Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Uciśnione ludy Azji i Afryki nienawidziły go. Kiedy wybuchło w Sudanie powstanie Mahdiego, wysłano Gordona do Chartumu po raz drugi. Rząd angielski polecił mu przeprowadzić ewakuację załóg egipskich i europejskiej ludności. Ale tak skromna misja nie odpowiadała naturze osławionego zdobywcy. Gordon postanowił na własną rękę bronić Sudanu przed Sudańczykami. Wierzył bowiem głęboko, że prawdziwe szczęście Sudan może osiągnąć tylko pod rządami europejskich kolonizatorów. W czasie pierwszego pobytu Gordona w Sudanie prasa europejska rozpisywała się szeroko na temat jego walki z sudańskimi handlarzami niewolników. Za drugim pobytem Gordona w Chartumie pomijano te sprawy wstydliwym milczeniem. Bo bohaterski obrońca Chartumu, przyparty do muru przez powstańców, nie przebierał już w środkach. Starał się sprzymierzyć przeciwko Mahdiemu właśnie z handlarzami niewolników - dla ich pozyskania ogłosił ze swej twierdzy zniesienie zakazu niewolnictwa. Ponadto domagał się od egipskiego kedywa uwolnienia z kairskiego aresztu osławionego króla niewolników Zobeira- paszy, jako „jedynego człowieka, którego można przeciwstawić Mahdiemu”. W styczniu 1885 roku Gordon wiedział, że Chartum musi paść. Kedyw nie przysyłał Zobeira-paszy, Londyn zwlekał z wysłaniem korpusu ekspedycyjnego. Niezwyciężonemu dotychczas kolonizatorowi pozostała już tylko jedna broń przeciwko mahdystom - własna śmierć. Gordon postanowił umrzeć w Chartumie, gdyż wierzył, że Anglia - mszcząc się za jego śmierć - pokona powstańców i opanuje Sudan. W nocy z 24 na 25 stycznia wojska emira Negurui wtargnęły do miasta. Jeden z oddziałów powstańczych podsunął się ostrożnie pod bramę mudirii. Pałac gubernatorski był pogrążony w ciemnościach i jakby wymarły. Ale któryś z powstańców dostrzegł w mroku samotnego mężczyznę, stojącego na szczycie pałacowych schodów. Niewiele myśląc, wycelował do niego i wystrzelił. Trafiony upadł i stoczył się ze schodów. W godzinę później, kiedy zrobiło się jaśniej, powstańcy przekroczyli bramę pałacu. U stóp schodów znaleźli zabitego Europejczyka w czarnym ubraniu i w czerwonym tarbuszu. Kilku go rozpoznało, poczęli wołać: ,,To pasza Gordon”. Wtedy jeden z wojowników, dziki jeździec z plemienia Tawalów - Babikr Koko, odciął mieczem głowę gubernatora, przytroczył ją do siodła i powiózł do Orndurmanu, żeby rzucić do stóp Mahdiego. - Tak zginął pasza Gordon, a dziadek mego ojca patrzał na to własnymi oczami - mówił kierowca. - Nasz Mahdi nie chciał jego śmierci, panie. W czasie oblężenia pisał do niego listy, obiecywał mu życie i wolność. A kiedy przywieziono do Omdurmanu odciętą głowę paszy, Mahdi tak się zmartwił, że przez cały dzień modlił się w namiocie i nikomu nie pozwalał na siebie patrzeć. Ale Gordon-pasza nie chciał pokoju z Mahdim, panie. Gordon- pasza chciał, żeby za jego krew spadła na Sudan zemsta Anglii. A potem przyszedł generał Kitchener ze swoim wojskiem, rozbił mahdystów w bitwie pod Omdurmanem, zajął cały Sudan i postawił ten pomnik na naszą hańbę. I ojciec mojego ojca, panie, musiał pomagać przy budowaniu tego pomnika. Staraj się to zrozumieć, panie. Syn zdobywcy Chartumu musiał budować pomnik na pamiątkę zwycięstwa Anglii. Ciężka sprawa, panie... Podniosłem oczy na Gordona. Brązowa twarz gubernatora jaśniała w słońcu. Tak, to był pomnik zwycięstwa. Zamiar jego twórcy był zupełnie jasny. Trzymany krótko na wodzy wielbłąd wyobrażał ujarzmiony Sudan. Wyniosły jeździec - zwycięską potęgę kolonialnego Imperium. Dla tego pomnika nie było miejsca w niepodległym Sudanie. W obecnej sytuacji nie miał już żadnego sensu. Podniosłem się z ziemi, otrzepałem spodnie z piasku i wyplułem pestkę ostatniego daktyla. Była godzina piąta. Chartum już się ocknął z poobiedniej drzemki. Na ulicach przylegających do pałacyku kręciło się sporo ludzi. - Dziękuję panu - powiedziałem do Sudańczyka - opowiedział mi pan bardzo ciekawe rzeczy. - W Sudanie dużo ciekawych rzeczy, panie - uśmiechnął się kierowca. - Grób Mahdiego w Omdurman też bardzo ciekawa rzecz, panie. Ja mogę zawieźć, panie. Moje taksi dobre. Droga niedaleka. Może być jutro, może być w każdy inny dzień. - Doskonale, na pewno pojadę! - ucieszyłem się. - Tylko dnia jeszcze nie mogę ustalić, bo muszę się przedtem naradzić z kolegą. Ale gdzie ja później pana odnajdę? - Przyjdziesz na ten postój, panie. A jak mnie nie będzie, to pytaj tylko, gdzie Idrys. Tu ci zawsze powiedzą. Było to tak nieoczekiwane, że zupełnie zgłupiałem. - Jak to Idrys? - wyjąkałem. - Pan chyba żartuje, to przecież niemożliwe. - Idrys to moje imię, panie. U Arabów dużo Idrysów. Król Libii też Idrys, panie
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Anu zaryczał z wściekłości, kiedy zniszczono czołg z „Transhara”, lecz jego gniew wzmógł się jeszcze, kiedy czołg wroga zajął pozycję, która obejmowała także rampę...
- Biorąc to wszystko pod uwagę, wielbię ogromnie faraona Echnatona za jego mądrość i sądzę, że i inni będą go wielbić, gdy zdążą zastanowić się nad tą sprawą i zrozumieją, jakie...
- Czyż nie widzieliśmy tego okrętu na własne oczy? A co się tyczy radży Hassima i jego siostry, Mas Immady, jedni mówią tak, drudzy inaczej, ale Bóg jeden zna prawdę...
- Za każdym razem, gdy Cymmerianin spotykał grupę, ogromny samiec patrzył na niego groźnie spod ciężkich brwi, dopóki jego rodzina nie zniknęła w krzakach, a potem odwracał się i...
- Gdy Rikki przybył do domu, wyszedł na jego spotkanie Teodorek wraz ze swym tatusiem i mamusią (wciąż jeszcze bladą, bo niedawno dopiero ocucono ją z omdlenia) i wszyscy troje...
- Skrajny genetyzm, jaki ujawnia Tynecki omawiając na marginesie swych wywodów twórczość Micińskiego, może raczej zaszkodzić pisarzowi, to znaczy przenieść jego dzieło ze...
- Oczy błyszczały mu bardzo, bardzo mocno, szczególnie to zza monokla, a Baudelaire'owie ze zgrozą rozpoznali jego straszliwą minę...
- Wykrzykn\'ea\'b3a jego imi\'ea, czuj\'b9c,\par \'bfe ogarnia j\'b9 gor\'b9ca fala rozkoszy...
- Przemieszczając się z miejsca na miejsce, dotarliśmy do małego strumienia i postanowiliśmy iść jego brzegiem, uznawszy, że musi nas gdzieś w końcu doprowadzić...