoru, powagi tronu;:þþ praw, swobód, wolnoœci, niepodleg³oœci i religu samej,þþ nawet ofiar¹ kupi³ sobie za dni radomskich protekejê þ Moskwy, ale te¿ - ci¹gnie dalej - senat czêœci¹ za- przedany, czêœci¹ zbyt do króla przywi¹zany, "podpi- sa³ traktat niewolniczy", zaœ stan rycerski, zaœlepiony þ, niezwyciê¿on¹ przeciw nowemu prawodawstwu zaw= ziêtoœci¹, da³ siê uwieœæ ajentom Moskwy. Porz¹dek þ: wypadków by³, jak wiadomo, nieco inny: najpierw þ stan rycerski da³ siê oba³amuciæ agitatorom partii sas-. þiej, potem kapitulacja króla, potem traktat z du¿ym -þ; udzia³em senatu - ale o to mniejsza. Wa¿ne kon- " kluzje: ¿e si³y carowej nie s¹ niewyþzerpane i ¿e nie þ nasz¹ rzecz¹ jest jej dostarezaæ z Polski ludzkiego ma- þ teria³u. "Respice finem", królu, który chcesz siê j i Moskwie odwdziêczyæ, i ojezyznê oswobodziæ bez = osobistego nara¿enia. "Respice finem", senacie i stanie þ rycerski, "b¹dŸ mêdrszy po robocie radomskiej, raczej z tymi siê ³¹cz, których Bóg, Ojezyzna, Koœció³ i po- tomnoœæ z chwa³¹ wspominaæ bêd¹". To by³ mniej wiêcej jêzyk Czartoryskich w r. 1768, którzy w grze politycznej z Repninem tylko atutem krwi konfederac- kiej mogli coœ dla Polski wygraæ. Podobnie¿ "Myœl obywatela w teraŸniejszych oko- licznoœciaeh polskich" stara siê podtrzymaæ w wal- cz¹cyeh wiarê, ¿e nas Europa, choæby ze wzglêdu na równowagê, nie opuœci, a zarazem wzbudziæ zaufanie do biernego oporu króla: trzeba d¹¿yæ do skoordyno- wania wysi³ków tych trzech czêœci narodu, z których Ulotna publ¿cystþka barska 275 pierwsza chce odmiany króla, druga stoi przy tronie, a trzecia "w milezeniu zostaje". Musi przyjœæ chwil:a; kiedy Poniatowski z konfederatami, jak August þI z Ledóchowskim, odnajd¹ wspólny jêzyk, zgodnie u³oþ¹ now¹ formê rz¹du i zyskaj¹ dla niej uznanie wehm- dz¹cych w negocjacjê dworów. W tym jednym punkcie nie zgadza siê z "obywþ- telem" inny "patriota", tylko Bogu i OjezyŸnie obowiþ- zany autor "Zdania wolnego" o gwaraneji. Czy s³yþ szano, aby ktoœ gwarantowa³ wewnêtrzny ustrój Franz- cji, Hiszpanii, Anglii czy Wenecji? Panuj¹cy tylko przed Bogiem i narodem s¹ odpowiedzialni za swe rzþ- dy. Ma sens miêdzynarodowe zþrêczenie ca³oœci grþ- nic, ale nie ma go gwaraneja praw wyznaniowych. Nawet wspó³gwaraneja ró¿nych dworów uchybia su- werennoœci pañstwa. Polska przy traktatach pokojo- wych mo¿e najwy¿ej jednostronnie zobowi¹zaæ siê þie pomna¿aæ wojska ponad 40-50 tysiêcy, a dysydentom dla mi³oœci chrzeœcijañskiej przyznaæ wolnoœæ nabo- ¿eñstwa. To znowu¿ albo pisze Konarski, albo ktoœ wed³ug jego wskazañ. D³uski, podkomorzy lubelski, znany ajent Famiþii, w jednej "Przestrodze" przyezyni³ siê do rozjaœnienia orientacji nurtuj¹cych Rzplit¹ (on to naliczy³ ich piêE); najgorsza sasko-moskiewska, najlepsza królewsko-pa- triotyczna, tj. familijno-ministerialna, bo kocha i kró- la, i ojezyznê; niewiele warta sasko-polska, bo têskni do cudzoziemca i "woli przy slabym rz¹dzie byæ w³ad- nion¹ przez faworyta, jak przez famili¹ moen¹". Chwa- lebna by³aby konfederacja, gdyby siê sk³ada³a z luclzi wysokiej moralnej wartoœci. W drugiej przestrodze; zatytu³owanej "Postaæ dobrego konfederata", próbuje D³uski pouezyæ, ¿e nie ka¿dy patriotyzm ma jednako= 276 Polscy p¿sarze pol¿tyczni w¹ wartoœæ dla ojezyzny: bywa œlepy, bywa i pods2yty asobist¹ uraz¹... Zrozumiano po stronie przeciwnej sens tych reflek- " syi, a ¿e trudno im by³o odmówiæ zasadniczej s³usz- _ noœci, wiêe jakiœ Spektator albo Spekulator ojezysty, najprawdopodobniej Tadeusz Lipski, kasztelan ³êczycþ ki, z suflersk¹ pomoc¹ rezydenta Essena obrzuca³ da- lej króla i Czartoryskich inwektywami, ¿e to nie Ro- sja ich, ale oni Rosjê ci¹gnêli do bezprawi. Pisemko ukaza³o siê zaraz po paŸdziernikowej radzie senatu þ 1769 r., która pod wp³ywem Zamoyskiego i Czartorys- þ kich oœmieli³a siê ¿¹daæ wymarszu Rosjan z Polski. þ Interes narodowy wymaga³ poparcia tej polityki eman- cypacyjnej, ale taka rehabilitacja Familii nie le¿a³a w interesie dynastii saskiej. Spektator Essen-Lipski, choæ sam prowadzi intrygê z Rosj¹, daje pouczenie kónfederatom: gdy Tureja postanowi³a poni¿yæ Rosjê, Franeja zwaleza j¹ dyplomatycznie w S¿weeji þi wszê- dzie, gdy Austria i Prusy j¹ tak¿e po cichu szachuj¹, to konfederaci powinni sobie postawiæ jasny cel przed oczyma i niszezyæ wszelk¹ robotê Czartoryskich. Celem naczelnym powinno byæ zrzucenie króla, wyniszezenie i wykorzenienie Czartoryskich, "wytêpienie dysyden- tów, ale stanu tylko szlacheckiego"; pod tymi warun- kami Saksonia nie odmówi im regularnych posi³ków na miejsce tego "mot³ochu" niszez¹cego kraj, tj. wy- praw wojewódzkich. Gdyby zaœ wszystkich powy¿- szych maksym nie da³o siê zrealizowaæ, "to lepiej dla nieh i jakiej kraju czêœci postradaæ, byleby ca³oœæ wiary, wolnoœci i praw swobodnych przy najgruntow- niejszym kraju bezpieczeñstwie zachowaæ". Widaæ mia³ raejê D³uski, gdy taksowa³ orientacjê sask¹ nie- wysoko. . . Ulotna publ¿cystyka baTska 27þ Ciszej ni¿ te szezueia brzmia³y g³osy defetystów z kuchni kuchmistrza koronnego Adama Poniñskiego, zalecaj¹ce pogodzenie siê z losem: By³y, rzek³szy prawdê, i te czasy, ¿e Polacy dawali prawa Moskwie, có¿ za dziw, ¿e z alternaty oni teraz Polakom. Ka- tarzyna dysydentów z chrzeœcijañskiej mi³oœci proteguje, zie- mi naszej nie po¿¹daj¹e