Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Rozwój, który ujawniliśmy na Ziemi po prostu dlatego, że tu jesteśmy, przekracza ramy pojedynczej planety. Dokonuje się bowiem w ramach kosmicznych. Jakie są rozsądne przyczyny, jakie można w ogóle wymyśleć przyczyny uzasadniające pogląd, że rozwój na Ziemi różni się w sposób zasadniczy od rozwoju pozostałego Wszechświata? Wstyd po prostu do tych logicznych argumentów jeszcze dodawać wskazania na konkretne okoliczności. Jednakże doświadczenie uczy, że jest to potrzebne. Chcąc się przeciwstawić nawykom myślowym, trzeba korzystać z każdego argumentu, który jest do dyspozycji. A zatem: Słońce jest gazową piłką o średnicy około 1,5 miliona kilometrów. Innymi słowy, jest tak wielkie, że wystarczyłoby wydrążyć je tylko w połowie, aby zmieścić w nim układ Ziemia--Księżyc (średnica toru Księżyca wynosi około 760000 kilometrów). Mniej więcej sto miliardów takich gazowych piłek jako „gwiazdy” składa się na nasz układ Drogi Mlecznej. Jeśli się założy – a jest to niezwykle wstrzemięźliwa ocena astronomów – że tylko 6 procent spośród nich okrążane jest przez planety, podobnie jak nasze Słońce, to tylko dla naszego układu Drogi Mlecznej .otrzymujemy liczbę około 6 miliardów układów planetarnych. Tymczasem są dowody na to, że w obserwowalnej części Kosmosu takich dróg mlecznych o niewyobrażalnym wręcz rzędzie wielkości istnieje więcej niż jest gwiazd w naszej Drodze Mlecznej! I teraz my, jako jedyne „obciążenie użytkowe” w Kosmosie o takich rozmiarach? Jako jedyny sens, jedyny żywy i świadomy swego istnienia wynik rozwoju w takich ramach? Z pewnością nie wszystkie spośród 6 miliardów układów planetarnych naszej Drogi Mlecznej zawierają planetę, której powierzchnia jest odpowiednim środowiskiem do dalszego rozwoju organicznych wielkich cząsteczek. Z dotychczasowych badań wynika, że w naszym Układzie Słonecznym dotyczy to tylko jednej jedynej planety. Ponieważ dotychczas znamy tylko ten jeden przypadek Ziemi, niepewność co do tego, czy jest on typowy, czy wyjątkowy, jest znaczna. Opinie astronomów co do liczby zamieszkałych planet we Wszechświecie są bardzo rozbieżne. Kosmos jest tak niezmiernie wielki, a liczba występujących w nim układów słonecznych tak ogromna, że nawet oceny oparte na szczególnie ostrożnych założeniach prowadzą do wyników, które wydają się wręcz fantastyczne. Pewien nowoczesny podręcznik astronomiczny zakłada, że liczba cywilizacji technicznych, które w najszerązym ujęciu można by porównać do naszej, wynosi tylko w naszej Drodze Mlecznej około miliona.2 W ostatnich latach z najrozmaitszych stron wysunięto wiele poważnych zastrzeżeń, w związku z czym obecnie większość autorów zupełnie świadomie za podstawę swoich obliczeń przyjmuje dane skrajnie niekorzystne.3 Ta samokrytyczna ostrożność ma bardzo konkretne podłoże. Eksperci dokonują bowiem tych obliczeń nie (tylko) dla intelektualnej przyjemności, lecz także po to, aby z otrzymanych wyników wyprowadzić przeciętne odległości pomiędzy zamieszkałymi planetarni. Znajomość tych średnich odległości ma duże bowiem znaczenie dla oceny przyszłych szans systematycznych poszukiwań sygnałów radiowych nadawanych przez cywilizacje pozaziemskie. Do pewnych odległości granicznych (rzędu około 10 do 30 lat świetlnych, co jest śmiesznie mało w stosunku do średnicy naszej Drogi Mlecznej wynoszącej około 100000 lat świetlnych) można by w zasadzie już dzisiaj prowadzić takie poszukiwania za pomocą istniejących radioteleskopów. Obliczenia zaś mają dostarczyć podstaw do oceny, czy nakłady na takie badania będą opłacalne. (Dotąd zresztą żadnych decyzji jeszcze nie podjęto.) Wszystkie te wyliczenia i niepewności nie naruszają w niczym argumentu, o jaki mi tutaj chodzi. Nawet gdybyśmy przyjęli, że w naszej całej Drodze Mlecznej zamieszkała jest tylko i wyłącznie Ziemia i że to właśnie jest przypadek typowy, to znaczy, że jeden „typowy” obłok spiralny zawiera zawsze tylko jedną jedyną kulturę planetarną (ocena minimalistyczna, przekraczająca chyba sto tysięcy razy pesymizm najbardziej pesymistycznych ocen dzisiejszej astronomii!),'nawet wtedy musielibyśmy się liczyć z istnieniem ponad 100 miliardów zaczątków życia w tej części Kosmosu, którą jeszcze potrafimy uchwycić naszą aparaturą. Nawet wtedy więc musielibyśmy uznać, że we Wszechświecie roi się od zaczątków życia. Z pewnością nie jesteśmy jedynym przypadkiem w Kosmosie.4 Pomimo to według wszelkiego prawdopodobieństwa jesteśmy jednorazowi w naszej ziemskiej swoistości. Nie ma w tym żadnej sprzeczności. Nie wolno nam tylko wpaść na pomysł, że ta jednorazowość polega na górującej nad wszystkim najwyższej randze. Możemy natomiast śmiało uważać siebie i całe pozostałe życie ziemskie za jednorazowe w sensie jedynej w swoim rodzaju, niepowtarzalnej indywidualności, nawet na tle przytłaczającej obfitości życia kosmicznego